[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy niezrozumie, dlaczego odważyła się wtedy zapytać go, czy nie wie, skądwziąć pieniądze na opłacenie człowieka, który przywiózł ziemię.Sądziła,że to będą jakieś grosze, a tymczasem.Mateusz popatrzył tym swoim -jak to teraz nazwała ta kobieta - martwym wzrokiem, może jeszczebardziej martwym niż zwykle, pewnie dlatego, że jeszcze nigdy nie po-wiedziała na raz tak wiele.Wtedy odważyła się jeszcze dodać, że będąmieć wszystkie warzywa na zimę, z których będzie gotować zupy, robićsurówki i przede wszystkim ziemniaki, nie mówiąc już o kapuście.Zapyta Róży Lorenc, jak się kisi kapustę i w ogóle o wszystko inne.Cowtedy więcej trzeba? Tylko jej pracy, a przecież ona lubi pracować, niemoże się już doczekać, kiedy będzie mogła obsadzić całe pole, plewić ipatrzeć, jak rośnie.Och, skąd mogła wiedzieć, że ziemia jest taka droga?Gdyby wiedziała.Nim dokończyła, włożył płaszcz po dziadku i wyszedł.Wtedyprzestraszyła się jeszcze bardziej.Po co mu w ogóle o tym mówiła, skorowie, że z tych jego koszyków wystarcza tylko na chleb, światło, jakieśubranie od czasu do czasu i coś do domu jeszcze rzadziej.Chodził w tympłaszczu po łące, a ona wyglądała i nasłuchiwała, czy nie wsiada do fordai nie odjeżdża.Zrobiło jej się go strasznie żal.Chciała pobiec za nim nałąkę i odwołać wszystko.Każe zabrać tę ziemię z powrotem, nawet samają załaduje na ciężarówkę, choćby miała to robić dzień i noc bezwytchnienia, mogą się obyć bez tego wszystkiego, jak dotąd się obywali.Wyszła na werandę, żeby mu to wszystko powiedzieć, wtedy Mateuszstanął na chwilę, popatrzył w dal, odwrócił się nagle i zaczął iść w jejstronę.Znieruchomiała, nie mając pojęcia, co teraz zrobić, co powiedzieć.Popatrzył na nią, wszedł do domu i wieczorem, kiedy ciągle siedziała nawerandzie, kuląc w ramionach głowę, stanął koło niej, sięgnął do kieszenispodni i powiedział: Masz".Cała kwota, dokładnie tyle, ile potrzebowała, żeby zapłacić za tęnieszczęsną ziemię.Nie wierzyła własnym oczom.Chwyciła go zwdzięcznością za rękę, ale on wyrwał ją ze złością i dodał jeszcze, że niechce więcej o niczym słyszeć.Przytaknęła i o mało nie zaczęła tańczyć zeszczęścia, choć przecież nigdy dotąd nie tańczyła.Nigdy więcej nie wspominała Mateuszowi o polu, choć potemzastanawiało ją, skąd wziął takie pieniądze, ale tylko do czasu kiedy RóżaLorenc powiedziała jej, że mężowie mają zawsze swoje zaskórniaki.Wszyscy mężowie? Wszyscy, z wyjątkiem jej męża, który nie wychodzinigdy z domu, bo ciągle coś dłubie na strychu, więc na diabła mu jakieśzaskórniaki, zresztą jej mąż to zupełnie co innego.Matylda zapłaciła za ziemię, potem Kulesza nawiózł obornika, jeszczeraz zaorał i powiedział, że teraz może się zabierać do roboty.Odpracowała mu wszystko, a on, zadowolony, obiecał, że za każdymrazem przyjedzie i przygotuje jej pole do uprawy.Nawet łąkę zaoferowałsię skosić kosiarką ( Co pani, jakaś nieżyciowa, żeby się tak mordowaćkosą"), ale się nie zgodziła.Chwyciła kosę i przez dwie godzinydelektowała się zapachem odkładających się z rosą pokosów, ale podwóch godzinach miała dość.Zawołała przejeżdżającego drogą Kuleszę,a on roześmiał się z satysfakcją.- No i co, nie mówiłem?! Przyjdzie pani na to konto, jak będę zwoziłswoje, bo nigdy nie ma mi kto podać i będziemy kwita.Tak też i było.Każdy pokos trawy, każdą skibę zaoranego polaodpracowała z nawiązką.Kulesza cenił sobie jej pomoc, zawszebrakowało mu rąk do pracy.Ona bez niego nie zrobiłaby nic.Mateuszwidział czasem obcego mężczyznę na swoim polu, ale tylko raz zapytał,kto i w jakim celu, a kiedy mu wyjaśniła, nie zwracał na niegonajmniejszej uwagi.Nie obchodziło go też, czemu Matylda wsiadaczasem na rower i jezdzi do wsi.Napracowała się na tym polu, ale jakie to było pole! Od pierwszychplonów nikt już nie kręcił głową, a Mateusz łagodnym spojrzeniempochwalił ją, kiedy załadowała całą piwnicę na zimę.Uwielbiała siać,sadzić, spulchniać ziemię i plewić.Plewić lubiła najbardziej.Tenor leżałna skraju pola i albo spał, albo obserwował, jak pracuje, Kreska usiłowałaprzegryzć ogrodzenie z wierzbiny, by dostać się do warzyw i obskubaćwszystko do gołej ziemi.Matylda dotąd ją wiązała na gołej ziemi przydrodze, aż Kreska zrozumiała i przestała zbliżać się do pola.Każda pora roku na Wzgórzu była piękna, ale lato, kiedy mogła plewić ipatrzeć, jak wszystko rośnie, kochała najbardziej. Jedni lubią to, innitamto" - odpowiadała niezmiennie, kiedy Róża Lorenc stała nad nią, niemogąc wyjść z podziwu, po co to się tak mordować, kiedy możnawszystko kupić.Ona wszystko kupuje; kto by jej kazał grzebać się wziemi od rana do nocy.Jednak byli ludzie, którzy z tego powodu zaczęlidarzyć Matyldę namiastką szacunku i przestali patrzyć na nią jak nadziwoląga, gdy od czasu do czasu pojawiła się w sklepie Tarnawskiej.Tarnawska nie patrzyła na nią z szacunkiem, bo Matylda kupowała tylkopodstawowe produkty.Nigdy nie kupiła nic, co nie byłoby niezbędne doprzeżycia.Raz usiłowała namówić Matyldę na ciastka kokosowepolewane czekoladą - usłyszała, że nie po to Mateusz zgina kark nadwikliną, żeby ona kupowała sobie ciastka kokosowe.Ma przecież wogrodzie owoców pod dostatkiem, a zimą dżemy i kompoty, niczego jejnie brakuje.Wszystko było proste i dobre.I dalej mogło takie być, mimo śmierciMateusza.Umarł, to umarł.Dobrzy ludzie często odchodzą za młodu, alepoza jego nieobecnością nic nie musiało się zmieniać.Ale zmieni się,jeśli otworzy oczy, a ta kobieta będzie tu nadal.Była.Chodziła z papierosem w ręku po werandzie i rozmawiała przeztelefon.Z tonu, jakim krzyczała do maleńkiego pudełeczka - Matyldasłyszała o telefonach komórkowych, ale nie sądziła, że mogą być tak małe- zorientowała się, że Lora ma problem.Matylda nie chciałapodsłuchiwać, ale mimo to usłyszała:- Cholera, przecież ci mówiłam, że zdobędę kasę i uruchomimy teninteres, jeśli tak bardzo ci na tym zależy, dobrze wiesz, że zrobię dlaciebie wszystko, ale czy to moja wina, że mój były przeprowadził się natamten świat odrobinę za wcześnie? Teraz to trochę potrwa, ale za to forsabędzie większa.Bo wiem.Widzę, ile to wszystko może być warte.Aleco ci szkodzi poczekać?! Czy kiedyś cię zawiodłam?! Zawiodłam cię.Cholera, cholera, cholera!Matylda zbiegła z werandy i poszła przewiązać krowę.Nie miała ochotypatrzeć, jak tamta się złości.Jednego była teraz już pewna: to jest złakobieta (pierwsze wrażenie ją zwiodło) i nic dobrego z jej obecności niewyniknie.Widziała na jej twarzy strach i zawziętość i intuicyjniezrozumiała, że to nie jest dobre połączenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]