[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pilot musiałzmagać się z prądami termicznymi, gdyż ciemne piaski powoli oddawały ciepło słońca.Płaty wirnikamłóciły skalny pył, silniki wyły, zasysając brudne powietrze.Naraz helikopterem szarpnęło i rzuciło w lewą stronę.Bathory omal nie wypadła przez otwartąklapę włazu.Przytrzymała się poręczy i spojrzała w dół.Na pękniętym wierzchołku góry wciąższalał ogień.Czuła żar na twarzy, jak gdyby patrzyła prosto w słońce.Zamknęła oczy i wyobraziłasobie letni dzień w dzieciństwie, spędzony na wsi na węgierskiej prowincji nad rzeką Drawą.Siedziała w ogrodzie i patrzyła, jak jej młodszy braciszek Istvan goni z maleńką siateczką zamotylami.Czyjś jęk w kabinie zwrócił jej uwagę; poczuła złość, że wyrwano ją z przyjemnych wspomnień.Młody kapral leżał na podłodze; jego pobladła twarz i zwężone zrenice świadczyły, że znajduje sięw głębokim szoku.Tarek klęczał mu na ramionach, podczas gdy jego brat Rafik pełnym znudzenia ruchem wbijałostrze sztyletu w pierś żołnierza.Leniwie liznął ostrze, jakby zamaczał stalówkę pióra przedpisaniem.- Dość - powiedziała Bathory.Tarek zerknął na nią; kącik jego wargi uniósł się gniewnie, obnażając zęby.Rafik opuścił sztylet.Jego rozbiegane oczy zerkały to na brata, to na Bathory; twarz pałała radością na myśl o czekającejgo rozkoszy.- Chcę mu zadać ostatnie pytanie - oznajmiła, gasząc Tareka wzrokiem.Spojrzała bestiom w oczy.Właśnie tak ich bowiem postrzegała - jako bestie.Tarek ustąpił i skinął na brata.Uklękła w miejscu, które przed chwilą zajmował Rafik, i położyła dłoń na policzku kaprala.Byłniezwykle podobny do Istvana; właśnie dlatego zabroniła im okaleczać jego twarz.Spoglądał na niążałośnie, niemal oślepiony bólem.Resztką sił trzymał się tego świata.- Przyrzekam ci - powiedziała, nachylając się tak blisko, jakby chciała pocałować go w usta.-Jeszcze jedno pytanie i będziesz wolny.Spojrzał jej w oczy.- Erin Granger, ta archeolożka.Poczekała, aż słowa dotrą do oszołomionego żołnierza.Już go przesłuchała, kiedy uciekali zgorejącego i zapadającego się wierzchołka Masady, i wydobyła prawie wszystko, co wiedział.Zostawiłaby go tam i pozwoliła umrzeć razem z towarzyszami broni, ale nie bacząc na okrucieństwo,musiała wycisnąć z niego wszystko.Już dawno nauczyła się tego, że okrucieństwo bywa praktyczne.- Powiedziałeś, że doktor Granger pracuje ze studentami.Zapamiętała kobietę, którą zobaczyła w kamerze robota.Archeolożka machała telefonemkomórkowym, najwyrazniej usiłując nawiązać kontakt ze światem zewnętrznym.W jakim celu?Czyżby robiła zdjęcia? Może odkryła jakieś wskazówki?Było to wątpliwe, lecz musiała mieć całkowitą pewność, zanim opuści ten region.Kapral skupił na niej wzrok; był już w agonii z bólu, lecz domyślał się zamiarów Bathory.- Gdzie oni są? - zapytała.- Gdzie znajduje się wykopalisko doktor Granger?Po jego policzku spłynęła łza i zetknęła się z jej dłonią.Przez chwilę krótką jak oddech miała nadzieję, że nie odpowie.Jednak jego wargi się poruszyły.Nachyliła się, aby usłyszeć to słowo.Cezarea.Wyprostowała się, w myślach już układała plan.Rafik wlepiał w nią wzrok, w jego oczachpłonęło pożądanie.Lubił to, co ładne.Palce zacisnęły się na sztylecie.Zignorowała go i odgarnęła kosmyk włosów z białego czoła kaprala.Taki podobny do Istvana&Pochyliła się nad nim, pocałowała w policzek i przeciągnęła ostrzem po jego gardle.Trysnęłaciemna krew.Delikatny powiew oddechu musnął jej ucho.Kiedy się wyprostowała, oczy kaprala były już zamglone.Teraz jest wolny.- Nikomu nie wolno dotykać ciała - rzuciła ostrzegawczo.Rafik i Tarek gapili się na nią, nie rozumiejąc, dlaczego pozwala na takie marnotrawstwo.Nie zwracając na nich uwagi, usiadła i odchyliła głowę w tył.Nie musiała tłumaczyć się przedtakimi jak oni.Opierała się plecami o ściankę luku ładunkowego; wyczuła ruch masywnej postaci.Uniosła rękę i położyła dłoń na przegrodzie.Bądz spokojny, pomyślała, wysyłając myśl wzbogaconą pokrzepieniem.Wszystko dobrze sięukłada.Uspokoił się nieco, lecz wciąż czuła jego ożywienie odzwierciedlające stan jej emocji.Na pewnokilka chwil temu wyczuł ból w jej sercu.A może powodem była nieobecność blizniaka.Spojrzała przez okienko na pustynię.Został wysłany na polowanie.Bathory musiała mieć pewność.Nie jest łatwo uśmiercić sangwinistę.1426 pazdziernika, 19.11 Pustynia w okolicy MasadyGłęboko zamyślona Erin trzymała na kolanach głowę nieprzytomnego księdza.Na niebie migotałygwiazdy, księżyc w kształcie sierpa dotykał krawędzią horyzontu.Aagodny wieczorny wietrzyk zposzeptem przesuwał piasek na krawędziach wydm.Przyglądała się twarzy mężczyzny.Czy to możliwe?Ksiądz powiedział, że Chrystus napisał Ewangelię.To było niedorzeczne, na pewno majaczył wmalignie.Wyczuła dłonią guz na prawej stronie głowy obok skroni.Dotknęła zimnego czoła.- Jordan!Sierżant stał kilka kroków od niej; lustrował wzrokiem pustynię, być może wypatrując wroga.Amoże namyślał się lub oddawał żałobie po poległych kolegach.Odwrócił się do Erin.- Ksiądz chyba jest w szoku.Temperatura ciała spadła i pobladł na twarzy.Jordan podszedł i przykucnął obok archeolożki.Od jego ciała promieniowało ciepło.- On i przedtem był blady - odparł.- Pewnie mieszka w bibliotece, a po nocach trenuje.Przyjrzała się sierżantowi.Nawet w takim stanie, brudny i umorusany, pozostawał atrakcyjnymmężczyzną.Usiłowała odsunąć od siebie wspomnienie tego, co stało się w tunelu.Rzuciła mu się wramiona i przywarła do niego, to było takie naturalne.Czuła się bezpiecznie, piżmowy zapach jegociała otulił ją tak jak jego ramiona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]