[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sklep z kapeluszami wciąż stał na swoim miejscu, na wystawie leżałomnóstwo dziwacznych nakryć głowy, które kobiety nosiły w niedzielę.Kapelusze, tak jak burka,stanowiły obowiązkowy element stroju kobiet chodzących do kościoła.Ponad ostrymi szczytamispadzistych dachów i okien mansardowych widać było wieżę zegarową ratusza.Omijali stosywiklinowych koszy na homary i ogromne wzgórki splątanych sieci rybackich.Szyprowiei marynarze wyładowywali zaopatrzenie z furgonetek i terenówek i przenosili je na trawleryi małe łodzie rybackie; dzień się dla nich jeszcze nie skończył.Musieli się przygotować dojutrzejszego rejsu.Nad głowami krążyły bez końca mewy, białe skrawki na tle niebieskiegonieba; chwytały ostatnie promienie słońca i wołały tęsknie do bogów.Na Point Street zatrzymali się przy wejściu do hotelu.Fin spojrzał wzdłuż tej zamkniętejdla ruchu ulicy, z jej ozdobnymi rabatami i kutymi w żelazie ławkami.Znana miejscowym jakoPasaż, Point Street w piątek i sobotę wieczorem roiła się od nastolatków w mniejszych lubwiększych grupach; pili piwo z puszek, palili trawkę, jedli smażone ryby albo burgery z knajpekserwujących te specjały.Z braku jakiejkolwiek innej rozrywki gromadzili się tutaj.Fin spędziłw ten sposób niejeden wieczór, wciśnięty w jakąś bramę z koleżankami chroniącymi się przeddeszczem, czekając, aż pojawią się starsi chłopcy z jedzeniem na wynos.Wydawało się towówczas ekscytujące, otwierało nieograniczone możliwości.Dziewczyny, drinki, może sztachz czyjegoś skręta.Jeśli człowiek zostawał do chwili, kiedy zamykano lokale, była szansa, żezobaczy bójkę.Może nawet dwie.Jeśli miał szczęście, dowiadywał się o jakiejś prywatce i znikałna długie godziny.Każde pokolenie podążało śladami poprzedniego, niczym duchy swoichojców.Albo matek.W tej chwili Pasaż był niemal opustoszały.Gunn podał Finowi jego torbę. Zobaczymy się rano, panie Macleod. Daj spokój.Postawię ci drinka, George.Gunn spojrzał na zegarek. No dobra.Jednego.Fin się zameldował i zostawił torbę w swoim pokoju.Kiedy zszedł na dół, Gunn zdążyłjuż zamówić dwa piwa.Drink-bar był o tej godzinie prawie wyludniony, ale z pubu na doledobiegał łomot muzyki i gwar głosów spragnieni rybacy i budowlańcy z nowo otwartej stoczniw Arnish wynagradzali sobie ciężki dzień harówki.Na ścianie wisiała tabliczka upamiętniającaskandal związany z osobą nieletniego księcia Walii, który podczas przerwy w szkolnym rejsie poHebrydach Zewnętrznych zamówił tu brandy.Czternastoletniego Karola wsadzono po cichu dosamochodu i odwieziono z powrotem do szkoły w Gordonstoun na stałym lądzie.Jak bardzoczasy się zmieniły. Udało się panu przejrzeć wszystkie materiały? spytał Gunn. Większość.Piwo było zimne i orzezwiające; Fin pociągnął zdrowo ze szklanki. Znalazł pan coś ciekawego? Tak, prawdę powiedziawszy.Zwiadek, który widział, jak Angel Macritchie udaje sięw kierunku przeciwnym niż Donna Murray tamtego wieczoru, kiedy została rzekomozgwałcona&Gunn zmarszczył czoło. Eachan Stewart domyślił się. Nie brałeś bezpośredniego udziału w śledztwie dotyczącym napaści na Adamsa? Nie.Sierżant Fraser się tym zajmował. No cóż, nie możemy chyba oczekiwać, że HOLMES znajdzie wszystkie powiązania.Znasz Eachana Stewarta? Tak, to stary ekscentryczny ćpun.Ma sklep ze skorupami tuż za Crobost.Jest tu od lat.Sprzedaje te swoje garnki turystom w lecie, i to od niepamiętnych czasów. Od kiedy byłem dzieckiem dodał Fin. To właśnie pod jego sklepem Chris Adamszostał pobity przez Macritchiego.Stewart rozmawiał z nim tuż przed napaścią, a kiedy już do niejdoszło, zabrał go z drogi.Mimo to twierdzi, że niczego nie widział.Bardzo wygodne dlaMacritchiego.Miał żelaznego świadka, który zeznawał na jego korzyść w jednym i drugimprzypadku.Był między nimi jakiś związek?Gunn zastanawiał się przez chwilę. Nie można wykluczyć, że Macritchie dostarczał Stewartowi narkotyki.Podejrzewaliśmy przez jakiś czas, że handluje towarem, ale nigdy go nie przyłapaliśmy. Chyba porozmawiam sobie jutro z panem Stewartem. Fin znów łyknął piwa.Słuchaj, George, powiedziałeś dziś po południu, że wielu ludzi żywiło urazę do Macritchiego, nietylko ci, których prześladował w szkole. Owszem, tak twierdzi jego brat.Ale to tylko pogłoski. Murdo Ruadh? spytał Fin, a Gunn potwierdził skinieniem głowy. A co nibyusłyszał? Nie wiem, czy dawać temu wiarę, panie Macleod, ale Murdo chyba uważa, że byłajakaś waśń między jego bratem a chłopcem, z którym chodził do szkoły.Z niejakim CalumemMacdonaldem.Został kaleką w wyniku jakiegoś wypadku przed laty i tka teraz na krosnachw warsztacie za swoim domem.Nie mam pojęcia, co się między nimi wydarzyło.Fin odstawił ostrożnie szklankę na kontuar.Samo wspomnienie przyprawiało goo mdłości. A ja mam pojęcie.Gunn czekał bezskutecznie na wyjaśnienia.W końcu Fin otrząsnął się z zamyślenia. Nawet gdyby Calum nie był kaleką pamiętał, jaki ten chłopak miał wyraz twarzy,kiedy spadł z dachu to wątpię, czy byłby w stanie załatwić kogokolwiek w taki sposób. Murdo sądzi, że Calum Macdonald mógł nakłonić do tego kogoś innego.Fin spojrzał na sierżanta, zastanawiając się, czy to możliwe.Czy Calumowi w ogóle mogło przyjść coś takiego do głowy? I dlaczego? Po tylu latach? Nie wydaje mi się powiedział w końcu.Gunn znów czekał na coś więcej, ale szybko sobie uświadomił, że Fin nie ma zamiaruniczego wyjaśniać.Spojrzał na zegarek. Lepiej już pójdę. Dopił piwo i włożył kurtkę. Tak przy okazji, jak panu poszłoz Adamsem?Fin milczał przez chwilę, przywołując w myślach wyrazistą postać obrońcy prawzwierząt. To ciekawe.Zakładałem początkowo, że człowiek z dwoma złamanymi żebrami nieporadziłby sobie z Macritchiem.Przyszło mi jednak do głowy, że coś przeoczyłem. Co takiego? Adams to gej.Gunn wzruszył ramionami. No cóż, trudno uznać to za niespodziankę. Po chwili uderzyła go pewna myśl.Zmarszczył czoło. Nie chce mi pan chyba powiedzieć, że Macritchie był gejem? Nie, ale była nim ofiara z Edynburga.John Sievewright.ROZDZIAA 6Fin dryfował przez bar jak w transie.Pulsowała tu muzyka, współzawodnicząc z gwaremgłosów i pijackim śmiechem.Dostrzegał kątem oka błyskające światła jakiegoś automatu do gier,który wydawał piski, pikania i terkot elektronicznej ery.Zamówił piwo, oparł się o kontuari czekał, aż barmanka mu je poda.Miał wrażenie, że tkwi w niewidzialnej hermetycznej bańce.Jakby po prostu nie istniał w tym miejscu.Wcześniej postanowił wypić drinka, zjeść rybę nakolację i położyć się spać, ale nie mogąc znieść samotności w barze hotelowym, zszedł do pubuw nadziei, że uwolni się od własnych myśli.Teraz się przekonał, jak łatwo odczuwać w tłumiesamotność.Kimkolwiek byli obecni tu ludzie, nie znał ich i nie był już jednym z nich.Pojawiła się przed nim szklanka, postawiona energicznie w małej kałuży piwa nakontuarze.Wrzucił pieniądze do tej samej kałuży i uchwycił spojrzenie, jakim obrzuciła gobarmanka.Zgarnęła pieniądze do ręki i wróciła po chwili ze ściereczką, którą wytarła bar dosucha.Fin uśmiechnął się do niej triumfalnie, a ona odpowiedziała mu nadąsaną miną.Było to przygnębiające.Podniósł szklankę do ust i znieruchomiał, nawet nie łyknąwszypiwa.Wokół stołu pod oknem siedziała grupa robotników, niektórzy wciąż byli ubraniw kombinezony, na blacie w szybkim tempie przybywało pustych szklanek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]