[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piękny i śmiertelnie niebezpieczny.Teraz był inny.Zniknęła twarda,obronna skorupa, którą przywdziewał jak zbroję.Zamiast niej dumnie obnosił się z ranami.Nie użyłsteli, żeby usunąć siniaki z twarzy i szyi.Ale dla niej był teraz jeszcze piękniejszy, bo ludzki.Ludzki iprawdziwy.-Wiesz, Alinę powiedziała, że może już nie będziesz mną zainteresowany, skoro to nie jestzakazane.Skoro możesz być ze mną.- Zadrżała i objęła się rękoma.- Czy to prawda? Nie jesteś.zainteresowany?- Zainteresowany? Jak książką albo sensacyjną wiadomością? Nie, nie jestem zainteresowany,tylko.- Szukał odpowiedniego słowa jak włącznika światła w ciemności.- Pamiętasz, co cimówiłem? %7łe fakt, że jesteś moją siostrą, jest jakimś kosmicznym żartem zrobionym nam obojgu?- Pamiętam.- Nigdy w to nie wierzyłem.A właściwie wierzyłem i doprowadzało mnie to do rozpaczy, ale nieczułem, że jesteś moją siostrą.Bo nie czułem do ciebie tego, co powinienem czuć do siostry.Co nieznaczy, że nie miałem wrażenia, jakbyś była częściąmnie.- Widząc jej pytające spojrzenie, urwał z niecierpliwym prychnięciem.- Nie potrafię siędobrze wysłowić.Nienawidziłem każdej sekundy, w której myślałem, że jesteś moją siostrą.Nienawidziłem każdego momentu, kiedy myślałem, że to, co czuję do ciebie, oznacza, że jest coś zemną nie w porządku.Ale.- Ale co? - Serce Gary biło tak mocno, że aż kręciło się jej w głowie.- Widziałem, jaką radość Valentine czerpał z moich uczuć do ciebie.I z twoich do mnie.Wykorzystywał je jako broń przeciwko nam.I przez to go nienawidziłem.Bardziej niż z powoduinnych rzeczy, które mi robił.I może właśnie tego potrzebowałem, żeby zwrócić się przeciwko niemu.Bo czasami nie wiedziałem, czy chcę go słuchać, czy nie.To był trudny wybór, bardzo trudny.- Wgłosie Jace'a brzmiało napięcie.- Kiedyś cię spytałam, czy mam wybór - przypomniała Gary.- A ty odpowiedziałeś: Zawszemamy wybór".Ty wystąpiłeś przeciwko Valentine'owi.Dokonałeś właśnie takiego wyboru i nie maznaczenia, czy był trudny.Najważniejsze, że go dokonałeś.-Wiem.Ja tylko mówię, że postąpiłem tak, a nie inaczej ze względu na ciebie.Odkąd ciępoznałem, wszystko robiłem z twojego powodu.Nie mogę się od ciebie uwolnić, Gary.Ani sercem,ani duszą, ani umysłem.I wcale nie chcę.- Nie chcesz? - wyszeptała.Jace zrobił krok w jej stronę, wpatrując się w jej twarz, jakby nie mógł odwrócić od niej oczu.- Zawsze uważałem, że miłość ogłupia, osłabia, czyni złym Nocnym Aowcą.Miłość jest niszcząca.Wierzyłem w to.Gary przygryzła wargę, ale ona też nie mogła oderwać od niego wzroku.- Myślałem, że dobry wojownik to taki, który nie kocha.Nie dba o nic, a zwłaszcza o siebie.Podejmowałem każde ryzyko.Rzucałem się na demony.Chyba przyprawiłem Aleca0 kompleksy, bo on wolał przeżyć.- Jace uśmiechnął się krzywo.- A potem poznałem ciebie.Byłaś słabą Przyziemną, niewy-szkoloną na wojowniczkę.Ale pózniej zobaczyłem, jak bardzokochasz matkę i Simona.Tak, że jesteś gotowa iść do piekła, żeby ich ratować.Poszłaś do hoteluwampirów.Nie odważyliby się na to Nocni Aowcy z wieloletnim doświadczeniem.Miłość nieuczyniła cię słabą, tylko silniejszą od ludzi, których znałem.1 uświadomiłem sobie, że to ja jestem słaby.- Nie.- Gary była wstrząśnięta.- Wcale nie.- Może już nie.- Jace zrobił następny krok i znalazł się dostatecznie blisko, żeby jej dotknąć.-Valentine nie mógł uwierzyć, że zabiłem Jonathana, bo to ja byłem tym słabym, a jego syn tym lepiejwyszkolonym.Według wszelkiego prawdopodobieństwa to on powinien był zabić mnie.I omal tegonie zrobił.Ale ja pomyślałem o tobie, zobaczyłem cię tak wyraznie, jakbyś stała przede mną, izrozumiałem, że chcę żyć choćby po to, żeby jeszcze raz zobaczyć twoją twarz.Clary chciała się ruszyć, wyciągnąć rękę, dotknąć go, ale ręce miała jak przymarznięte do boków.Twarz Jace'a znajdowała się tak blisko jej twarzy, że widziała swoje odbicie w jego zrenicach.- I teraz patrzę na ciebie, a ty pytasz, czy nadal mnie obchodzisz, jakbym mógł przestać cię kochać.Jakbym mógł zrezygnować z tego, co czyni mnie silniejszym niż kiedykolwiek.Nigdy nie odważyłemsię dać z siebie dużo innej osobie, co najwyżej jakieś okruchy Lightwoodom, Isabelle i Alecowi, i topo wielu latach, ale odkąd się poznaliśmy, cały należę do ciebie.I będę należał, jeśli mnie zechcesz.Przez ułamek sekundy Clary stała bez ruchu.Potem chwyciła go za przód koszuli i przyciągnęła dosiebie.Jace objął ją, niemal uniósł z ziemi i pocałował.Albo ona jego, nie była pewna, ale nie miało toznaczenia.Dotyk jego ust był elektryzujący.Clary objęła go i przytuliła mocniej.Dudnienie jego sercaprzyprawiało ją o zawrót głowy.Gdy w końcu ją puścił, gwałtownie zaczerpnęła powietrza, bo całkiem zapomniała o oddychaniu.Jace ujął w dłonie jej twarz, zaczął wodzić palcami po kościach policzkowych.Jego oczy odzyskałyblask i jarzyły się jak nad jeziorem, ale pojawiły się w nich złośliwe iskierki.- Nie było tak zle, choć to już nie jest zakazany owoc, nie uważasz?- Bywało gorzej - odparła z drżącym śmiechem Clary.- Wiesz - musnął wargami jej usta - jeśli o to się martwiłaś, możesz mi zabraniać różnych rzeczy.- Jakich?Clary poczuła jego uśmiech na ustach.- Na przykład takich.Po jakimś czasie zeszli po schodach na plac, gdzie już zebrał się tłum oczekujących na pokaz ognisztucznych.Isabelle i pozostali znalezli stolik w rogu placu i teraz tłoczyli się wokół niego na ławachi krzesłach.Zbliżając się do grupki znajomych, Clary chciała zabrać rękę z dłoni Jace'a, ale siępowstrzymała.Jeśli chcieli, mogli trzymać się za ręce.Nie było w tym nic złego.Na tę myśl niemalzaparło jej dech.- Jesteście! - Isabelle podbiegła do nich tanecznym krokiem i podała Clary kieliszek.- Spróbujtego!Clary podejrzliwie zerknęła na napój koloru fuksji.- Nie zmieni mnie w gryzonia?- A gdzie zaufanie? - obruszyła się Isabelle.- To chyba sok truskawkowy.Tak czy inaczej, jestpyszny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]