[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie jest to łatwym - rzekł ksiądz Hugo - ja sam nie widzę jasno, czuję raczej.Jak wszędzie,tak i u nas gotuje się coś zwiastującego nowy rzeczy porządek; nowi ludzie (boć i ja do nichnależę) występują z łona narodu, ze dna społeczeństwa.Na tym dnie wre i kipi, i budzi się dożycia.lud.-A! - zawołał Ignacy Potocki - bodajby co najrychlej wstał; mielibyśmy w nim do ocaleniaojczyzny droższego sprzymierzeńca niż króla jegomości pruskiego i cesarzowę.To tylkonieszczęście, mości podkanclerzy, że lud nie dorasta w godzinie; że pierwszym objawem jegoniemowlęcej siły.burzenie; że nim przezeń się co odrodzi, wiele naprzód zginąć musi.- Któż wie, czy nie taki jest rzeczy porządek? - spytał podkanclerzy - ja nie wiem. Ale skądże dowód, że lud poczuwa się do synostwa w Rzeczypospolitej? spytałNiemcewicz. Dowodem to, że wy mu sami chcecie rozkuwać kajdany czując, że go w nich długo nieutrzymacie mówił Kołłątaj. Ustawa nowa prawnie powoła go do życia, ale będzie tylkosankcją faktu, który by i bez niej stać się musiał. Właśnie dla zapobieżenia temu, abynieprawnie nie przyszedł, my mu chcemy dać uznanie. Tak jest rzekł Niemcewicz szlachta zrzecze się przywilejów, wieśniak uzyska opiekęprawa, której nie miał, a kilkanaście lat spokoju i oświaty stworzy prawdziwy naród, gdydotąd on cały w szlachcie się zamykał. Ale prędko rzekł Kołłątaj ale nie skąpcie swobody, aby jej wam nie wydarto.Wielkiczas, żeby się to nareszcie dopełniło i żeby szlachta rzuciwszy w kąt przywileje jęła się dopracy, do znoju, do obowiązków.- Znać w waszmości niedoszłego kaznodzieję - rzekł Niemcewicz - a do szlachty macie ząb,ojcze.- Nie ja, nie ja! lękam się, aby zęba nie miał lud, który cierpi, czuje i choć nie rozumie,odczuwa, co się wkoło dzieje.Widzi, że ojczyzna upada, a panowie hulają i skaczą; żeMoskal robi u nas porządek, a my mu się kłaniamy.A choć obiecujecie mu wyrzeczenie sięprzywilejów, w obyczaju tkwi szlachectwo i wyjątkowy stan, któremu prawie wszystkowolno.- Nic łatwiejszego - odpowiedział Potocki jak narzucić tłumom nienawiść powagi wszelkiej.- Ale ona się sama rodzi jako skutek codziennych upokorzeń i nadużyć.- Niech tylko Bóg uchowa - dodał poglądając na podkanclerzego Potocki - aby kto podsycałnamiętność tłumu i zakłócił nam spokój publiczny, którego tak potrzebujemy.Mogłoby tobyć dziełem tylko ambitnego kogoś, co by chciał sam ludowi przewodzić; bo u nas tłum jest,ale ludu jeszcze nie ma.tylko nazwisko.Spojrzał na księdza Kołłątaja, który usta skrzywił. Panie hrabio! odrzekł, nacisk pewien kładąc na tytuł, podkanclerzy rozumiem, dokogo pijecie.Ale ten tłum nie potrzebuje ani poduszczeń, ani podszczuwaczy, anitajemniczego działania.sam on już o sobie myśli.i o ojczyznie. Przyznaję się, że tego nie widzę rzekł Potocki. Ani ja dodał Niemcewicz. Gdzie o chleb trudno, tam się polityką nie zajmują. Na wsi, pewnie rzekł Kołłątaj ale i w starożytności i w nowszych czasach miastabyły zawsze sercem narodu; one dawały hasła, one szły z inicjatywą.Wiecie, panowie, co tamwre po cichu i fermentuje na dnie tej spokojnej Warszawy, która patrzy na wasze tany, skoki,szały, grę, miłostki i czuje też, że za nie płacić będzie?'- A wy, księże podkanclerzy - spytał Ignacy Potocki - świadomi jesteście?- Niezupełnie - rzekł Kołłątaj; - wszakże o moje uszy łatwiej się coś obije.- Obiło się co? - pytał Niemcewicz.- Mieliżbyśmy już naszych jakubinów w kolebce?.-.Kto wie? może! - szepnął Kołłątaj.- Lud śpiewa piosenki, których dawniej nie umiał; wszopkach przy żłobku Chrystusowym pokazują osobliwsze rzeczy.Spojrzyjcie na mieszczan,gdy ambasador ciągnie do zamku, jak na niego patrzą.Przysłuchajcie się rozmowomrzemieślników.Dalipan, tam praktyczniej rozumieją politykę niż my. Nie powiem odparł Ignacy Potocki bo lud ma jedną formułę polityczną.pięść, ijedno lekarstwo.wojnę, a nam trzeba spokoju, aby wyrobić siłę. Zacznijcież od siebie szepnął Kołłątaj. Nie marnujcie czasu.Ignacy Potocki westchnął. Wierzcie mi rzekł łatwiej z tego materiału, którym jestlud i mieszczaństwo, stworzyć naród, niż z eks-królików Rzeczypospolitej zrobić obywateli.Starych nałogów nie otrząsa się tak łatwo.Wieki stworzyły obyczaje, lata przetwarzać jemuszą; ale przyznajcież nam choć dobre chęci! Gdyby wszyscy panowie podobnie szli do pana Ignacego. rzekł Kołłątaj. To by panów nie było roześmiał się Niemcewicz. Ale, mój podkanclerzy, myśmy tunie na sesji komisji sejmowej, tylko na asamblach.powiedzże nam coś weselszego! A skąd wezmę? spytał Kołłątaj.- Choćby o naszych jakubinach.- dodał nalegając Niemcewicz.- Ja ich sobie nie umiemwyobrazić, gdzie u nas na nich materiał?- A gdzie był we Francji w przededniu rewolucji? Gorące jej słońce zielone owoce w kilkudniach dojrzałymi czyni.- Ksiądz podkanclerzy, gdyby chciał, mógłby nam coś ciekawego powiedzieć - dorzuciłNiemcewicz.- Powiedzieć nie, ale pokazać bym mógł - uśmiechając się powoli i oglądając dokoła wyjąkałksiądz Kołłątaj.- Na Boga! proszę.- Ale sekret.Ignacy Potocki obojętnie słuchał, Niemcewicz był ciekawy, a przy tym znany z tego, żesekretu utrzymać nie umiał, z tym tylko, że powierzoną mu tajemnicę dowcipnie ubraną wświat puszczał.Ksiądz podkanclerzy obejrzał się raz jeszcze, ale grupy opodal krążyły, powoli sięgnął dobocznej kieszeni sukni i dobył białą, niepoczesną blaszkę.Sala była tak oświecona, że Potocki i Niemcewicz wyczytali na niej z łatwością wybiteniezgrabnie wyrazy: Piasto more.(piastowskim obyczajem). Cóż to jest? spytał Potocki. Cóż ma za związek obyczaj piastowski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]