[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.U wejściado jaskini stało kilkoro ludzi i przyzywali ich ruchem ręki.- Wszyscy chcą posłuchać twoichopowieści.Chodz do środka, gdzie będzie wygodnie i wszyscy cię będą słyszeć.Droczysz sięz nami tymi zwierzętami, które wykonują twoje życzenia, i uwagami o lwach jaskiniowych,miotaczach oszczepów, nowych sposobach łupania krzemienia.Jakie jeszcze przygody i cudamasz w zanadrzu?Jondalar roześmiał się.- Nawet nie zaczęliśmy.Uwierzysz, że widzieliśmy kamienie, które rozpalają ogień, ikamienie, które się palą? Domostwa zrobione z kości mamutów, ostrza z kości słoniowej,które przeciągają nici, olbrzymie łodzie używane do łowienia ryb tak wielkich, że trzeba bypięciu mężczyzn twojego wzrostu, jeden na drugim, żeby sięgnąć od łba do ogona.Ayla nigdy nie widziała Jondalara tak szczęśliwego i odprężonego, tak swobodnego inieskrępowanego, i zrozumiała, jak cieszy go przebywanie wśród swoich ludzi.W drodze do jaskini objął zarówno Aylę, jak i Joplayę.- Wybrałaś już towarzysza życia, Joplayo? - zapytał.- Nie widziałem nikogo, ktozdawałby się rościć sobie prawo do ciebie.Joplaya roześmiała się.- Nie, czekałam na ciebie, Jondalarze.- Aha, znowu żarty - powiedział Jondalar ze śmiechem.Odwrócił się do Ayli, żeby jejwytłumaczyć.- Bliscy kuzyni nie mogą się łączyć w związek.- Wszystko zaplanowałam - mówiła dalej Joplaya.- Mieliśmy uciec razem i założyćwłasną jaskinię, tak jak to zrobił Dalanar.Ale, oczywiście, przyjmowalibyśmy tylko łupaczykrzemienia.- Jej śmiech wydawał się wymuszony i nie odrywała wzroku od Jondalara.- Rozumiesz teraz, o co mi chodziło, Aylo - powiedział Jondalar, zwracając się doAyli, ale ścisnął talię Joplai.- Zawsze dowcipkuje.Joplaya to najgorsza przekora, jaką znam.-Ayla nie była pewna, czy rozumie, na czym polega dowcip.- Ale poważnie, Joplayo, z pewnością co najmniej jesteś komuś obiecana.- Echozar prosił, ale jeszcze się nie zdecydowałam.- Echozar? Chyba go nie znam.Czy jest z Zelandonii?- Nie, z Lanzadonii.Przyłączył się do nas parę lat temu.Dalanar uratował mu życie,znalazł go prawie utopionego.Chyba jest nadal w jaskini.Jest nieśmiały.Zrozumiesz,dlaczego, jak go zobaczysz.Wygląda.no cóż, inaczej.Nie lubi spotykać obcych i mówi, żenie pójdzie z nami na Letnie Spotkanie Zelandonii.Jest jednak bardzo miły, jak się go jużpozna, i wszystko zrobiłby dla Dalanara.- Wybieracie się na Letnie Spotkanie w tym roku? Mam nadzieję, że tak, przynajmniejna Zaślubiny.Ayla i ja zostaniemy połączeni.- Tym razem uściskał Aylę.- Nie wiem - powiedziała Joplaya ze wzrokiem wbitym w ziemię.Podniosła głowę ispojrzała na niego.- Zawsze wiedziałam, że nie połączysz się z tą Maroną, która czekała naciebie, kiedy poszedłeś na wędrówkę, ale nie przypuszczałam, że przyprowadzisz ze sobąkobietę z podróży.Jondalar zarumienił się na wzmiankę o kobiecie, której obiecał połączenie przedodejściem, i nie zauważył, że Ayla zesztywnia-ła, kiedy Joplaya pospieszyła w kierunkumężczyzny, który właśnie wychodził z jaskini.- Jondalarze! Ten mężczyzna! - Dosłyszał zaskoczenie w jej głosie i spojrzał na nią.Była bardzo blada.- Co się stało, Aylo?- Wygląda jak Durc! A może tak mój syn będzie wyglądał, jak dorośnie.Jondalarze,ten człowiek jest częściowo z klanu!Jondalar spojrzał na niego.To była prawda.Mężczyzna, którego Joplaya popychała kunim, miał rysy ludzi klanu.Kiedy podeszli, Ayla zauważyła jedną uderzającą różnicę międzynim a mężczyznami z klanu.Był niemal tak wysoki jak ona.Gdy był już blisko, zrobiła gest ręką.Był to subtelny gest, ledwie zauważalny dlakogokolwiek innego, ale duże, brązowe oczy mężczyzny rozszerzyły się ze zdziwienia.- Gdzie się tego nauczyłaś? - spytał, odpowiadając jej takim samym gestem.Miał niskigłos, ale czysty i wyrazny.Nie miał żadnych trudności z mówieniem; widomy znak, że jestmieszanką.- Wychował mnie klan.Znalezli mnie, kiedy byłam małą dziewczynką.Nie pamiętamżadnej innej rodziny.- Klan cię wychował? Przeklęli moją matkę, ponieważ mnie urodziła - powiedział zgoryczą.- Jaki klan wychowałby ciebie?- Tak mi się zdawało, że to nie jest akcent mamutoi - wtrąciła Jerika.Wokół nich stałoteraz wielu ludzi.Jondalar nabrał powietrza i wyprostował się.Wiedział, że sprawa pochodzenia Ayliwypłynie wcześniej czy pózniej.- Kiedy ją spotkałem, Jeriko, w ogóle nie umiała mówić, a przynajmniej nie słowami.Ale uratowała mi życie, kiedy zaatakował mnie lew jaskiniowy.Została zaadoptowana przezMamutoi do Ogniska Mamuta, ponieważ jest tak świetną uzdrowicielką.- Jest Mamutem? Tą Która Służy Matce? A gdzie jej znak? Nie widzę tatuażu napoliczku - powiedziała Jerika.- Ayla nauczyła się uzdrowiciełstwa od kobiety, która ją wychowała, znachorki ludzi,których ona nazywa klanem - płasko-głowych - ale jest równie dobra co każda Zelandoni.Mamut dopiero zaczął ją wprowadzać w tajniki Służby Matce, zanim odeszliśmy.Nigdy nieprzeszła inicjacji.Dlatego nie ma tatuażu - wyjaśnił Jondalar.- Wiedziałem, że jest Zelandoni.Musi być, żeby tak panować nad zwierzętami, ale jakmogła nauczyć się uzdrowiciełstwa od płaskogłowej kobiety?! - wykrzyknął Dalanar.- Zanimspotkałem Echozara, myślałem, że to rodzaj zwierząt.Wiem od niego, że potrafią sięporozumiewać w jakiś sposób, a ty teraz mówisz, że mają uzdrowicieli.Powinieneś mi byłpowiedzieć, Echozarze.- Skąd mogłem wiedzieć? Nie jestem płaskogłowym! - Echo-zar wypluł niemal tosłowo.- Znałem tylko moją matkę i An-dovana.Aylę zdziwiła jadowitość w jego głosie.- Powiedziałeś, że twoja matka została przeklęta? A jednak przeżyła, żeby cięwychować? Musiała być niezwykłą kobietą.Echozar spojrzał prosto w szaroniebieskie oczy wysokiej blondynki.Nie było w nichwahania, próby uniknięcia jego wzroku.Czuł dziwny pociąg do tej kobiety, której nigdyprzedtem nie widział, czuł się przy niej bezpiecznie.- Niewiele o tym mówiła.Napadło na nią kilku mężczyzn, którzy zabili jej towarzyszażycia, kiedy próbował jej bronić.Był bratem przywódcy jej klanu i ją obwiniano za jegośmierć.Przywódca powiedział, że sprowadziła nieszczęście.Pózniej jednak, kiedyzorientowała się, że będzie miała dziecko, wziął ją na drugą kobietę przy swoim ognisku.Kiedy ja się urodziłem, orzekł, że to dowód, iż jest kobietą przynoszącą nieszczęście.Nietylko doprowadziła do śmierci swojego towarzysza życia, ale jeszcze urodziła zdeformowanedziecko.Rzucił na nią klątwę, klątwę śmierci.Mówił do tej kobiety bardziej otwarcie niż do kogokolwiek innego i dziwił sięsamemu sobie.- Nie jestem pewien, co to znaczy klątwa śmierci".Tylko raz mi o tym wspomniała, ai wtedy nie mogła dokończyć.Wyjaśniła, że wszyscy się od niej odwrócili, jakby jej niewidzieli.Powiedzieli, że ona już nie żyje, i chociaż próbowała zmusić ich, żeby na niąspojrzeli, zachowywali się, jakby jej tam nie było, jakby była martwa.To musiało byćstraszne.- I było - cicho powiedziała Ayla.- Bardzo jest ciężko żyć, kiedy nie istniejesz dlatych, których kochasz.- Jej oczy zamgliły się od wspomnień.- Matka wzięła mnie i odeszła, żeby umrzeć, zgodnie z klątwą, ale znalazł ją Andovan.Już wtedy był stary i żył samotnie.Nigdy mi nie powiedział, dlaczego opuścił swoją jaskinię,chodziło o jakiegoś okrutnego przywódcę.- Andovan.- przerwała mu Ayla.- Czy był z S'Armunai?- Tak, chyba tak.Nie mówił dużo o swoich ludziach.- Wiemy coś o ich okrutnym przywódcy - rzekł ponuro Jon-dalar.- Andovan się nami zaopiekował - ciągnął swą opowieść Echozar
[ Pobierz całość w formacie PDF ]