[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pasterz sięgnął do torbypo drugą butelkę.Jak dotąd nie wyjął z kieszeni ręki.Wyjął za to trzecią butelkę.Ludzie ryczeli zradości.Przy czwartej butelce wstali z miejsc, skandując:- Einstein! Einstein!Piątą butelkę wypił sam pasterz - wciąż nie wyjmując drugiej ręki z kieszeni.Wreszcie wyjął ją ipomachał publiczności obydwiema.Pośród ogłuszającego aplauzu zszedł z podwyższenia iodprowadził pupila na miejsce.Pozostali pasterze patrzyli na niego z zazdrością.Grubas przy-wiązał Fosca do ogrodzenia obok owiec George'a i usiadł.- A więc to tak wygrywasz? - spytała panna Maple.- Pijąc?- Błąd - odparł Fosco.- Pijąc guinnessa.Ze szklanki, tak jak oni.Dla tego są przekonani, że tonajmądrzejsza rzecz, jaką tylko można zrobić.Dlatego wygrywam.Za każdym razem.- Przecież to łatwe - powiedziała Zora.-To kolejny dowód na moją inteligencję - odparł Fosco.- Po co robić coś trudnego, skoro możewygrać, robiąc coś łatwego?- Ale dlaczego chcesz wygrywać? - spytała panna Maple, teraz już absolutnie pewna, że możnasię od niego dużo nauczyć.- Dla piwa, oczywiście - odrzekł Fosco.- Nie słyszałaś, że zwycięzca wygrywa piwo? A potempokazuje swoją sztuczkę w innych pubach.I znowu dostaje piwo.No i nie zapominaj o wielutygodniach ćwiczeń przed konkursem.- Błyszczały mu oczy.Jako następny na scenę wyszedł Jeremy Tipp z Dziką Różą.Zaciekawione owce George'aznowu wyciągnęły szyję, ale Fosco pokręcił głową.- Nie warto - powiedział.- Tym razem najpierw puścili najlepszych.Pozostałych możecie sobiedarować.Szkoda oczu.Mimo to owce patrzyły.Dzika Róża biegała w kółko, zmieniając kierunek na gwizdek pasterza.Kolejna owca skakała niezdarnie przez niskie przeszkody.Potężnie zbudowany baran kiwałgłową, ilekroć pasterz dał mu znak.Na inny znak meczał.Pasterz przemawiał do niego przez całyczas.To dziwne, ale ich występ bardzo się ludziom podobał.Najsmutniejszy był występ brązowejowieczki, która nie miała nawet imienia.Tak bardzo się przestraszyła, że straciła poczuciekierunku i nie potrafiła zaliczyć toru przeszkód, który ustawił dla niej pasterz.Wyszła na środekpodwyższenia i zastygła bez ruchu.Kiedy pasterz uderzył ją kijem, ogarnięta paniką uciekła nadrugi koniec sceny i spadła z podwyższenia.Mimo to kilku ludzi nagrodziło ją oklaskami.Fosco wciąż zachowywał posępne milczenie.Na scenę ponownie wyszedł okularnik.- A teraz, panie i panowie, nasi niespodziewani goście: Peggy, Poiły, Samson i Czarny Szatan.- Wymyślił nam złe imiona - zameczała z oburzeniem Zora.- Czy ja wyglądam jak stary osioł? - prychnął Otello.- Nie szkodzi - odrzekła panna Maple.- Zaczynamy.Róbcie dokładnie to, co ustaliliśmy ipamiętajcie, czego nauczył nas Melmoth.Owce George'a weszły na podwyższenie, żeby w oślepiającym świetle lamp upomnieć się osprawiedliwość.Ludzie patrzyli na nie wyczekująco.Gwar powoli przeszedł w szmer przytłumionych głosów.Wkońcu zrobiło się tak cicho, że owce znowu usłyszały swój oddech.I nagle rozległ się głośnytrzask.Upadło krzesło.Po chwili trzasnęły drzwi.Zaskoczeni goście spojrzeli w tamtą stronę.Przez salę przetoczył się cichy pomruk.- Co to było?- Ojciec William - odpowiedział ktoś z tyłu.- Nie wiem, co go na padło.Wybiegł, jakby sam diabełgo ścigał.Chociaż nikt tego nie zauważył, między rogami Otella zagościło przyprawiające o mdłościuczucie.Czy to publiczność tak na niego działała? Ich oczy wędrowały po nim jak kleszcze wrunie,tak samo jak wtedy, kiedy Lucyfer Smithley wciągnął go po raz pierwszy na cyrkową arenę.Czekał, aż odezwie się wewnętrzny głos.Aż powie coś uspokajającego, prowokującego albodającego do myślenia.Aż odpędzi to mdlące uczucie.Ale nie usłyszał nic.Posłuchał prawym rogiem.Posłuchał lewym.Posłuchał tylnym lewym itylnym prawym.Wciąż nic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]