[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I wygląda na to, że okazują ci całkiemspore zaufanie, skoro przysyłają cię tutaj samego.Jeśli naprawdęjesteś sam.- Powiedziałem, że szałas zawalił się ostatniej zimy- powiedział Donal i przełknął ślinę.Seamus cmoknął językiem.- Mogą cię powiesić za takie kłamstwo, Donal! Czyżby rodzinaConnelly niczego się nie nauczyła? Władz Korony nie wolnooszukiwać.Przecież już straciliście jednego, który nie umiałokazać pokory.- Na pewno to sprawdzą - podjął Donal zmęczonym głosem.Podoczami miał ciemne sińce, a w całej jego postawie Rozazauważyła coś charakterystycznego dla ludzi ściganych.- Na tyleufają takim jak ja -uśmiechnął się przygnębiony.- Tyle jest wartmój udział.Sprawdzą jeszcze raz, Seamusie.- Wtedy szałas powinien być tylko kupą kamieni -dokończyłSeamus i puścił Rozę.Z niechęcią okazał Donalowi coś w rodzaju szacunku, ale wciążpozostawał czujny.Pchnął Rozę za siebie i zasłonił ją własnymciałem, chociaż jego oczy już dawno dostrzegły, że Donal nie jestuzbrojony.Być może właśnie to przekonało Seamusa, że bratDannyego przybył sam.- Pozbieraj nasze rzeczy - ściszonym głosem nakazał Rozie.-Spakuj je najlepiej jak potrafisz do mojego worka.Złóż koce.Uważnie sprawdz, żebyśmy niczego tu nie zostawili.Nawetguzika!Roza popatrzyła na niego, lecz o nic nie pytała.Zrobiła to, o coprosił.W tym czasie obaj mężczyzni wspólnymi siłami odryglowalidrzwi.Wyrwali je z zawiasów i wyrzucili na zewnątrz, Seamuszaczął po nich skakać.Drewno trzeszczało, aż w końcu Rozausłyszała, że się poddało.Nie miała siły myśleć o tym, co tu zaszło, ale czuła, że to, cowypełniało wnętrze szałasu, kiedy Seamus był w środku,opuściło izbę razem z nim.W środku było całkiem pusto, kiedyzgasiła lampę i wyszła z naręczem koców i workiem Seamusa.Ostre światło słońca oślepiło ją, musiała na moment stanąć wprogu z zaciśniętymi oczami.Wreszcie odważyła się je otworzyć,powoli.Aż w końcu mogła powitać dzień.Seamus stał już na dachu i zrywał wielkie kawały darni.Rzucał jąjakby ze złością na ziemię.Donal zaczął wyciągać kamienie ztych części ścian, gdzie nie były one wmurowane, a tylko luznoułożone.Roza zaniosła swoje pakunki na tyle daleko, żebyniczego przypadkiem na nie nie rzucili.Potem podwinęła rękawybluzki, idąc za przykładem Seamusa, i zawołała go po imieniaZatrzymał się w pół ruchu z naręczem darni.- Dachem zajmę się ja - powiedziała.- Nie ma mowy! - odkrzyknął Seamus.- Dam sobie radę - zapewniła.- Do pioruna, przecież pracowałamw kopalni!Seamus uniósł brwi i cisnął płat darni tak, że upadł tuż przyczubkach butów Rozy.2robił to celowo, Roza dobrze o tymwiedziała.2amknęła oczy, dopóki nie opadł pył.- Jesteś ode mnie silniejszy, Seamusie O'Connor.Nie musisz teżbyć ode mnie głupszy.Nie dam rady rozwalić tych ścian.Aledarń mogę zrywać.Donal uśmiechnął się, chociaż sytuacja była tak naprawdęniezwykle poważna.Uklęknął na jedno kolano, druga, zgiętanoga miała posłużyć Rozie jako stopień.- Proszę stanąć tutaj, panienko! - powiedział, wyciągając do niejrękę.- Nie dotykaj jej, Connelly! - padło stanowcze ostrzeżenie zdachu.Ale Roza obiema nogami stała już na udzie Donala.Podtrzymałją, a potem, wsparłszy się barkiem o kamienną ścianę, nachyliłsię tak, aby kolejnym stopniem były jego plecy.- 2amknij się, Seamus! - krzyknął Donal.A Roza Samuelsdatter postawiła na próbę jedną stopę na barkusilnego irlandzkiego policjanta.Sapnął lekko, lecz ona nie mogłastać się lżejsza niż w rzeczywistości.Musiała całym swoimciężarem oprzeć się na tej jednej stopie, gdy podnosiła do górydrugą.Przykucnęła i lekko się zachwiała, ale ręka Donala ciąglesłużyła jej jako podparcie.2resztą szałas nie był wysoki, niewielewyższy od mężczyzn.Nad jej głową rozległy się przekleństwa - słowa, jakich Rozanigdy dotychczas nie słyszała.2atrzeszczały belki, a kiedypodniosła głowę, zobaczyła tuż przed sobą ponurą, ogorzałątwarz mężczyzny, bez którego nie mogła żyć.- Musisz postawić na swoim? - westchnął, ale zagniewana twarzzaraz rozjaśniła się w uśmiechu.Podał jej rękę, a wtedy Rozawyciągnęła do niego obie dłonie i Seamus wciągnął ją na dach.Na ziemi Donal westchnął z ulgą.Seamus pogładził Rozę po włosach, odgarnął je do tyłu palcami ipołożył jej dłoń na karku.Prędko przycisnął wargi do jej ust wsuchym, gniewnym pocałunku, a potem pokręcił głową, usiadł nakrawędzi dachu i zsunął się na ziemię.Roza obróciła się do niego plecami.Wiedziała, że jej sięprzygląda.Z pewnością obaj mężczyzni na nią patrzyli, a niechciała żadnemu dać satysfakcji i pokazać, że sobie nie radzi.Byćmoże stali po różnych stronach, lecz obaj byli mężczyznami i domożliwości kobiety odnosili się z leciutką pogardą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]