[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja, gdybym miał schować w lesie jakąś cenną rzecz,zrobiłbym to w jaskini.Tam nie pada deszcz ani śnieg iwahania temperatury są mniejsze niż na zewnątrz, a conajważniejsze, ludzie na ogół boją się wchodzić dociemnych jaskiń.— Hmm — powiedział Maciek potwierdzająco.* * *Późnym popołudniem odszukali dom StaregoProta.Gospodarz krzątał się na podwórku, ale na ichwidok porzucił robotę i wprowadził ich do izby.— Kryśka — zwrócił się do młodej dziewczyny,siedzącej przy stole i czytającej książkę — idź zawołajmatkę.Niech przyjdzie do gości.Krysia odłożyła książkę i szybko opuściła dom.— To moje najmłodsze dziecko — wyjaśnił zdumą Prot.— Trzech synów już pożeniłem i poszli wświat.Kryśka w tym roku zdaje maturę.Już za dwatygodnie będzie po.Siadnijcie se przy stole.Żonazaraz przygotuje coś do jedzenia, a my z panamiobciągniemy trochę winka.— Ależ, dziękujemy — Paweł poczuł się wobowiązku zaprotestować przeciwko nadmierniegościnnemu przyjęciu.— Dopiero co byliśmy naobiedzie.A alkoholu nie pijemy.Byliśmy harcerzami —dodał, puszczając oko do Maćka.— E, takie tam tera harcerstwo — skrzywił sięstary.— Panie, przed wojną to byli harcerze.Pamiętam, sam byłem zastępowym.Ale po jednymkieliszeczku musicie spróbować, bo inaczej moja staraby się obraziła.To jej własnej roboty.Wróciła Krysia z matką i z ogromnym białympsiskiem.— Moja żona — przedstawił Prot.— A to jestCezar — dodał, gdy zakończyli ceremonię powitań.—Stary pies, niewiele młodszy od naszej Kryśki.Jużtrochę niedowidzi i ledwo łazi, ale domu jeszcze strzeże.Paweł miał inne zdanie na temat tego pilnowaniadomu, bo gdy oni we troje weszli w obejście, to piesnie dał nawet znaku życia.Prot nalał do szklanek czerwonego wina, aProtowa postawiła na obrusie talerz z pokrojonymplackiem.— Zaraz zrobię herbatę.— Zdrowie gości! — Pan domu wzniósł toast.— Zdrowie gospodarzy!Toasty musiały być głośne, bo Cezar spojrzał nanich, poruszył uszami, ale za moment uspokojonypodreptał ku Krysi i położył się na podłodze koło jejstołka.— Co słychać o Szermerze? — przypomniałasobie Ata.— Złapano go?— Wałęsa się po okolicy, bo raz po raz któryś zchłopów opowiada, że go widział.Chocia może to inieprawda, bo nikt go nie spotkał za dnia tylko pociemku, wieczorem.A w nocy wszystkie koty są czarnei strach ma wielkie oczy.Pierwszego lepszegonieznajomego można wziąć z daleka za Szermera.Janie wierzę, żeby on przyszedł do wsi.— Ale chałupę każesz zamykać i psa spuszczaszna noc.— Protowa nie podzielała optymizmu męża.— Pewnie.Tato tylko tak mówi — przytaknęłacórka.— Co wy tam wicie — burknął stary.—Strzeżonego Pan Bóg strzeże.— Ale Dobek dostał po gębie od Szermera.—Stara nie dawała za wygraną.— Głupiaś.Wierzysz pijakowi? Spił się jak świnia ioberwał po łbie, sam nie wie od kogo.Plecie, co muślina na język przyniesie, żeby zrobić z siebie bohatera.Pewnikiem to jego baba tak go urządziła.— Dobrze by zrobiła łobuzowi.— Tym razemgospodyni zgodziła się ze zdaniem męża.— Jedzcie, państwo, jedzcie.i pijcie — zmieniłtemat Prot.— Maryśka — zwrócił się znowu domałżonki — opowiedziałabyś gościom nasze legendy oPotoku.— Bardzo prosimy — poparła ten pomysł Ata.Protowa nie dała się długo namawiać.Podałaherbatę i przysiadła się do stołu.— Najstarsze podanie mówi, że pewnego letniegoskwarnego popołudnia ciągnął ze wschodu na zachódliczny orszak książęcy.W pewnym momencie ujrzeliprzed sobą Wiercicę, w której odbijało się niskostojące słońce.Książę zakrzyknął: Patrzcie, złotypotok, i od tego wywodzi się nazwa wsi.— Okazuje się, że zamieszkaliśmy w miejscowościo książęcym rodowodzie.Wcale tego nie odczułem —zaśmiał się Paweł.— Ciekawsza legenda opowiada o zamkuostrężnickim.Dawnymi czasy zamek zamieszkiwalizbójcy i przechowywali w nim skarby zdobyte w czasiełupieskich wypraw.Zamek był połączony podziemnymikorytarzami z zamkiem w Olsztynie.Pod zamkiem byłajaskinia, której chodniki ciągnęły się pod ziemią doOlsztyna, a niektórzy mówią, że nawet aż doCzęstochowy.Tymi podziemiami przewożono wozamizdobyte złoto i srebro.Teraz większość korytarzy jestzamulona lub celowo zasypana ziemią.Ale jeden z nichposiadał żelazne drzwi, które obecnie znajdują się wkościele w Potoku.Pewnego razu mały chłopiec wszedłdo tego korytarza, znalazł przejście do głębszychkomór jaskini i odkrył tam zbójeckie skarby.Kiedywynosił je na światło dzienne, zrobił się okrutnyprzeciąg w grocie i zatrzasnął drzwi tak mocno, żeobcięły piętę wychodzącemu chłopcu.Od niegowywodzi się tutejsza rodzina Piętaków.— Żałuję, że w kościele nie zwróciliśmy uwagi nate drzwi.Lubię takie historie.— Paweł był wyraźniezainteresowany.— Jutro idziemy do Ostrężnika.Protowa, zadowolona z żywej reakcji słuchacza,ciągnęła dalej opowieść.— Pod zamkową górą bije źródło, wypływające zzamkowych podziemi.Czasami wysycha zupełnie nakilka lub kilkanaście lat, a czasem tryska tak obficie, żetworzy spory potok.Tradycja mówi, że wytrysk wodyoznacza nadejście wielkich wydarzeń.Teraz wodawypływa już od jakichś piętnastu lat i ludziskaoczekują, że wkrótce coś się stanie.Efektownie zawiesiła głos i przerwała na chwilęopowiadanie.— Z zamkiem związana jest jeszcze jedna, nowsza,legenda.Powstańcy polscy po przegranej bitwie podŚmiertnym Dębem mieli ukryć w zamku swój skarb.W tym momencie trójka naszych młodychturystów, jak na komendę, poruszyła się na krzesłach.Ale żadne z nich nie odezwało się ani słowem.Tylkoserca zabiły im żywiej.—.Pod ruinami wieży, w zasypanych piwnicach,schowali łup zdobyty w poprzedniej, wygranej bitwie.— Skoro wiadomo, gdzie skarb jest ukryty,dlaczego nikt go do tej pory nie odkopał?— Może kto odkopał.Przyzna się to taki?Chociaż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]