[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wygięte w łuk plecybolały wściekle, barki płonęły ogniem.Kiedy tylko trafiłam na ostrybrzeg, zaczęłam trzeć o niego taśmę.Pozycja była tak niewygodna, że musiałam przestać po dwóch czytrzech minutach.Oddychałam zbyt szybko i płytko, wskutek czegobrakowało mi powietrza.Przekręciłam się jednak tak, że udało mi siępołożyć głowę na własnym ręczniku plażowym.Dla uspokojenia nerwówspróbowałam odtworzyć jego wygląd: było na nim napisane dużyminiebieskimi literami MIAMI BEACH, a pod napisem skakał wielkiuśmiechnięty delfin.Co zrobiłby w tej sytuacji mój ojciec? Nigdy by sięnie poddał to było jasne.Kiedyś zorganizował dla siebie i innychwięzniów politycznych ucieczkę z niesławnej Isle of Pines.Jeżeli on mógłuciec, mogę i ja.Wróciłam do pracy, starając się jak najciszej trzeć taśmę o metal.Jedenzwój puścił.Reszta poluzowała się i po kilku ruchach nadgarstkamimiałam wolne ręce.Zaczęłam szarpać taśmę na ustach.Z ogromnąradością wciągałam przez kilka minut powietrze i wydychałam spaliny.Taśma wisiała luzno wokół mojej szyi wolałabym, żeby wisiały na niejpaciorki ciotki Odalys.Modliłam się, by za kierownicą siedział Bobby.Wzięłam głębokiwdech. Bobby! zawołałam słabo. Bobby, pomóż mi!Nie było odpowiedzi, ale samochód zwolnił.Następne zdaniezabrzmiało głośniej: Bobby, posłuchaj, byłeś nieletni.Gdybyś powiedział policji, co sięstało, jak zginęła Mary Beth, być może spędziłbyś w zamknięciu tylkokrótki okres.W najgorszym wypadku do osiemnastego roku życia, a terazbyłbyś już wolny.Wyzwól się od matki, zacznij żyć na własny rachunek.Coś załomotało o tylne siedzenie i samochód gwałtownie zarzucił.Nagłe szarpnięcie, połączone z chmurą spalin, spowodowało, że zebrałomi się na mdłości. Zamknij się! wrzasnęła Mildred van de Hyde. Zamknij się!Krew zastygła mi w żyłach, żołądek się przekręcił. Mam broń! darła się dalej jak wściekła. Zamknij się, dziwko, bostanę i wyładuję magazynek w bagażnik!Zamknęłam oczy; pot i łzy zalewały mi twarz.Cholera, nigdy niepozwalałam nikomu jezdzić moim samochodem, a na co mi przyszło!Przynajmniej musiała obyć się bez klimatyzacji.Zwolniła i stanęła,prawdopodobnie na światłach.Kopałam i waliłam pięściami, uderzałamciałem o pokrywę bagażnika, aby zwrócić czyjąś uwagę.Gdybym wypadłapod jakiś samochód i tak miałabym większe szansę przeżycia niż tam,dokąd mnie wieziono.Więcej się nie zatrzymywałyśmy.Sądząc po odgłosach, znajdowałyśmysię na autostradzie.Co by było, gdybyśmy miały wypadek? Albo gdybysamochód się zapalił? Starając się odsunąć klaustrofobiczne myśli,uwalniałam kostki.Poranne wydanie gazety jest już prawdopodobnie w sprzedaży.Czyktokolwiek zastanawia się, gdzie jestem? Mildred musiała się domyślić, żemam wolne ręce.Element zaskoczenia dałby mi przewagę, ale czyfaktycznie go straciłam? Kiedy otworzy bagażnik, będziemy tylko ona i ja.Gdyby udało mi się szybko wyskoczyć i ruszyć biegiem, nie dogoni mnie.Wiek i waga były przeciwko niej.Czy naprawdę miała broń? Mójrewolwer leżał w domu, tak jak paciorki i resguardo.Przynajmniej nie wschowku samochodowym, gdzie mogła go bez trudu znalezć i użyćprzeciwko mnie.Kiedy w końcu uwolniłam kostki, zaczęłam masować stopy.Odszukałam nawet but, który spadł mi z nogi.Spróbowałam przeciągnąćsię i jak najlepiej przygotować na to, co mnie czeka.Ramię dalej bolało,ale przestało krwawić.Coś dzgnęło mnie w plecy.Klucz do opon.Zacisnęłam palce wokółzimnego metalu.Odgłosy ruchu drogowego umilkły.Chyba wjechałyśmy na polnądrogę.W końcu samochód stanął i Mildred wyłączyła silnik.Z wyjątkiemszumu stygnącego silnika było cicho.Wstrzymałam oddech i zaczęłamnasłuchiwać.Mildred powierciła się na fotelu, wysiadła i zatrzasnęła zasobą drzwi.Przygotowałam się psychicznie i zacisnęłam dłoń na kluczu,ale ona nie podchodziła do bagażnika.Nadjechał natomiast drugisamochód, stanął, rozległo się następne trzaśniecie drzwiami.Zabiło miserce, natychmiast jednak straciłam nadzieję.To był Bobby.A więc w dalszym ciągu dwoje na jednego.Musiał jechać za nami ichsamochodem.Wytężyłam słuch jak tylko mogłam, ale nie potrafiłamrozróżnić słów.Głosy się zbliżały.Zagryzłam wargi, zacisnęłam na kluczuobie dłonie.Czułam, jak tętni mi we krwi adrenalina.Kolejny fałszywy alarm
[ Pobierz całość w formacie PDF ]