[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozbierz się i chodz za mną.To szalony pomysł, ale to być może jedynysposób na przeżycie tego dnia.Nie będziesz w nagości sama.Odszedł, po drodze zdzierając z siebie krótką kolczugę.Mena poszła za jegoprzykładem, osłonięta rozbierającymi się żołnierzami stanowiącymi jego ochronę.Patrzyła,jak generał zdjął koszulę przez głowę, odrzucił ją, rozpiął pas z szablą, dobył jej, a pochwęupuścił na ziemię.Właśnie miała go zapytać o co chodzi, kiedy Leeka obejrzał się na nią.Wyjaśnił, co się stało, kiedy ona ścigała antoka.Słuchając go, obserwowała zmiany wotoczeniu.Antoki nadal szalały, zmuszały żołnierzy do ucieczki i podrzucały w powietrzezmaltretowane ciała, lecz wszystkich, którzy nie mieli bezpośrednio do czynienia z bestiami,połączył jeden cel.Wszyscy zrzucali ubrania.Zdzierali z siebie co tylko mogli, a opaski naramionach rozcinali sztyletami.Ludzie odrzucali ubrania, jakby paliły ich samym dotykiem.Dopiero kiedy byli całkowicie nadzy, armia zaczęła się przegrupowywać.%7łołnierze nie tworzyli na powrót jednostek, do jakich zostali przedtem przydzieleni,lecz zbierali się w grupy, tłocząc się blisko siebie.Jeśli Mena dobrze zrozumiała to, co mówił Leeka, Aliver był przekonany, żezwierzęta są przyciągane przez jaskrawe kolory.Ani treserzy, ani Vumuanie nie byliatakowani, ponieważ antoki uważały kolor ich strojów i ciał za neutralny.Może jest to ichnaturalny kolor albo może poskromili je ciemnoskórzy ludzie.A może tak zostaływyszkolone, żeby ich opiekunowie nie byli narażeni na atak.Akacjańskie armie nawet tapełna Talayan zawsze nosiły jaskrawą pomarańczową barwę akarańskiej rodzinykrólewskiej, co czyniło z żołnierzy łatwy cel.Bez względu na argumentację, warto byłospróbować.Ubrania i zbroje i tak nie chroniły przed kłami, kopytami i wściekłością antoków.Mena, która na Vumu nigdy się nie wstydziła swego ciała, rozebrała się do nagakilkoma szybkimi ruchami.Zapinając na nowo pas z bronią, spojrzała na siebie.Klatkępiersiową, ręce i nogi miała mocno opalone, lecz uda i brzuch jaśniejsze.Zastanowiło ją to. Myślę o tym samym stwierdził Leeka, przyglądając się jej.Jego nagi tors i brzuchbyły blade. Czego bym nie dał, żeby mieć talayską skórę.Ale chodz, dołączmy dopozostałych.Osłonią nas.Zrozumiała jego słowa kilka chwil pózniej, kiedy wśliznęli się do wnętrzabezkształtnej ludzkiej masy, co ułatwiały im spocone ciała.Zewnętrzną ścianę utworzyliTalayanie ze wszystkich plemion, a w środku skupili się wszyscy o odcieniu skóryjaśniejszym niż ciemny brąz: Akacjanie, Candovianie, Senivalowie i Aushenianie.Talayanieprzekazywali ich sobie z rąk do rąk, wpychając do środka, osłaniając ich.Mena musiała sięprzepychać, żeby zostać blisko skraju i śledzić wydarzenia.Straciła kontakt z Leeką i jegostrażnikami.Krzyczała, że jest królewną, uderzała żołnierzy w głowy, rozpychała się łokciamii szturchała.Wkrótce otoczyła ją bethuńska straż.To jej pomogło, lecz przez długi czas widziałajedynie otaczających ją rosłych mężczyzn.W końcu stanęła na głazie, z którego miała lepszywidok.Bethuni podtrzymywali ją ze wszystkich stron, by się nie zsunęła.Położyła im ręce naramionach, dziękując dotykiem, i skupiła na rozgrywającej się przed nią scenie.Rozciągające się wokół ludzkie morze miało jednolity kolor.Wszyscy pozbyli siębarwnych strojów, które ich wyróżniały, i wdeptali je w ziemię.Antoki tkwiły w tym oceanieludzi.Nadal przedzierały się przez tłum, ale w inny sposób niż dotąd.Poruszały się zrywami,z wahaniem, rozglądając się za nowymi celami.Za każdym razem, kiedy dostrzegały jakąśplamę koloru, rzucały się w jej stronę, jakby chciały ukarać jej nosiciela.Pędzącotwierającymi się przed nimi ścieżkami, nie zwracały uwagi na ludzi, których mogłybystratować.Mijały w pędzie nagie ciała, nie okazując im najmniejszego zainteresowania.Liczył się tylko kolor.Jeden z antoków porwał z ziemi trupy i wyrzucił je w powietrze.Inny rzucił się nastertę ubrań i rozszarpał je na kawałki, miotając się pośrodku wielobarwnego wiru, który samstworzył.A potem nagle znieruchomiał.Spadające kawałki materiału osiadały mu na bokach,grzbiecie, a nawet na głowie i pysku, zaplątując się w kłach.Antok dyszał, rozglądał się ipochrząkiwał.Mena widziała, że jest zdezorientowany.To był główny antok; zaryczał dopozostałych, a one po kolei odpowiedziały.W ich głosach brzmiało takie samo rozczarowaniei niepokój.Nie zbliżyły się jednak do siebie.Każdy był otoczony brązowymi, ruchomymiludzkimi ścianami, których kruchości chyba sobie nie uświadamiały.W ciszy zapadłej po tych rykach Mena zdała sobie sprawę, jak cicho jest na całejrówninie.Wokół stworzeń stały tysiące żołnierzy, lecz nikt nic nie mówił.Nikt niewykrzykiwał rozkazów.Nie grały rogi.W powietrzu unosiła się atmosfera smutku, byłosłychać tłumione szlochy i krzyki rannych, lecz cisza była taka, że Mena słyszała kroki ioddechy antoków.Słyszała nawet trzeszczenie stawów najbliższego z nich, idącego powoliwzdłuż ściany wpatrzonych w niego ludzi.Wyglądali przy nim jak dzieci.Gdybywyprostował nogi, mógłby nad nimi swobodnie przejść.Obserwując go, Mena po raz pierwszy napotkała wzrok Alivera.Był niedaleko, stał podrugiej stronie przestrzeni zostawionej dla zwierząt.Znajdował się ledwie o kilka kroków odtego z trzeszczącymi stawami.Z postawy i umięśnienia był tak podobny do Talayanina, żezanim Mena go zauważyła, jej wzrok musiał się po nim prześliznąć parę razy.Stojąc ramię wramię z otaczającymi go Talayanami, tworzył zewnętrzną linię grupy.Był od nich niecojaśniejszy.Wiedziała, że jest w niebezpieczeństwie.Zwierz znajdował się o kilka kroków od Alivera.Przesuwając się wzdłuż grupy corazbliżej królewicza, skupiał wzrok na twarzach mijanych ludzi, szukając pretekstu dozaatakowania któregoś z nich.Jego kły przypominały nagie klingi zakrzywionych szabli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]