[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Gówno prawda.- Nie, poważnie.Serio - odparła, wybiegając z baru, i jeśli nawet nie była to prawda wtamtym momencie, to stanie się nią.Jamie podszedł do drzwi Sary właśnie w chwili, gdy się otworzyły.W progu stał siwowłosymężczyzna w garniturze w prążki.- Co jest? - Mężczyzna dotknął jego piersi.- Czemu tu się czaisz?- Nie czaję.Czy, eee, Sara.- Tak.Przepraszam - powiedział tamten, mijając Jamiego.- Spieszę się.- Sara? - Jamie wszedł, zamykając za sobą drzwi.- Jesteś ubrana?- Tak.Tutaj.Wszedł do sypialni i z miejsca zaczął się dławić wciągniętym w płuca odorem nasienia ipotu.Skupił się na płytkich oddechach, żeby zminimalizować ilość wdychanych produktówubocznych seksu.Sara leżała na boku, jej splątane cudowne włosy zakrywały połowę twarzy i całeramię, na którym się opierała.Owinięta była w prześcieradło w kolorze burgunda, które przylegałodo wystających kości biodrowych i raczej podkreślało, niż kryło małe, okrągłe piersi.Jamie odwrócił wzrok od zmęczonej seksem Sary tylko po to, by przeżyć konfrontację zczymś znacznie okropniejszym.Na podłodze obok jej łóżka leżała pomarszczona, zmętniałaprezerwatywa, kłąb zgniecionych chusteczek i - Jamie miał wrażenie, że płuca mu eksplodują -schludny stosik banknotów dwudziestodolarowych.Wpatrywał się w Sarę.- Czy to są te pieniądze, które miałaś gdzieś upchnięte?- Tak, upchnięte w spodniach Joego.- Roześmiała się, pokazując mu lśniące, wilgotnewnętrze ust.Jamie dawno temu przestał otwarcie reagować, kiedy Sara robiła coś podobnego.W duchuczuł maleńkie okruchy szkła dzgające go w serce.Tak małe, że właściwie wcale nie raniły, ale byłotych ułamków tak dużo, iż w pewnym sensie serce bolało go cały czas, a każdy nowy kawalątekczynił ból trochę gorszym.Zmusił się, by przywołać na twarz wyraz, jak miał nadzieję, przesadnego szoku.- Obrabowałaś tego biednego staruszka, który kuśtykając, opuszczał twoje mieszkanie?- Jesteś doprawdy zabawny.Tak się składa, że Joe jest prawdziwym dżentelmenem starejdaty.Z prawdziwą przyjemnością pomagającym finansowo młodej dziewczynie w potrzebie, nieprosząc o nic w zamian.- Cóż za święty.- Nie wiesz nawet połowy.Kochany staruszek nie tylko dał mi dość pieniędzy, żeby zapłacićwszystkie rachunki z tego miesiąca, ale potem pozwolił mi pieprzyć się przez jakieś trzy godziny.Czując bardzo gwałtowne mdłości, Jamie wyszczerzył zęby w uśmiechu.- Cóż za bezinteresowność.- Wiem.- Ziewnęła.Wglądała na małą i dziecinną, taką, której przydałby się pocałunek nadobranoc od mamy.- Szczęściara ze mnie.4- Mam wielkie nowiny.- Jess owinęła warkocz wokół palca, uśmiechając się wstydliwie ipatrząc w stół.Shelley odstawiła dietetyczną colę i pochyliła się w przód.- No więc? Mów, mów.Sara obserwowała parę przy stoliku obok, próbując dokonać oceny ich związku.Mężczyznabył co najmniej trzydzieści lat starszy niż jego towarzyszka i podobne rude włosy oraz jasna skórawskazywały na wspólne geny, ale dziewczyna sprawiała wrażenie zahipnotyzowanej, uśmiechałasię i kręciła głową, jakby poza krainą marzeń nigdy nie spotkała kogoś takiego jak ten facet.- Sara? Słuchasz? To ważne.Sara skinęła głową w stronę Jess.- Tak.Oczywiście.Najwyższe skupienie.- Okej, cóż.- Jess uśmiechnęła się, przeniosła wzrok z Shelley na Sarę i z powrotem.-Wychodzę za mąż!Shelley krzyknęła, rzucając się przez stół i chwytając Jess w niezgrabny uścisk.- Gratulacje! Och, jakie to cudowne!- Wiem, wiem! Zapytał mnie wczoraj w nocy i oczywiście od razu powiedziałam tak , i niemam jeszcze pierścionka, bo pójdziemy go wybrać razem dziś po południu, ale nie mogłam siędoczekać, żeby przekazać wam nowinę.Ach!- Ach! - pisnęła Shelley.Ludzie patrzyli na nie, ponieważ krzyczały, ściskały się i zrzuciły ze stołu sól oraz pieprz.Wmałej kawiarni tylko Panna Maj i Pan Grudzień pozostali obojętni na wrzaski Shelley i Jess.Mężczyzna dalej mówił coś o wiele za cicho, żeby Sara mogła usłyszeć, a dziewczyna nie przestaławpatrywać się niego, jakby nie był stary i brzydki i nie nosił okropnego krawatu ze Snoopym.Sarapoczuła drobne ukłucie zazdrości, ale przede wszystkim była szczęśliwa, gdyż znalazła dowód, żeistniała prawdziwa miłość.Uśmiechnęła się do nich, wiedząc, że nie zobaczyliby jej, nawet gdybypodeszła naga i położyła się na ich stole.- I co, Saro?- Odebrało mi głos.- Co było prawdą.Miała mnóstwo do powiedzenia, ale większa częśćwypowiedzi wymagałaby nazwania Jess głupią, pieprzoną idiotką, wykazała więc dośćwrażliwości, by powstrzymać się od obrażania dziewczyny, która przeżywała chwilę buzującej,królewskiej radości.- Oooch, mogłabym wydrapać ci oczy, taka jestem zazdrosna.- Shelley uścisnęła rękę Jess.-Cóż, może te nowiny wreszcie zdopingują Jamiego.Sara o mało nie połknęła papierosa, którego zamierzała zapalić.- Chcesz, żeby Jamie się oświadczył? Małżeństwo? Z Jamiem?- Co? Nie uważasz, że nam ze sobą dobrze?- Boże, nie mam pojęcia.- Sara zamilkła, żeby zapalić papierosa.- Ale Jamie i małżeństwo?To taki maminsynek spod klosza.Shelley prychnęła.- Węc czemu, do cholery, spędzasz nim tyle czasu?Sara zastanowiła się nad tym, ale dość przelotnie, ponieważ Shelley patrzyła na nią spodprzymrużonych powiek.Poza tym przyjazń Sary i Jamiego była skomplikowana jak wszystkiedługoterminowe związki.Ten złośliwy, paskudny komentarz wracał do niej jak bumerang,ponieważ Jamie był o wiele, wiele lepszy niż każdy znany jej mężczyzna.Tylko taki kruchy.Ale tui teraz nie miejsce ani czas, żeby zagłębiać się w to, co znaczył dla niej Jamie.- Mam tylko na myśli, że na moje oko słaby z niego materiał na męża.Jeśli coś takiegoistnieje, a od razu zaznaczę, że w to nie wierzę.- Cóż, w każdym razie moim zdaniem jest idealny - odparła Shelley.- I miał całkowitą racjęco do ciebie.Jesteś cyniczna.Sara dostała gęsiej skórki.Potem załatwi to z Jamiem, na razie wzruszyła ramionami izaciągnęła się papierosem, jakby zupełnie jej to nie obchodziło.Pózniej tego wieczoru, po wielu drinkach dla uczczenia nowin, Mike odwiózł wszystkich dodomu, wysadził Jamiego, potem Shelley, wreszcie Jess.- Hej - powiedział, kiedy została tylko Sara
[ Pobierz całość w formacie PDF ]