[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego jasne włosyprzyklejone do twarzy i szyi były bezbarwne. Obydwaj.- Ale ja nie muszę cię słuchać! krzyknął Will Wygrywałem.Wygrywałem! -Rozejrzał się po dziedzińcu, na trzy rozproszone ciała wilkołaków, które walczyły dwójka była nieprzytomna, jeden martwy Twoja paczka zaatakowała mnie bezpowodu.Zerwali Porozumienia! Broniłem się. Jego głos był donośny, szorstki inieznajomy Jestem winien ich krwi i zdobędę ją!- Tak, tak, wiadra krwi powiedział Woosley I co zrobisz z tą krwią jakbędziesz ją miał? Nie obchodzi cię ten wilkołak.Pozwól mu odejść.- Nie.- W takim razie wypuść go, by mógł walczyć powiedział Woosley.Will zawahał się, następnie zwolnił swój uścisk na wilkołaku, którego trzymał,a ten w obliczu przywódcy swojej watahy wyglądał na przerażonego.Woosleypstryknął palcami w kierunku wilka.- Uciekaj, Conrad powiedział Szybko.Teraz.Wilkołakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, odwrócił się na pięcie ipobiegł daleko, znikając ze stajni.Will odwrócił się do Woosley a z drwiną.- Więc w twojej watasze są sami tchórze? zapytał. Pięć na jednegoNocnego Aowcę? Tak teraz jest?- Nie powiedziałem im, żeby po ciebie przyszli.Są młodzi , głupi, i porywczy,a połowa z nich została zabita przez Mormaina.Winią o to takich jak ty Woolseypodszedł trochę bliżej, a jego spojrzenie, zimne jak zielony lód, przesuwało się poWillu. Zakładam więc, że twój parabatai nie żyje dodał z szokującą niedbałością.Will nie był wcale gotowy na te słowa.Nie mógłby być.Bitwa na chwilę oczyściłajego głowę z bólu.Teraz on powracał, przerażająco wszechogarniający.Z trudemłapał oddech, jakby Woolsey go uderzył.Zrobił mimowolny krok do tyłu.- Czy to z tego powodu próbujesz zginąć, chłopcze Nephilim? O to ci chodzi?Will odsunął swoje mokre włosy z twarzy i spojrzał na Woosley a znienawiścią.- Może właśnie tak jest.- W ten sposób chcesz szanować pamięć o nim?- A czy to ma znaczenie? zapytał Will. On nie żyje.Nigdy nie dowie się cozrobiłem, a czego nie zrobiłem.- Mój brat nie żyje powiedział Woolsey. A mimo to wciąż walczę, żebykontynuować Praetor Lupus, tak jak on sobie tego życzył i aby żyć, jak on by tegochciał.Nie uważaj mnie za człowieka, który przyszedłby tutaj, aby żreć świńską luręi pić ocet.Po co miałbym stać po kolana w błocie i oglądać jak jakiś nudny NocnyAowca bachor niszczy więcej niż dotychczas posiadam, gdyby nie fakt, że służęcelowi, który przewyższa moje pragnienia i smutki? Tak samo jak ty Nocny Aowco.Tak samo jak ty. O Boże pomyślał Will.Sztylet wypadł mu z ręki i wylądował u jego stóp.- I co ja teraz zrobię wyszeptał.Nie wiedział dlaczego zapytał o toWoolsey a.Do głowy przychodził mu jedynie fakt, że nie było na świecie nikogoinnego, kogo mógłby o to zapytać.Nie było tak nawet wtedy kiedy myślał, że jestprzeklęty i czuł się taki samotny.Dosięgło go chłodne spojrzenie Woolsey a.- Zrób to, czego chciałby twój brat powiedział i odwrócił się, ruszając wkierunku gospody.Drużyna DobraRozdział 15Gwiazdy,skryjcie światło Gwiazdy, skryjcie światło;Czystych swych blasków nie rzucajcie na tło. William Shakespeare, MakbetKonsulu Waylandzie!Piszę do Pana w sprawie najwyższej wagi.Jeden z Nocnych Aowców z mojegoinstytutu William Herondale jest w drodze do Cadair Idris, jak już pisałam.Odkryłon niezaprzeczalne znaki, które świadczą o przekroczeniu granicy panny Gray.Załączam list, aby mógł Pan się z nim uważnie zapoznać, ale jestem pewna, iż zgodzisię Pan ze mną, że miejsce pobytu Mortmaina zostało ustalone i nie ma co do niegowątpliwości.Uważam, iż należy niezwłocznie zgromadzić wszystkie siły, którymidysponujemy i udać się do Cadair Idris.Mortmain wykazał się w przeszłościniezwykłą zdolnością do umykania z każdych sideł, które na niego zastawiamy.Musimy wykorzystać odpowiednią chwilę i uderzyć w niego całą potęgą, którądysponujemy.Oczekuję Pana odpowiedzi.Charlotte Branwell***W pokoju było zimno.Ogień już dawno zgasł w palenisku.Na zewnątrz wyłprzerazliwie wiatr, powodując trzaskanie i grzechotanie szyb w oknach.Lampa nanocnym stoliku została zrzucona na podłogę.Tessa zadrżała w fotelu przy łóżkumimo szala ciasno owiniętego wokół jej ramion.Jem spał w łóżku, z głową ułożonąna własnych dłoniach, oddychał wystarczają głęboko, aby swoją klatką piersiowąunosić lekko koce, lecz jego twarz nadal była tak blada jak poduszka.Tessa wstała,pozwalając szalowi zsunąć się z jej ramion.Miała na sobie koszulę nocną, tak jak wtrakcie jej pierwszego spotkania z Jemem, weszła wtedy do jego pokoju i ujrzała gogrającego na skrzypcach obok okna.- Will? spytał wtedy.- Will, czy to ty?Poruszył się i mruknął, gdy położyła się w łóżku obok niego i przykryła sięjego kocem.Splotła swoje palce z jego palcami i położyła delikatnie dłonie międzynimi.Przysunęła się bliżej i pocałowała go w zimny policzek, ogrzewając jego skóręswoim oddechem.Nagle poczuła, jak zaczął się poruszać koło niej, jakby obecnośćTessy przywracała go do życia.Otworzył oczy i spojrzał na nią.Jego tęczówki byłyniebieskie, zadziwiająco niebieskie, o kolorze błękitnego nieba, w miejscu, w którymspotyka się z morzem.- Tessa? powiedział, a ona zdała sobie sprawę, że trzymała w ramionachWilla, Williamaa który umierał.Brata Cecily, który wydawał z siebie swoje ostatnietchnienie& Na jego koszuli była krew, wielka czerwona, rozprzestrzeniająca sięplama krwi tuż nad sercem&Tessa gwałtownie usiadła, ciężko dysząc.Przez chwilę rozglądała się wokółzdezorientowana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]