[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– I Voloshin podpisał?– Nie zdążyłem mu zaproponować.Nie doszliśmy aż tak daleko.– Jake przypomniał sobie, że powinien wspomnieć, że dzwonił do Voloshina, aby uprzedzić podejrzenia, które powstaną, gdy policja znajdzie jego billingi.– Ale później dzwoniłem do niego w poniedziałek wieczorem, by dowiedzieć się, czy mogę mu jeszcze w czymś pomóc, czy ma jakieś pytania.Powiedział, że nie.Detektyw Zwerling coś zapisał.– O której godzinie pan dzwonił?– Mniej więcej o dziewiątej.– Czyli po godzinach pracy?– Tak.– Starał się nie patrzeć na zegar i skupiać w naturalny sposób na detektywie Zwerlingu.– Czy to normalne, że dzwoni pan do klienta, potencjalnego klienta, po godzinach?– Oczywiście, szczególnie jeśli chcę go pozyskać.– Tu Jake nie kłamał.– Ja pracuję u siebie, więc nie mam określonych godzin pracy.Można powiedzieć, że pracuję cały czas.– Ale on panu odmówił, więc po co znowu pan dzwonił?– Chciałem zyskać pewność.– Co odpowiedział?– Że się jeszcze zastanowi.– Rozumiem.– Zwerling po raz kolejny coś zanotował.– To dlaczego dzwonił pan do niego ponownie dzisiaj rano?Oj.– Bo nie daję za wygraną.– Powiedział, ile ma pieniędzy?– Nie.– Ale i tak zamierzał go pan namówić?– Tak.– Stawał pan na głowie, mimo że nie wiedział, jakim dysponuje majątkiem?– Tak.– Jake widział, że tego nie kupują.– Chyba naprawdę panu na tym zależało.– Detektyw Zwerling zmarszczył brwi tak bardzo, że czoło przecięły mu zmarszczki.– Mnie zależy na każdym kliencie.– Jake widział, że musi go teraz przekonać.– Powiem otwarcie: pięć lat temu straciłem pracę.Wydostałem się z dołka, bo założyłem Gardenię, ale nigdy nie chciałbym się znaleźć z powrotem w tamtej sytuacji.Weszło mi to w krew.– To typowe, że klient nie mówi, ile ma pieniędzy?– Bardzo typowe.– Jak to?– Tacy klienci jak Voloshin, którzy nie przychodzą z polecenia księgowego, prawnika od nieruchomości, bankowca, nie są zbyt dobrze zorientowani w tym, co robimy.Jak na przykład pan Woo.– Jake wskazał nonszalancko młodszego z nich.– Nie każdy w tej sytuacji chce zdradzać wysokość swoich aktywów.Zależy im na poufności.Nie wiedzą albo nie dowierzają, że wszystkie informacje finansowe od początku są poufne.Bardzo tego pilnujemy.Detektyw Zwerling znów coś zanotował, po czym spojrzał na Jake’a, przekrzywiając głowę.– Pan Voloshin powiedział, gdzie pracuje jako wolny strzelec?– Nie.– A powiedział, ile zarabia, wspomniał cokolwiek o swojej sytuacji finansowej?– Nie.– A pan nie zapytał?– Nie chciałem na samym początku znajomości wydać mu się ciekawski.Nigdy nie zaczynam relacji z nowymi klientami od pytania o pieniądze, bo, jak mówiłem, odbierają to jako wścibstwo.Przygotowuję prezentację handlową firmy, wyjaśniam, jak można skroić na miarę portfel inwestycji, żeby służył ich celom.– Jake znów wskazał detektywa Woo.– Jak już panu mówiłem: nie jest ważne, ile ktoś ma pieniędzy.Wiem, że dzięki mnie ta suma z czasem się powiększy.To staram się podkreślić na samym początku.Zwerling wydawał się nieprzekonany.– A powiedział, gdzie trzyma pieniądze?– Nie.– I nie próbował się pan tego dowiedzieć?– Nie.– Dlaczego?– Z tego samego powodu.Detektyw Zwerling uniósł krzaczaste brwi.– Dobrze zrozumiałem? Rozmawiając z Voloshinem, nie miał pan pojęcia, czy on w ogóle ma pieniądze do zainwestowania?– Tak, dokładnie.– Jake ukradkiem sprawdził godzinę.10.54.Zaczął się pocić pod wykrochmaloną koszulą.– To skąd wiedział pan, że nie marnuje na niego czasu?– Nie wiedziałem, ale większość ludzi nie przychodzi, jeśli nie ma pieniędzy, albo się ich nie spodziewa.Zresztą ja myślę długoterminowo.Teraz nie mają, ale może wkrótce to się zmieni.– A Voloshin wyglądał na zamożnego?– Nigdy nie oceniam, ile ktoś ma pieniędzy, po wyglądzie czy po zachowaniu.Moja asystentka Amy nazywa to „kasanosem” i ja mam bardzo kiepski kasanos.– Jake uśmiechnął się, gdy uśmiechnął się detektyw Woo.Zwerling zachował powagę.– Pan Voloshin nie obnosił się ze swoim ewentualnym bogactwem, ale wiem z doświadczenia, że ktoś taki jak on może mieć gdzieś ukrytą fortunę albo może być spadochronem.Zwerling znów zmarszczył brwi.– Skacze ze spadochronem?– Nie – odpowiedział Jake, szukając oparcia na gruncie zawodowym.– W naszym slangu „spadochron” to osoba, która czeka na spadek.Tacy ludzie przez większość dorosłego życia żyją, często bardzo skromnie, z odsetek wypłacanych przez fundusze.A wyglądają i zachowują się właśnie tak jak Voloshin.Detektyw Woo klasnął w dłonie rozbawiony.– To znaczy, że czekają na tym spadochronie, aż ich starzy umrą? To wredne.Jake się zaczerwienił.Na zegarze była 10.56.– Ja tego terminu nie wymyśliłem.Wszyscy go używamy.Pewnie faktycznie jest trochę nieprzyjemny.– Spadochron! – zaśmiał się detektyw Woo.– Dosyć, Richie.– Zwerling zacisnął wargi.– Do rzeczy.Jake, czy Voloshin powiedział panu, że spodziewa się jakichś większych pieniędzy?– Nie.– A prosił może o otwarcie konta w raju podatkowym?– Nie.Zresztą my nie jesteśmy bankiem, więc nie otwieramy nikomu kont, w kraju ani w raju.Jesteśmy firmą inwestycyjną, lokujemy pieniądze klientów w akcje, obligacje i tak dalej.Zwerling się zawahał.– Znaleźliśmy dowody sugerujące, że Voloshin otworzył konto w raju podatkowym.Próbujemy dojść, skąd miałyby się wziąć na nim pieniądze.Ma pan jakiś pomysł?– Nie.– Nic a nic?– Nic.– A skąd pana klienci zazwyczaj biorą pieniądze?– Na przykład ze spadków? – Jake nonszalancko wzruszył ramionami.– Raczej nie Voloshin.Miał tylko matkę, powiadomiliśmy ją jako NR, najbliższą rodzinę.Ale ona mieszka w domu opieki, na północy stanu, a za ten dom płaci ubezpieczalnia.Miał dziewczynę?– Nie wiem.Zwerling zmarszczył brwi.– Nie mówił nic o dziewczynie?– Nie.– Jake zastanowiło zdziwienie w głosie detektywa.– Może wspomniał o jakichś pełnomocnikach czy kimś podobnym?– Ani słowa, o osobach uposażonych także.– Nie wydało się to panu dziwne, skoro powiedział, że ma syna i byłą żonę?– Nie, bo jak mówiłem, w ogóle nie podał mi wielu informacji.Trzymał karty przy orderach, a ja próbowałem go zachęcić.Detektyw Zwerling pisał coś z zaciśniętymi ustami.– Czyli o żadnej kobiecie nie wspominał.– Nie.– A widział pan może, jakim samochodem jeździł?– Nie.Detektyw Woo wzruszył ramionami, zerkając po raz kolejny na Zwerlinga.– Odpuśćmy sobie.Mówię ci, ja mam rację.– Co sobie odpuśćmy? – Jake ukradkiem spojrzał na zegar.10.59.Woo odpowiedział:– Sąsiad słyszał, jak Voloshin kłócił się wczoraj wieczorem z kobietą i widział jakąś brunetkę wychodzącą z jego…– Richie – przerwał Zwerling.– Zamknij się.Detektyw Woo zamilkł, a Jake przypomniał sobie, że matka Kathleen była brunetką.Może się dowiedziała, że Voloshin nękał jej córkę.Ale czy mogłaby go zamordować?Zwerling zwrócił się do Jake’a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]