[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.MamrotaÅ‚ i mamrotaÅ‚, aż w koÅ„cu Kennedy zerknÄ…Å‚ostrożnie zza wystajÄ…cych marmurowych żeber Nacoc-Yaotla.Nie musiaÅ‚ siÄ™ chować.Akolita, który ledwo przekroczyÅ‚ liniÄ™ rozdzielajÄ…cÄ… czarnÄ…podÅ‚ogÄ™ i biaÅ‚y wystÄ™p, nadal odwrócony byÅ‚ plecami i staÅ‚ z rÄ™kami wyciÄ…gniÄ™tymi w bok, jakgdyby postawiono go tam na straży - na straży, by nie pozwolić nikomu na wyj Å›cie z niszy.Ale czarny bóg nie poruszyÅ‚ siÄ™ - jak kamieÅ„ może poruszyć siÄ™ z wÅ‚asnej woli? - imężczyzna ukryty za nim uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ szyderczo.Nie baÅ‚ siÄ™ starego czarnego przedmiotu.PoklepaÅ‚ go po żebrach.Ich gÅ‚adkość odczuÅ‚ prawie jak żywÄ… skórÄ™, która lekko poruszyÅ‚a siÄ™pod jego palcami, ale nie daÅ‚ siÄ™ znowu zwieść.KamieÅ„ to kamieÅ„.SpoglÄ…dajÄ…c spod wyciÄ…gniÄ™tego w bok ramienia nowicjusza, mógÅ‚ dostrzeccelebrujÄ…cego obrzÄ…dek kapÅ‚ana, który staÅ‚ przed chrzcielnicÄ… z leżącym w niej jeÅ„cem i mówiÅ‚coÅ› nad nim.Jego mamrotanie mogÅ‚oby być skierowane do uważnej psiej widowni na bagnie, aleprawdopodobnie nie mówiÅ‚ do nikogo w szczególnoÅ›ci, po prostu odprawiaÅ‚ jakiÅ› gÅ‚upi, czczyrytuaÅ‚.SkoÅ„czywszy wreszcie, pochyliÅ‚ siÄ™ nad wielkim zÅ‚otym naczyniem i wyjÄ…Å‚ z jegoczeluÅ›ci kilka mniejszych naczyÅ„, również ze zÅ‚ota.Jedno z nich miaÅ‚o ksztaÅ‚t butelki, pokrytebyÅ‚o wyrzezbionymi wijÄ…cymi siÄ™, jaszczurzymi formami i zamknie te krysztaÅ‚owym korkiem.PozostaÅ‚e byÅ‚y maÅ‚ymi zÅ‚otymi sÅ‚oikami.Główny kapÅ‚an postawiÅ‚ je na czymÅ› w rodzaju wystÄ™pu za misÄ… chrzcielnicy.NastÄ™pniestanÄ…Å‚ bez ruchu, z rÄ™kami wyciÄ…gniÄ™tymi nad jeÅ„cem, jakby w bÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwie lubpoÅ›wiÄ™ceniu.W rotundzie zapadÅ‚a cisza, tak że Kennedy mógÅ‚ sÅ‚yszeć bicie wÅ‚asnego serca, a takżesÅ‚aby odgÅ‚os sapania, dobiegajÄ…cy od zakneblowanej ofiary.NastÄ™pnie kapÅ‚an raptownie opuÅ›ciÅ‚ rÄ™ce, odwróciÅ‚ siÄ™ w stronÄ™ niszy& przyklÄ™knÄ…Å‚ nachwilÄ™ krótkÄ… jak mgnienie i znowu odwróciÅ‚ siÄ™ do niej plecami, zanim Kennedy zdoÅ‚aÅ‚pomyÅ›leć o ukryciu siÄ™.Kiedy miaÅ‚a skoÅ„czyć siÄ™ ta maskarada?OkazaÅ‚o siÄ™, że już wkrótce.Ruchem czÅ‚owieka, który zabiera siÄ™ w koÅ„cu do pracy,kapÅ‚an wÅ‚ożyÅ‚ rÄ™kawice zatkniÄ™te do tej pory za pas - rÄ™kawice poÅ‚yskujÄ…ce żółto jak miÄ™kkie,giÄ™tkie zÅ‚oto - otworzyÅ‚ jeden ze zÅ‚otych sÅ‚oików, powÄ…chaÅ‚ uważnie jego zawartość, zanurzyÅ‚bezpiecznie palce w czymÅ›, co byÅ‚o w Å›rodku i zaczÄ…Å‚ szybko namaszczać nagie ciaÅ‚o Yaqui.CzÅ‚owiek wykrÄ™caÅ‚ siÄ™ w swoich wiÄ™zach, ale Kennedy w żaden sposób nie mógÅ‚ wiedzieć, czy zbólu, czy ze strachu& i prawdÄ™ mówiÄ…c, nie obchodziÅ‚o go to szczególnie.KapÅ‚an pracowaÅ‚ szybko.Może i byÅ‚ zbyt mÅ‚ody, do czego Topiltzen robiÅ‚ aluzje; możemiaÅ‚ wadÄ™ wymowy i niezbyt miÅ‚Ä… powierzchowność, ale nikt nie mógÅ‚ mu odmówić zrÄ™cznoÅ›ci,w której nie dorównywaÅ‚ mu żaden inny czÅ‚onek bractwa.Czy Topiltzen wezmie to pod uwagÄ™?OdstawiÅ‚ pusty sÅ‚oik i siÄ™gnÄ…Å‚ po butelkÄ™.Jak na jakiÅ› sygnaÅ‚ psy, które mu siÄ™ przyglÄ…daÅ‚y, zaczęły wÄ™szyć, a pod wysadzanÄ…opalami kopuÅ‚Ä™ ponownie wzbiÅ‚o siÄ™ dÅ‚ugie, żaÅ‚osne wycie i wróciÅ‚o stÅ‚umionym echem.Marcazuma drgnÄ…Å‚ nerwowo.Już drugi raz zawyÅ‚y biaÅ‚e psy, biaÅ‚e, spokojne psy, którezwykle tylko cicho warczaÅ‚y i to tylko w wirze walki.NaprawdÄ™ pechowa byÅ‚a ta noc! StojÄ…c zbutelkÄ… w rÄ™ku, zawahaÅ‚ siÄ™.ZastanawiaÅ‚ siÄ™, czy Topiltzen bardziej winiÅ‚by go zakontynuowanie ceremonii, czy za przerwanie jej w Å›rodku.NastÄ™pnie wzruszyÅ‚ ramionami.Wobu wypadkach, jak sÄ…dziÅ‚, jego los byÅ‚ przypieczÄ™towany.Dwa takie znaki jednej nocy!PociÄ…gnÄ…Å‚ korek, który stawiaÅ‚ opór; ale tak byÅ‚o zawsze, nie miaÅ‚ wiÄ™c do czynienia ztrzecim znakiem.WyjÄ…Å‚ go w koÅ„cu i nie robiÄ…c już żadnych przerw, poÅ‚yskujÄ…cym strumieniemwylaÅ‚ zawartość butelki na wijÄ…cy siÄ™ ksztaÅ‚t, który leżaÅ‚ w chrzcielnicy.ByÅ‚ to pÅ‚yn o fioletowym zabarwieniu i o silnym zapachu, jakby gorzkich migdałów, akiedy zetknÄ…Å‚ siÄ™ z drżącÄ… skórÄ… Yaqui, rozlaÅ‚ siÄ™ po niej cienkÄ… warstwÄ….RozlaÅ‚ siÄ™ niczym oliwana wodzie, szybko, prawie inteligentnie, można by powiedzieć, tak że w ciÄ…gu niecaÅ‚ej minutybrÄ…zowa skóra Indianina caÅ‚a byÅ‚a pokryta cienkÄ… sinawÄ… powÅ‚okÄ….WyglÄ…daÅ‚o to na osobliwy sposób przygotowania czÅ‚owieka do rozszarpania przezzwierzÄ™ta.Kennedy patrzyÅ‚ z przejÄ™ciem.Ceremonia trwaÅ‚a.Znaki czy nie, Marcazuma byÅ‚ przede wszystkim mistrzem i wykonywaÅ‚ swoje zadaniepewnie, od poczÄ…tku do koÅ„ca bez żadnego potkniÄ™cia.Ale tuż przed zakoÅ„czeniem ceremonii doszÅ‚o do skandalicznego zakłócenia obrzÄ…dku,gdyż z niszy, w której ukryty byÅ‚ bóg, wyskoczyÅ‚ raptownie jakiÅ› czÅ‚owiek - dyszÄ…cy ciężko,blady, chory ze strachu wrak czÅ‚owieka - odepchnÄ…Å‚ akolitÄ™ i chwiejnym krokiem biegÅ‚ wzdÅ‚użzaokrÄ…glonej linii brzegowej bagna.ZÅ‚apaÅ‚ go i przytrzymaÅ‚ osÅ‚upiaÅ‚y czÅ‚owiek zajmujÄ…cy pierwszy tron, którego tamtenpróbowaÅ‚ wyminąć, podczas gdy biaÅ‚e psy po raz trzeci tej nocy zawyÅ‚y żaÅ‚obnie.AleMarcazuma, mimo że przerażony ponad miarÄ™, zaniósÅ‚ cichÄ… modlitwÄ™ wdziÄ™cznoÅ›ci.Nic dziwnego, że byÅ‚y znaki i zÅ‚e wróżby w tej Å›wiÄ…tyni!Nawet Topiltzen nie mógÅ‚by go teraz winić.Odkryto najwiÄ™kszÄ… tajemnicÄ™,zbeszczeszczono kaplicÄ™ i& teraz MarcazumÄ™ niemal rozsadzaÅ‚y wieÅ›ci, które miaÅ‚ dlaTopiltzena!Ale Archer Kennedy, który po raz pierwszy wyÅ›wiadczyÅ‚ przysÅ‚ugÄ™ pokrewnej istocie, itak nie doceniÅ‚by tego, gdyby wiedziaÅ‚.Znaki omen byÅ‚y w rzeczywistoÅ›ci przeznaczone dla niego tej nocy!Biornson mówiÅ‚, że podczas pierwszych dni swojej niewoli modliÅ‚ siÄ™ do Boga, by niestaÅ‚o siÄ™ to, co teraz zobaczyÅ‚ Kennedy, lub żeby przynajmniej pozwoliÅ‚ mu o tym zapomnieć.Kennedy nie modliÅ‚ siÄ™, ale gdyby ci, którzy go schwytali, zabili go natychmiast, zwdziÄ™cznoÅ›ciÄ… przyjÄ…Å‚by cios.Mury jego Å›wiata zawaliÅ‚y siÄ™ w koÅ„cu i kiedy wÅ›ród razów i przekleÅ„stw wywleczonogo z rotundy, zupeÅ‚nie nie dbaÅ‚ o to, dokÄ…d go zabierajÄ…, żeby tylko jak najdalej od tego, co drżąc,leżaÅ‚o teraz w chrzcielnicy przed mrocznÄ… kryjówkÄ… Nacoc-Yaotla.RozdziaÅ‚ IXMÓWI MAXATLAChoć nie zauważone przez Bootsa, jednoczeÅ›nie miaÅ‚y miejsce dwa wydarzenia w czasie,gdy schwytane czółno zbliżaÅ‚o siÄ™ do burty galery.Daleko, na koÅ„cu czarnego urwiska, od jakiejÅ› niewidocznej przystani odbiÅ‚a łódz zszeÅ›cioma wioÅ›larzami o takich mięśniach, że mimo swego ciężaru wydawaÅ‚a siÄ™ wrÄ™czwyskakiwać z wody przy każdym ruchu wioseÅ‚.Nieco bliżej inna galera, pÅ‚ynÄ…ca leniwie na Tonathiutl, zmieniÅ‚a nagle kurs i pomknęła wstronÄ™ statku głównego kapÅ‚ana.Na dziobie tej drugiej galery znajdowaÅ‚a siÄ™ dziwna rzezba -wzniesione ciaÅ‚o gigantycznego węża z kÄ™pkÄ… piór na czubku gÅ‚owy, jak u czapli, i krezÄ… z piórwokół zÅ‚otej szyi.Boots patrzyÅ‚ na wykrzywionÄ… zÅ‚oÅ›liwie twarz Topiltzena
[ Pobierz całość w formacie PDF ]