[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie otrzymałem jeszcze szansy jego dokładnego przeczytania wyznał. Znalazłem się w trochę zwariowanym położeniu.Dziewczyna udała, że jej to nie obchodzi.- Słyszałam, że myśliwi nie wiedzą dokładnie, jak postąpićwzględem Riley Blackthorne.Niektórzy z nich uważają, że pracuje dlaPiekła, inni nie są już tego tacy pewni.Ostrzeżenie Stewarta natychmiast rozbrzmiało w głowiemężczyzny.Jak na jego gust Justine była nieco zbyt zaangażowana wsprawę, mimo iż w sumie nie powinno go to dziwić.- Jedyne, co wiem, to że jej jeszcze nie wypuścili odpowiedział.- Zobaczymy się pózniej? Ton głosu reporterki stał się niecobardziej uwodzicielski.Den zdawał sobie sprawę, że podobne spotkanie bardzo mu sięspodoba.Bardzo.- Nie mam chęci pojawiać się jeszcze kiedyś w tamtym hotelu wyznał.- Mogę złożyć ci domową wizytę zaproponowała dziennikarka.Beck został zapędzony w kozi róg.Nigdy nie zapraszał do siebiekobiet.Cóż, córka Paula była w jego domu, ale obie sytuacje mocno się odsiebie różniły.- Jeszcze do ciebie zadzwonię, okej?1 Rozumiem. Justine potrafiła zaprezentować wszem i wobecsłowny grymas jak nikt inny na świecie. Już się mną znudziłeś?1 Nie.Mam coś do załatwienia.- Mogę do ciebie dołączyć? Uwielbiam przyglądać się, jak polujesz.Zanim Beck zdołał cokolwiek odpowiedzieć, drzwi od sklepuwreszcie się otworzyły i wyszedł przez nie Roscoe.- Cóż, to nie jest najlepszy pomysł.Muszę spadać.Sprawy siękomplikują.- Mam nadzieję, że pózniej się zobaczymy odpowiedziałareporterka. Tęsknię za tobą. To powiedziawszy, rozłączyła się.Ja też za tobą tęsknię, słodka dziewczyno.Nawet jeśli Stewartmyśli, że na to nie zasługujesz.Beck przeszedł właśnie przez jezdnię, akurat w momencie, kiedyRoscoe ryglował zamki.Den celowo nie dał temu palantowi szansy na to,aby ten się odwrócił i przyparł jego twarz do powierzchni szklanychdrzwi.Na szczęście siła uderzenia nie uruchomiła alarmu.- Dobry wieczór, Roscoe powiedział łowca, dbając o to, aby wjego głosie pojawiła się niewypowiedziana głośno grozba.- Nie mam żadnych pieniędzy! krzyknął sprzedawca, drżąc nacałym ciele. Dopiero co wpłaciłem je na bankowy depozyt.- Nie jestem tu dla forsy.- Beck? Czy to ty? Czemu mnie przestraszyłeś?Jeśli wydaje ci się, że coś takiego jest straszne.Den odwrócił kolesia przodem do siebie.Chłopak zmarszczył zobrzydzeniem nos handlarz pachniał intensywną wodą po goleniu,zupełnie jakby wybierał się na randkę.- Gildia chce widzieć, komu sprzedajesz demony.Roscoe śpiesznie zamrugał powiekami.- To.to wszystko figuruje w moich księgach.- Nie o tych nabywcach mowa, tępaku.Chodzi mi o transakcje,jakie robisz pod stołem.Czerwona facjata handlarza mocno pobladła.- Robię tylko legalne interesy.Beck tak mocno nim potrząsnął, że aż zaszczękał zębami.- Zła odpowiedz, spróbuj jeszcze raz.Aha, w razie gdybyś jeszcze otym nie wiedział, mogę bez problemu skończyć z tą uprzejmością.- Nie mogę powiedzieć.Nie odważyłbym się wydyszał facet.I co teraz?W przeszłości terapia bólem przyniosłaby oczekiwane skutki, ale tasytuacja przedstawiała się inaczej.Być może lepiej było wpłynąć na umysłRoscoe, niż połamać mu kości.Beck odsunął się.- Cóż, w takim razie przykro mi, że musi do tego dojść powiedział. Upewnię się, że wysłałem kwiaty na twój pogrzeb. Torzekłszy, odwrócił się i zaczął iść przed siebie, mając nadzieję, że toryzykowne zagranie przyniesie jakieś rezultaty.- Co masz na myśli? Hej! Zatrzymaj się! - krzyknął handlarz.Denver zatrzymał się i celowo zaczął odwracać w wyjątkowopowolnym tempie.- Jestem twoją jedyną szansą.Jeśli nie będziesz gadać ze mną,czeka cię pogawędka z chłopcami z Watykanu.Ich wcale nie interesuje,kto za tobą stoi.- Nie mogą mnie tknąć! krzyknął Roscoe.- Nic ich to nie obchodzi, człowieku powiedział Beck,podchodząc bliżej do swego rozmówcy. Jeśli będziesz miał farta,zamkną jedynie twój żałosny sklepik.Jeśli szczęście cię opuści, znajdzieszsię sześć stóp pod ziemią i nikt nie będzie tęsknił za twoim parszywymtyłkiem.Na twarzy handlarza pojawił się pot.- Na litość boską, nie rób tego błagał. Powiedz im, że nic niewiem.- Nie mogę, Roscoe.Facet zagapił się najpierw w lewo, potem w prawo, szukając drogiucieczki.- Jeśli uciekniesz, może się to dla ciebie zle skończyć.Pogadaj zemną.Może przekonasz mnie do nabrania do ciebie dystansu.Właściciel porno interesu zagapił się na młodego łowcę.- Wiesz, o co w tym chodzi?- Częściowo powiedział Beck, starając się brzmieć na pewnegosiebie, mimo iż właściwie nie miał pojęcia, co się tu wyprawia.Roscoe oparł się o drzwi, całkiem jakby jego kości zamieniły się wgalaretkę.- Ten facet zjawił się pewnego dnia w moim sklepie izaproponował, że zapłaci mi kupę kasy za demony.Chciał wszystkich,jakie tylko mógł dostać.Od Jedynki w górę.- Jak wyglądał?- Był twojego wzrostu i miał ciemnobrązowe włosy.- Ten opis pasuje do prawie każdego kolesia w tym mieście.Musisz się lepiej postarać.- Nie było w nim nic szczególnego poskarżył się Roscoe. Zakażdym razem umawiałem się z nim w innych miejscach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]