[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.VIII1Hotel Foster Lafayette , Waszyngton,25 lutego 1943 roku, 8.25Generał Pickering siedział właśnie w wykładanej marmurami ubikacji apartamentu, kiedyusłyszał przez drzwi dzwoniący telefon.Upuścił czytaną gazetę, Washington Star , i z triumfempopatrzył na aparat telefoniczny, który kazał zamontować w tym przybytku.Gdyby nie wykazałtyle inwencji i determinacji w realizacji tego pomysłu pomimo silnego oporu, miałby się teraz zpyszna, pomyślał.Musiałby wybierać pomiędzy pośpiesznym porzuceniem dokonywanej właśnieczynności a zignorowaniem cholernego dzwonka.A ileż to było kłótni, zanim go zamontowano.Patricia z jakiegoś dla niego niepojętegopowodu uważała, że zamontowanie w ubikacji telefonu równa się używaniu tego pomieszczeniaz szeroko otwartymi drzwiami.Wiszący na ścianie aparat zaopatrzono w dwa światełka, czerwone i zielone, oraz przełącznik.Zielone światełko oznaczało telefon przełączony z centrali hotelowej, czerwone symbolizowałorozmowę na prywatnej linii bezpośredniej.Na aparacie migała czerwona lampka.Przy odrobinie szczęścia to będzie Patricia i będę mógł ją poprosić, żeby zgadła, gdzieodebrałem jej telefon.Przerzucił przełącznik na prywatną linię i podniósł słuchawkę. Dzień dobry! zawołał wesoło do mikrofonu. Z generałem Pickeringiem proszę odezwał się męski głos, którego nie poznał.Co to zajeden, do cholery? Ten numer zna może z dziesięć osób! Kto tam? Czy mówię z generałem Pickeringiem?To musi być ten pieprzony Donovan.Musiał mi pokazać, że zdobycie nawet mojegoprywatnego numeru to dla niego betka.Ale nawet do wykręcenia tego numeru jest zbyt ważny ima do tego jakiegoś fagasa.Jeśli wyczuje, że mnie wkurzył, postawi na swoim.Niedoczekanie! Tak, tu generał Pickering odparł najbardziej uprzejmym głosem, na jaki potrafił się wtej chwili zdobyć. Chwileczkę, panie generale, łączę. Proszę bardzo.No co jest? Jeszcze ci mało, teraz będziesz mnie trzymał przy tym cholernym telefonie półgo& Mam nadzieję, że nie wyrwałem cię z łóżka, Fleming? Głos rozpoznał natychmiast, ale tonie był Donovan. Nie, panie prezydencie.Wstałem jakiś czas temu.Dzień dobry panie prezydencie. Zadzwoniłem, żeby ci powiedzieć, jak bardzo ucieszył mnie telefon od Dicka, żepogodziliście się z Donovanem. Zjedliśmy kolację w przyjaznej atmosferze, panie prezydencie. Tak też powiedział mi Dick.Jeszcze jedno, Fleming.Mówiąc o tym, że moje drzwi są dlaciebie zawsze otwarte, jeśli będziesz chciał się czymś ze mną podzielić, mówiłem poważnie. To bardzo miło z pańskiej strony, panie prezydencie. Przyjaznimy się z Billem od lat, więc chyba najlepiej ze wszystkich wiem, że potrafi byćbardzo zatwardziały. W tej kwestii zdam się na pańską wiedzę i nie będę oponował.W słuchawce rozległ sięśmiech Roosevelta. Musisz wpaść do nas na kolację, najszybciej jak to tylko możliwe. Zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo jest pan zajęty, panie prezydencie. Nigdy nie jestem zbyt zapracowany, żeby się z tobą spotkać, Fleming usłyszał jeszcze,po czym słuchawka zamilkła.Pickering odłożył ją na widełki.O co w tym wszystkim, do cholery mogło chodzić? No jasne, Roosevelt znowu bawi się wMachiavellego.W czasie kolacji Donovan z nieukrywanym rozdrażnieniem mówił o tym, jak mu się układawspółpraca z J.Edgarem Hooverem, szefem FBI.Nie żeby nie lubił Edgara, w końcu sam gozaprotegował do nominacji na dyrektora Biura Zledczego Departamentu Sprawiedliwości,jeszcze zanim stało się Federalnym Biurem Zledczym i zyskało sławę, którą się cieszyło.Prawdziwym adresatem żalów Donovana był Roosevelt, który nie określił jasno liniirozgraniczenia pomiędzy ich sferami kompetencji,FBI zlecono ochronę kontrwywiadowczą i wywiad na zachodniej półkuli, podczas gdytymczasem OSS zlecono to samo, tyle że na całym świecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]