[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- My, on i ja, wiemy wszystko o historii.Nauczyliśmy się wspólnie podróżować w czasie.Powinniście zobaczyć, jak tańczy menueta.Albo jezdzi konno.Albo jak fechtuje.Albo gra nafortepianie.Gideon byt już prawie przy niej.- Jest niesamowicie dobry we wszystkim, co robi.I potrafi wyznać miłość w ośmiu językach -powiedziała rozmarzonym głosem i po raz pierwszy w życiu zobaczyłam, że łzy napływają jej dooczu.- Nie mnie ją wyznał, o nie! On się interesuje tylko moją głupkowatą kuzynką.Zagryzłam wargi.To wyglądało mi na złamane serce i nikt na świecie nie potrafił jej zrozumiećlepiej niż ja.Kto by pomyślał, że Charlotta w ogóle ma serce? Nagle zapragnęłam, by teoria Lesliena temat serc z marcepanu okazała się prawdziwa.Przy tym moje serce akurat boleśnie sięskurczyło i z wysiłkiem powstrzymywałam falę zazdrości, która próbowała mnie zalać.Gideon wyciągnął rękę do Charlotty.- Czas iść do domu.- Buuuu! - zawołał Gordon, wrażliwy niczym snopowiązałka, ale pozostali w napięciu wstrzymalioddech.- Zostaw mnie - powiedziała Charlotta do Gideona.Odrobinę się chwiała.- Jeszcze nie skończyłam.Jednym skokiem Gideon znalazł się koło niej na stole i zabrał jej mikrofon.- Koniec przedstawienia - oznajmił.- Chodz już, Charlotto, zawiozę cię do domu.Charlotta prychnęła na niego niczym rozzłoszczona kotka.- Złamię ci kark, jeśli mnie dotkniesz.Znam krav magę, wiesz przecież.- Ja też, zapomniałaś? - Znowu wyciągnął do niej rękę.Charlotta po chwili wahania ujęła ją, anawet pozwoliła sięzdjąć ze stołu - zmęczony, pijany elf z trudem trzymał się na nogach.Gideon objął ją w talii i odwrócił się do mnie.Z jego twarzy nie bardzo dało się wyczytać, co myśli.- Muszę to szybko załatwić.Wy idzcie z Raphaelem do mnie do domu - rzucił krótko.- Tam sięspotkamy.Przez moment nasze spojrzenia się zetknęły.- Na razie - powiedział.Skinęłam głową.- Na razie.Charlotta nie odezwała się już słowem.A ja zastanawiałam się, czy Kopciuszek też miał choć odrobinę wyrzutów sumienia, gdy ze swymksięciem odjeżdżał na białym koniu w siną dal.Rozdział 14I to jest jeszcze jeden powód, żeby trzymać się z dala od alkoholu - westchnęła Leslie.- Możesznawet stanąć na uszach, ale jak po pijaku narobisz głupot, to i tak na koniec będziesz świecićoczami.W każdym razie nie chciałabym w poniedziałek rano w szkole być w skórze Charlotty.- Cynthii też nie - dodałam.Wychodząc, zobaczyliśmy jubilatkę w garderobie obści-skującą się z chłopakiem, który chodziłdwie klasy niżej od nas (w tych okolicznościach zrezygnowałam z pożegnania się z Cynthią, tymbardziej że nawet się nie przywitałyśmy).- Albo w skórze tego biednego gościa, który zwymiotował na dziwaczne żabie buty pani Dale -dorzucił Raphael.Skręciliśmy w Chelsea Manor Street.- Charlotta naprawdę dostała świra.- Leslie zatrzymała się przed wystawą sklepu z tkaninamiobiciowymi, ale nie po to, by przyjrzeć się ekspozycji, lecz żeby podziwiać własne odbicie wszybie.- Niechętnie to mówię, ale było mi jej naprawdę szkoda.- Mnie też - powiedziałam cicho.W końcu dokładnie wiedziałam, jakie to uczucie być zakochaną w Gideonie.I niestety, wiedziałamrównież, jakie to uczucie, gdy się człowiek publicznie wygłupi.- Przy odrobinie szczęścia do jutrawszystko zapomni.- Ra-phael otworzył drzwi domu z czerwonej cegły.Znajdował się rzut beretem od domu państwa Dale'ów i dlatego najłatwiej było nam tutaj przebraćsię na imprezę u Cynthii.Byłam zbyt wzburzona moim spotkaniem z Lucy i Paulem w 1912 roku, by się dokładniejrozejrzeć.Zrobiłam to dopiero teraz.Właściwie zawsze byłam przekonana, że Gideon mieszka w jednym z tych hiperszpanerskichloftów, sto metrów kwadratowych ziejącej pustki, mnóstwo chromu i szkła, a na ścianie płaskitelewizor rozmiarów boiska do piłki nożnej.Ale myliłam się.Wąski korytarzyk tuż obok wejściaprowadził do zalanego światłem pokoju, którego przeciwległą ścianę tworzyło wielkie okno.Boczne ściany zajmowały sięgające do sufitu regały, pełne książek, płyt DVD i segregatorów, a podoknem stała duża szara sofa z całą masą poduszek.Serce pokoju tworzył otwarty fortepian, którego dostojeństwo zakłócała jednakże oparta o niegozupełnie nieuroczyście deska do prasowania.Do całego obrazu niezbyt także pasował zawieszonyniedbale na pokrywie fortepianu trójgraniasty kapelusz, którego madame Rossini na pewno juższukała, załamując ręce z rozpaczy.Ale cóż - może tak właśnie Gideon wyobrażał sobie własnecztery kąty?- Czego się napijecie? - spytał Raphael, gospodarz idealny.- A co macie? - odpowiedziała pytaniem Leslie i nieufnie zajrzała do kuchni, gdzie wzlewozmywaku piętrzyły się naczynia i talerze, pokryte czymś, co przypuszczalnie było kiedyśsosem pomidorowym.A może to był jakiś medyczny eksperyment potrzebny Gideonowi na studiach?Raphael otworzył lodówkę.- Hm.Popatrzmy.Jest mleko, ale termin ważności upłynął w ubiegłą środę.Sok pomarańczowy.ojej, on może się zbrylić? Ten karton dziwnie szeleści.Ale to tutaj wygląda wielce obiecująco, tomusi być jakiś rodzaj oranżady wymieszanej z.- Och, napiję się po prostu wody.- Leslie chciała się rzucić na ogromną szarą sofę, ale w ostatniejsekundzie przypomniała sobie, że suknia Grace Kelly nie nadaje się na taką swobodę, i układnieprzysiadła na brzegu.Klapnęłam obok niej z bezbrzeżnie głębokim westchnieniem.- BiednaGwenny.- Leslie pogłaskała mnie czule po policzku.- Co za dzień! Pewnie masz wszystkiegodosyć! Pocieszy cię, gdy ci powiem, że w ogóle tego po tobie nie widać?Wzruszyłam ramionami.- Troszeczkę.Raphael wrócił ze szklankami i butelką wody, zmiótł ze stolika przy sofie kilka czasopism iksiążek, wśród nich ilustrowany tom o mężczyznach w epoce rokoko.- Czy mogłabyś odsunąć na bok kilka metrów kwadratowych swoich falbanek, żebym też sięzmieścił na sofie? - Uśmiechnął się szeroko.- Och, usiądz po prostu na sukni - powiedziałam, odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy.Leslie poderwała się na nogi.- Nie ma mowy! Jeszcze coś się zepsuje i więcej nie będziemy już mogli niczego pożyczyć odmadame Rossini.Chodz no, wstawaj, wyciągnę cię z tego gorsetu.- Podniosła mnie z sofy i zaczęławysupływać z sukni Sissi.- A ty, Raphael, patrz teraz łaskawie w inną stronę.Raphael z impetem położył się na sofie i wlepił wzrok w sufit.- Tak dobrze?Kiedy znów miałam na sobie dżinsy i koszulkę i kiedy wypiłam kilka łyków wody, poczułam sięodrobinę lepiej.- No to jak było, gdy spotkałaś się z twoimi.to znaczy z Lucy i Paulem? - spytała cicho Leslie,gdy z powrotem usiadłyśmy.Raphael popatrzył na mnie ze współczuciem.- Czad, kiedy rodzice są w tym samym wieku co ty.Skinęłam głową.- Było dość.dziwnie i.wstrząsająco.- A potem opowiedziałam im wszystko, od przywitania nasprzez lokaja aż do naszego wyznania, że zamknęliśmy krąg krwi.- Na wiadomość, że znalezliśmysię w posiadaniu kamienia filozoficznego czy też, jak określił to Xemerius, błyszczącej soli,wszystkim spadły kapcie.Strasznie się zdenerwowali, a Lucy, jak się denerwuje, gada jeszczewięcej niż ja, nie do wiary, prawda? Przestali zasypywać nas wymówkami dopiero wtedy, gdypoinformowałam ich, że wiem o.eee.o łączącym nas pokrewieństwie.Leslie szeroko otworzyła oczy.- Ico?- Najpierw zamilkli.A chwilę pózniej wszyscy wybuchnęli płaczem - powiedziałam i zmęczonymgestem potarłam oczy.-Myślę, że tym, co wypłakałam w ostatnich dniach, można by nawodnićafrykańskie pola w czasie suszy.- Ach, Gwenny.- Leslie bezradnie pogłaskała mnie po ramieniu.Spróbowałam się uśmiechnąć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]