[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rydell złapał mocno córkę za rękę i podszedł do niego.- Ty to zrobiłeś? - bardziej oświadczył, niż zapytał.- Mój przyjaciel jest w szpitalu - poinformował go rzeczowym tonem Matt.- Zostałpostrzelony.Poważnie.Zadzwoń, gdzie trzeba, i załatw, żeby miał wszystko, czegopotrzebuje.Miliarder skinął głową i sięgnął po telefon.- Oczywiście.- Musi też mieć ochronę - dodał Matt.- Masz do kogo zadzwonić?- Mam numer detektywa, który pojawił się u mnie w domu.Mogę zadzwonić doniego.- Zrób to.Rydell, rozmawiając, nie wypuszczał z dłoni ręki córki.Załatwienie sprawy nie zajęłomu zbyt wiele czasu.Jego nazwisko zazwyczaj przyspieszało wszelkie procedury.Dowiedział się, że Jabba jest na chirurgii i że rokowania są niepewne.Rozłączył się iprzekazał wieści Mattowi.- Jest w dobrych rękach - zapewnił go.- Otrzyma najlepszą opiekę.- Lepiej, żeby tak było.Rydell przyjrzał mu się, niepewny, na czym stoi.- Przykro mi z powodu twojego przyjaciela.Ja tylko.Nie wiem, jak mam wyrazićswoją wdzięczność - powiedział niepewnym tonem.- Po prostu nie lubię twoich kumpli - wyjaśnił lapidarnie Matt.- Mają bardzo złyzwyczaj zamykać ludzi bez powodu.Rebecca odwróciła się i podchwyciła pełen poczuciawiny wzrok ojca.-1 co teraz?Rydell oczekiwał wyroku.Czy byli jego więzniami?- Nic.Mój przyjaciel został postrzelony, a twoi kumple ciągle mają mojego brata.-Matt wbił w miliardera twardy wzrok.- Pomyślałem, ze pomożesz mi coś z tym zrobić.Rydell uniósł dłoń i potarł skronie.Spojrzał na Matta, a potem z powrotem naRebeccę.W jej oczach dostrzegł mieszankę dezorientacji, strachu i wyrzutów.Nie wiedział, co robić.Ale nie musiał już nikogo chronić.- Sprowadzają go tutaj - odezwał się w końcu.- Kogo?- Księdza.Ojca Jerome.Wyleciał z Egiptu.Jest w drodze.- Dokąd?- Podobno do Houston.Informacja właśnie przedostała się do mediów.Gdziekolwiekzmierza, pewnie będą chcieli wyświetlić nad nim znak, co oznacza sporą szansę, żeznajdziesz tam Dannyego.- Przerwał, zbierając myśli.- Miałeś rację - przyznał w końcu.-Oni coś knują.Coś, do czego będę im potrzebny.Nie mam pojęcia co, ale sądzę, że plan,który w moim głębokim przekonaniu ciągle był ich planem.już nim nie jest.Chodzi o cośinnego.Chodzi teraz przede wszystkim o księdza.- Kto może to wyjaśnić? - zapytał Matt, patrząc mu prosto w oczy.- Inni.- Potrzebuję nazwisk.Rydell wytrzymał jego wzrok.- Potrzebujesz tylko jednego.Keenan Drucker.To właściwie jego numer.Onwszystko może wyjaśnić.- Gdzie go znajdę?- W Waszyngtonie.W Amerykańskim Centrum Wolności.To think tank.Nagle zadzwoniła komórka Rydella.Wyłowił ją z kieszeni i zerknął na wyświetlacz.Zmarszczył brwi.Matt spojrzał na niego pytająco.Rydell skinął głową.Dzwonił Drucker.Wcisnął zielony klawisz.- Co ty robisz? Gdzie, do cholery, jesteś? - zapytał ostro Drucker.- Pracujesz po godzinach, Keenan?Miliarder spojrzał znacząco na Matta, unosząc wolną dłoń i pokazując mu, żebychwilę zaczekał.- Larry, co ty wyprawiasz?- Odzyskuję córkę.- Miliarder pozwolił, by jego słowa odpowiednio wybrzmiały.Drucker zaniemówił.- A za chwilę przejdę się chyba do redakcji New York Timesa i trochę sobie 1 nimipogadam - dodał po chwili.- Czemu miałbyś to robić?- Ponieważ nie wiem wprawdzie, do czego się szykujecie - odparł drżącym zwściekłości głosem - ale mam dziwne przeczucie, że ma to niewiele wspólnego z naszymipierwotnymi planami.Drucker aż jęknął.- No dobra, popełniłem błąd, w porządku? Porywanie Rebekki nie było dobrympomysłem.Wiem.I przykro mi.Ale nie zostawiłeś mi wyboru.A tkwimy w tym po uszyrazem.Dążymy do tego samego celu.- Tyle że ty nie robisz tego, żeby ocalić planetę, Keenan.Obaj dobrze o tym wiemy.- Dążymy do tego samego - zapewnił spokojnie Drucker.- Uwierz mi.- Czyli do czego?Polityk milczał przez chwilę.- Spotkajmy się - zaproponował w końcu.- Gdzie chcesz.Wysłuchasz mnie.Powiemci, o co mi chodzi.A potem sam zdecydujesz, czy ciągle pragniesz zniweczyć nasz plan.Rydell prześlizgnął się wzrokiem po Matcie i Rebecce.Niech Drucker pomartwi sięchwilę.Wiedział jednak, że musi go wysłuchać.Zbyt wiele - całe swoje życie, wszystko, coosiągnął, co jeszcze mógł osiągnąć - miał do stracenia.- Zastanowię się - oświadczył beznamiętnie i się rozłączył.- Czego chciał? - zapytał Matt.- Pogadać.I przekonać mnie, żebym wrócił na boisko.Matt skinął głową, a potem spojrzał na komórkę miliardera.- Mogą cię namierzyć.Rydell uniósł aparat ze zdziwionym wyrazem twarzy.- Co, za pomocą tego?- Nas tak właśnie wyśledzili.Przez telefon mojego przyjaciela.Mimo że byliśmyostrożni.Aączyliśmy się tflko na parę sekund.Rydell wydawał się w ogóle tym nie przejmować.- Potrafimy namierzyć telefon w czasie potrzebnym jego właścicielowi na wysłanieSMSa.Matt nie zrozumiał.- To nasz produkt - wyjaśnił Rydell.- Program szpiegowski, który opracowaliśmy dlaNSA.Ale jeśli chodzi o mnie, możesz się nie martwić.Wszystko w porządku.Mój telefonjest zabezpieczony.Matt wzruszył ramionami i się odwrócił.Po chwili spojrzał jednak znowu na Rydella.- Co teraz zrobisz?Miliarder zastanawiał się przez kilka sekund.- Nie wiem.- Nie miał czasu, żeby obmyślić jakiś plan.Choć z drugiej strony niedysponował zbyt wieloma możliwościami.Jeszcze niedawno wydawało mu się, że jego światrunął niczym domek z kart.Ale telefon od Rebekki wszystko zmienił.Spojrzał na córkę.Jej bezpieczeństwo było teraz najważniejsze.- Nie możemytutaj zostać - powiedział Mattowi.- W Bostonie.Zwłaszcza po wizycie,jaką mi złożyłeś.W całym mieście nie ma miejsca, w którym moglibyśmy się przyczaić.Awszędzie, gdzie się udamy, natychmiast wywęszy nas prasa.I Maddox.Matt skinął głową i zastanawiał się przez chwilę.- Nie chciałbyś tego zobaczyć? - zapytał w końcu.- Czego?- Swojego dzieła.W całej okazałości.Rydell rozważał przez chwilę jego propozycję, a potem powiedział:- Do diabła, czemu nie? Zmywajmy się stąd.ROZDZIAA 67Houston, TeksasTłumy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]