[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.jak mówisz.a pan de Chantenaydomaga siÄ™ odemnie miÅ‚oÅ›ci: to wszystko!. Ale uÅ›miech pani, gdyÅ› czytaÅ‚a list, przekonywa mnie, że pan deChantenay nie jest ci obojÄ™tnym odparÅ‚ Rajmund z gniewem.RzuciÅ‚a list ksiÄ™cia na stół, podeszÅ‚a wprost do Rajmunda, poÅ‚ożyÅ‚a obierÄ™ce na jego ramionach i podczas, gdy oddech jej muskaÅ‚ twarz Ferdysa,oczy zaÅ› szukaÅ‚y jego oczu, rzekÅ‚a: Spójrz pan na mnie, czy wistocie uÅ›miech widzisz pan w moichoczach? Spójrz tylko dobrze!W gÅ‚Ä™bi smutnych zrenic Noris, tych zrenic istnej Arabki, Rajmund do-strzegÅ‚ ogieÅ„ żywy, coÅ› ponurego i zÅ‚ego zarazem: Nie odparÅ‚ ze drżeniem.Nie, Zuzanno, jeżelibym nie wiedziaÅ‚, żepani jesteÅ› tak dobrÄ…, tak szczerÄ…, mógÅ‚bym przypuszczać jakÄ…Å› strasznÄ…nienawiść!StaÅ‚a tak jeszcze przez chwilÄ™, prawie wiszÄ…c nad nim, z ironjÄ… naustach, poczem Å‚agodnie, patrzÄ…c mu w oczy, rzekÅ‚a: Przerażam pana teraz!. MówiÅ‚em przecie, że paniÄ… kocham.Pani jesteÅ› dla mnie wcielonÄ…dobrociÄ….Dla czegóż miaÅ‚abyÅ› mnie pani przerażać?Dziwnie jej bÅ‚ogo byÅ‚o obok Rajmunda; stojÄ…c, on przyciÄ…gaÅ‚ jÄ… do sie-bie; a ona Å‚agodnie mówiÅ‚a zcicha: Dlaczego?.Dlatego, że mnie pan nie znasz.Dla tego, że pan niewiesz, ile cierpienia, ile gniewu, ile zrujnowanych nadziei, ile snów gorz-LRTkich i okropnych przebyÅ‚am!.Pan, panie Rajmundzie, gdybym panu siÄ™oddaÅ‚a caÅ‚em sercem, byÅ‚byÅ› mi także poÅ›wiÄ™ciÅ‚ caÅ‚e swoje życie, niepraw-daż?. O tak, caÅ‚e życie!.WyrwaÅ‚a siÄ™ nagle z jego objęć i zawoÅ‚aÅ‚a Å›miejÄ…c siÄ™ oschle i z bole-Å›ciÄ…: Pan jesteÅ› szalony!.To coÅ› mi pan powiedziaÅ‚, to bardzo Å‚adne,ale.myÅ›my żartowali tylko! Zuzanno! W każdym razie ja żartowaÅ‚am.ChciaÅ‚am wiedzieć, czy pan mniekochaÅ‚eÅ› prawdziwie. Chcesz pani także dowiedzieć siÄ™ pewnie, czy jestem zazdrosny? rzekÅ‚ Rajmund, którego gniewaÅ‚ Å›miech Noris. O kogoż byÅ‚byÅ› pan zazdrosny? O Renégo. O Renégo? Tak.Pokaż mi pani ten list. I po co? To oÅ›wiadczyny! zawoÅ‚aÅ‚ Ferdys. A naturalnie odparÅ‚a, ujmujÄ…c znowu ze stoÅ‚u list Chantenay'a. I pani nie podarÅ‚aÅ› tego listu? WidziaÅ‚eÅ› pan, że nie. Wiem dla czego! Ciekawam bardzo?LRT Bo pani zawsze kochasz Renégo! Tak, tak.bo pani go zawsze ko-cha!. Nie!.Bo go nienawidzÄ™ zawoÅ‚aÅ‚a Noris, odrywajÄ…c zÄ™bami poÅ‚o-wÄ™ listu ksiÄ™cia bo nim pogardzam, bo chciaÅ‚abym siÄ™ zemÅ›cić na nim,bo ten list, w którym mnie bÅ‚aga, molestuje list o maÅ‚o nie zwilżonyÅ‚zami Å‚zami Kwiat szyku! list ten przekonywa mnie, że książę jestmój i że mogÄ™ z nim teraz robić, co mi siÄ™ rzewnie podoba!MiaÅ‚a w oczach taki wyraz tryumfu, że Rajmund gÅ‚osem drżącym, go-tów wyrwać jej ten list i podeptać go nogami, wyszeptaÅ‚. A wiÄ™c.a wiÄ™c ten list takiem szczęściem napawa paniÄ…? O tak, szczęściem!PodniosÅ‚a gÅ‚owÄ™, a bladÄ… jej pÅ‚eć zaróżowiÅ‚ odblask rolety.Poczem rzekÅ‚a: Gdybym nie spotkaÅ‚a na mej drodze tego czÅ‚owieka, o którego panjesteÅ› zazdrosnym panie de Ferdys, wiesz pan kim bym byÅ‚a dzisiaj?.By-Å‚abym uczciwÄ… żonÄ… uczciwego czÅ‚owieka.%7Å‚onÄ… jakiego literata albourzÄ™dnika, ale zawsze żonÄ…, matkÄ…, istotÄ… którÄ… szanujÄ… i której siÄ™ kÅ‚aniajÄ…bez wstydu.A dziÅ›!.O nÄ™dznik!.SpojrzaÅ‚a na list, zmiÄ™toszony w swych palcach: A teraz on mnie kocha! Kocha! Ach on mnie kocha.ZaÅ‚ożę siÄ™ zpanem, że nie zgadniesz, co może ten list zawierać.CoÅ› komicznego, za-dziwiajÄ…cego, nieprawdopodobnego.Tak, tak.nigdybyÅ› pan nie zgadÅ‚!.Trzeba tyć tak jak on niewolnikiem namiÄ™tnoÅ›ci, kaprysu.Czy pan wiesz,co pisze do mnie paÅ„ski kuzyn, co mi proponuje, z jakÄ… Å›pieszy ofiarÄ…?MiaÅ‚a jeszcze na ustach Å›miech gorÄ…czkowy, chorobliwy.LRT Kocha mnie, bÅ‚aga, pÅ‚acze niemal.chce zmazać przeszÅ‚ość! ZmiaćsiÄ™ pan bÄ™dziesz.On chce mnie pojąć za żonÄ™!.Ferdys cofnÄ…Å‚ siÄ™ z sercem trapionem zazdroÅ›ciÄ… i zawoÅ‚aÅ‚: A pani? On chce pojąć za żonÄ™.swojÄ… dawnÄ… metresÄ™!Ten romans miÅ‚oÅ›ci, podeptany i zmiażdżony przed piÄ™ciu laty, on chcewskrzesić, chce go oprawić we wÅ‚asne herby i nadać mu swoje nazwisko.AwiÄ™c dobrze zresztÄ…! Niech siÄ™ narazi na ten skandal: kiedy siÄ™ nie lÄ™ka.Po-rwaÅ‚ mi mÅ‚odość, ja mu zabiorÄ™ imiÄ™.Skwitujemy siÄ™.Rajmund struchlaÅ‚. Pani nie uczynisz tego. Dlaczego? Czy dlatego, że zbeszczeÅ›ciÅ‚abym ksiÄ™cia de Chantenay?No, a gdyby opÅ‚aciÅ‚ swojÄ… ostatniÄ… miÅ‚ość tem, czem ja opÅ‚aciÅ‚am pierwszÄ…:życiem?DodaÅ‚a, krÄ™cÄ…c gÅ‚owÄ…: Nie lÄ™kaj siÄ™ pan, Chantenay pogodziÅ‚by siÄ™ prÄ™dko ze skandalem.Mniej by siÄ™ wstydziÅ‚ swej żony dzisiejszej jak dawniejszej metresy. A wiÄ™c powtarzaÅ‚ Ferdys on paniÄ… kocha.i pani wierzysz, żeon paniÄ… kocha?. WierzÄ™.Ponieważ staÅ‚am siÄ™ owocem zakazanym.Tylko dla tego! I na ten list odpowiesz pani twierdzÄ…co? Dla czegóżby nie.Nie lÄ™kaj siÄ™ pan, nie z miÅ‚oÅ›ci.MiaÅ‚a w gÅ‚osie ta-kÄ… oschÅ‚ość, że Rajmund pytaÅ‚ siebie, czy to ta sama Noris, którÄ… znaÅ‚ i któ-ra staÅ‚a przed nim.ZdawaÅ‚o mu siÄ™, że jÄ… nienawiść przeksztaÅ‚ciÅ‚a nagle, to też, z jednÄ…myÅ›lÄ… natychmiastowej ucieczki z tego domu na zawsze, odparÅ‚:LRT Wie pani, panno Zuzanno, mszczÄ…c siÄ™ na Reném nie jego jednegodosiÄ™gniesz pani. Wiem o tem.Inni bÄ™dÄ… cierpieć.Ja naprzykÅ‚ad. I inni także. Któż taki? Ależ.Rajmund chciaÅ‚ nazwać siebie: nie Å›miaÅ‚. Kobieta odparÅ‚. Jaka kobieta? Kobieta, która kocha Renégo. Ach odparÅ‚a Noris to zapewne pani de Montépreux. Wistocie, hrabina de Montépreux. MiaÅ‚a męża.Nie ma nic na swoje usprawiedliwienie, tem gorzej dlaniej odparÅ‚a Noris obojÄ™tnieWtedy Rajmund wydaÅ‚ jÄ™k, jakby z samej gÅ‚Ä™bi duszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]