[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ojciec prędzej pozwoliłby nam wszystkim umrzeć jedna po drugiej,niż słuchał kogokolwiek oprócz siebie samego.Minie wiele lat, zanim przyśląkogoś innego na tę misję, pomyślałam.Wiele lat! Proszę Cię, Boże, spraw, abyspadło na niego drzewo i przetrąciło mu czaszkę, żebyśmy mogli zarazwyjechać! My sami przygotowujemy się do wyjazdu  wstawiła się za namipani Underdown. Tak, tak  powiedział jej mąż. Bezwzględnie.Pakujemy się iwyjeżdżamy.Przez wiele lat uważaliśmy Kongo za swój dom, jak wiecie, alesytuacja jest ekstremalna.Nathan, ty chyba nie doceniasz powagi sytuacji.Wszystko wskazuje na to, że ambasada ewakuuje się z Leopoldville. Sądzę, że doskonale doceniam  powiedział ojciec, nagleodwracając się w ich stronę.W spodniach khaki i białej koszuli z podwiniętymirękawami wyglądał jak robotnik, ale uniósł jedną rękę nad głowę, tak jak to robiw kościele, kiedy udziela błogosławieństwa.  Tylko Bóg wie, kiedy ktoś przyjedzie nas zluzować.Ale On to wie iwytrwamy w Jego zaszczytnej służbie.AdaTak wiele zależy od czerwonych taczek, które stoją szkliste od deszczukoło białych kur.To jest cały wiersz napisany przez lekarza, który nazywa sięWilliam C.Williams.Kur białych koło deszczu od szkliste stoją które taczekczerwonych.Od zależy! Wiele tak.Więc?Najbardziej mi się podoba nazwisko William C.Williams.Napisał tenwiersz, czekając na śmierć dziecka.Chyba chciałabym zostać lekarzem-poetą,jeśli dożyję dorosłości.Nigdy nie potrafiłam za bardzo wyobrazić sobie siebiejako dorosłej kobiety, a dzisiaj wydaje mi się to marnowaniem wyobrazni.Alegdybym została lekarzem-poetą, to spędzałabym cały dzień z ludzmi, którzy niepotrafiliby mnie prześcignąć w biegu, a potem szłabym do domu i pisała o tym,co mi się podobało w ich wnętrznościach.Wszyscy teraz czekamy, co się dalej stanie.Czekanie na śmierć dzieckanie jest w Kilandze bodzcem do napisania wiersza: za długo się człowiek nienaczeka.Prawie codziennie nowy pogrzeb.Pascal nie przychodzi już się bawić,bo zmarł jego starszy brat i Pascal jest potrzebny w domu.Mama Mwanza, tabez nóg, straciła dwójkę najmniejszych dzieci.Kiedyś nas dziwiło, żewszyscy mają tutaj tak dużo dzieci: sześć, osiem, dziesięć.Ale teraz nagle sięwydaje, że wszyscy mają ich za mało.Zawijają ciałka w warstwy płótna jakduży ser kozi i wystawiają przed dom pod łukiem pogrzebowym uwitym z liścipalmowych i skowyczącego, słodkiego zapachu kwiatów jaśminu.Wszystkiematki przychodzą na kolanach.Wykrzykują i zawodzą długą, przejmującą pieśńrozedrganymi, miękkimi podniebieniami, jak niemowlęta umieraj ące z głodu.Zzałzawionymi twarzami wyciągaj ą ręce do zmarłego dziecka, lecz nigdy go niedosięgają.Kiedy już przestają próbować, mężczyzni niosą ciało w hamaku rozpiętym na palikach.Kobiety idą za nimi, dalej zawodząc i wyciągając ręce.Mijają nasz dom po drodze do lasu.Ojciec Nasz zabrania nam patrzeć.Przeszkadzają mu nie tyle zwłoki, co nie zbawione dusze.Na wielkiej tablicywyników Tam w Górze każda liczy mu się jako punkt ujemny.Jak twierdzili moi nauczyciele z baptystowskiej szkółki niedzielnej,dziecko nie zostaje wpuszczone do nieba za sam fakt, że urodziło się w Kongu,zamiast, powiedzmy, w północnej Georgii, gdzie mogłoby regularnieuczęszczać do kościoła.To była rozstrzygająca kwestia w moim własnymkulawym marszu do zbawienia: wstęp do nieba zyskują ci, którzy wyciągnąszczęśliwy los na loterii.Kiedy miałam pięć lat, podniosłam w szkółceniedzielnej moją zdrową rękę i zużywając miesięczny zapas słów, zwróciłamuwagę na ten problem pannie Betty Nagy.To, czy ktoś urodzi się w pobliżujakiegoś pastora, to kwestia wyłącznie przypadku, argumentowałam.Czy tomożliwe, żeby nasz Pan zdawał kwestię zbawienia na ślepy przypadek? Czynaprawdę skazuje niektóre dzieci na wieczne męki tylko dlatego, żeprzypadkiem urodziły się poganami, a innych nagradza za przywilej, na któryniczym sobie nie zasłużyły? Czekałam, aż Lea i inni uczniowie podejmą tęoczywistą kwestię i zaleją nauczycielkę niepowstrzymanym potokiem słów.Kumojej konsternacji nie uczynili tego.Nawet moja siostra blizniaczka, którapowinna mieć coś do powiedzenia na temat niezasłużonych przywilejów.Tobyło jeszcze zanim Lea i ja zostałyśmy zdiagnozowane jako dzieci szczególnieuzdolnione.Ja wciąż byłam Adą Matołkiem.Blada Ada zawada, regularnietłuczona naparstkiem w głowę.Panna Betty postawiła mnie do końca lekcji wkącie, gdzie miałam modlić się o swojąduszę, klęcząc na surowymryżu.Kiedywreszcie wstałam z ostrymi ziarenkami powciskanymi w kolana, stwierdziłamku swojemu zaskoczeniu, że nie wierzę już w Boga.Wyglądało na to, że innedzieci wciąż wierzą.Kiedy kuśtykałam z powrotem na miejsce, odwracały oczyod moich kropkowanych kolan grzesznicy.Czy naprawdę ich własny stan łaski nie budził w nich żadnych wątpliwości? Niestety, brakowało mi ich pewnościsiebie.Spędzałam więcej czasu niż przeciętne dziecko na rozważaniach onieszczęśliwych wypadkach narodzin.Od tego dnia przestałam powtarzać jak papuga słowa  Boże drogi!" czy Na miły Bóg!", a zaczęłam wymyślać różne surrealistyczne przeróbki, wrodzaju  Zboże rogi!" albo  Nabiły mu!"Teraz znalazłam język jeszcze bardziej cyniczny od mojego: w Kilandzesłowo nzolo posiada przynajmniej trzy znaczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • RybaÅ‚towska Barbara Bez pożegnania 001 Bez pożegnania
  • Bradford Barbara Taylor Emma Harte 03 Być najlepsza
  • Wood Barbara Biblioteczka Pod Różš Zielone miasto w sÅ‚oÅ„cu
  • StanisÅ‚awczyk Barbara MiÅ‚osne gry Marka HÅ‚aski
  • RybaÅ‚towska Barbara Bez pożegnania 04 Mea culpa
  • KaliciÅ„ska MaÅ‚gorzata, Grabowska Barbara Irena (2012)
  • Wood Barbara KlÅ¡twa tÄ™czowego węża
  • Zaginione dziecinstwo Bradford Taylor Barbara
  • Kwiatkowska Henryka Pedeutologia (2)
  • wieczorek logika dla opornych
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • scenazycia.xlx.pl