[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To nie gniewgo odmienił.Widziałam go na krawędzi lasu, tak jakbyś nagle niespodziewanie zobaczyłdzikiego zwierza, jakbyś dostrzegł jelenia w półmroku, albo błysk czegoś dużego, futrzastego,przebiegającego przed światłami samochodu, gdy wiesz, że to nie był pies a było za duże nalisa.Richard stał tam, kiedy nasze oczy się spotkały poczułam impuls przebiegający mnie odczubka głowy po palce stóp, spływający w ziemię.Cokolwiek Richard robił aby rozpierdolićstrukturę watachy, jedno było pewne, zaakceptował swoją bestię.Można było ją zobaczyćniczym płaszcz, który wreszcie się dopasował, coś odpowiedniego, wykonanego na wymiar.Marcus, poprzedni Ulfric, zawsze przebierał się, aby na pierwszy rzut oka było wiadomo, żejest królem.Richard nie miał na sobie nic wyróżniającego się, jednak jego status był jasny.Moc czyni monarchę, bez tego szykowne szmatki na nic się nie zdadzą.Wpatrywaliśmy się w siebie przez polanę.Pod tą nową akceptacją mocy było spojrzenie,które ścisnęło mi serce do bólu.Gdyby na myśl przyszły mi jakiekolwiek słowa, mogącezmniejszyć ból, wypowiedziałabym je, ale nic nie przychodziło mi do głowy.Jamil i Shang-Da pojawili się po jego prawej i lewej, na twarzy Shang-Da malował się gniew.Ja byłam jego powodem, tak myślę.Jamil spojrzał na Richarda, jakby chciał aby istniał jakiśsposób obronienia go przed tym, tak jak przed kłami i pazurami.Ale przed niektórymirzeczami nawet świetny ochroniarz cię nie osłoni.To była jedna z nich.Głos Richarda był głęboki, czysty, wyraz twarzy na niego nie wpłynął.- Witaj królu szczurówKlanu Ciemnej Korony.Witaj Nimir-Ra, Nimir-Raj Klanu Krwiopijców.Witajcie naziemiach Klanu Thronnos Rokke.Leopardy pokazały nam dziś co bycie klanem oznaczanaprawdę, niezależnie czy jest to pard, lukoi czy gromada.Pokazali nam to do czego wszyscydążymy, prawdziwą jedność, stopienie wszystkich części w całość.- Na końcu w jego słowawkradła się gorycz, ale całościowo to była piękna mowa, bardziej szczera niż miła.- Teraz dołączcie do nas w lupanarze, zobaczymy czy jesteście w stanie wywalczyć swojegozgubionego kota.- W jego głosi był gniew, zastanawiałam się czy Gregory będzie musiałzapłacić za to, że Richard jest na mnie zły.Richard odwrócił się i rozpłynął się między drzewami z Shang-Da u boku.Jamil rzucił okiemdo tyłu na mnie i podążył za nimi.Micah nachylił się ku mnie i wyszeptał, - Jestem ci winien przeprosiny.Przykro mi, że twójUlfric musiał nas zobaczyć w tej sytuacji.- Mnie też, - powiedziałam.- Powiedziałem, że twój pard ma problemy, myliłem się.Stworzyłaś swoim kotom dom, mojenie mają gdzie się ukryć.- Co jest z wami nie tak? - może i nie było to najbardziej dyplomatyczne pytanie, alepokrywało właściwy zakres treści.- To bardzo długa historia.Merle nachylił się do nas.Przemówił cicho, prawie go nie usłyszałam.- Bądz ostrożny, dladobra nas wszystkich.Nawiązali poważny kontakt wzrokowy.Powiedziałam, - O co chodzi?Micah uniósł moją dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek.- Uratujmy twego Gregory'ego.To jest dzisiejszy priorytet, prawda?Uśmiechnął się, starał się urokiem wywinąć z mojego poważnego spojrzenia.Wpatrywałamsię w niego aż uśmiech zniknął i puścił moją dłoń.- Tak, ocalenie Gregory'ego to dzisiejszypriorytet, ale chciałabym wiedzieć co jest grane.- Jeden problem na raz, - powiedział Micah.Odniosłam dziwne wrażenie, że gdyby byli w stanie okłamywać mnie w nieskończoność, takby właśnie zrobili.To było nie tyle kłamstwo, ile ukrywanie rzeczy przede mną.Rzeczy,które miały związek z krwią i cierpieniem, nie ważne jak byli silni, pard Micaha nie byłrodziną, nie był całością.O dziwo, mimo wszystkich problemów moich i leopardów, byliśmyrodziną.Nawet bardziej niż Richard i jego wilki.Richard był tak zajęty walką ze swąmoralnością i hierarchią stada, że nie było czasu na nic innego.- Daj mi skondensowaną wersję Rider's Digest, Micah.- powiedziałam.- Gregory czeka na ratunek.- Więc daj mi kilka zdań, ale niech to będzie prawda, Micah.- Micah, - miękko powiedział Merle, ale w jego głosie była siła.To było ostrzeżenie.Spojrzałam na dużego mężczyznę.- Co ukrywacie, Merle?Micah dotknął mojej ręki, skupił moją uwagę na swojej twarzy.- Mówiłem ci, że pewienbardzo zły człowiek przejął nad nami kontrolę, on nadal nas chce.Szukam kogoś silnego, ktozapewnił by nam bezpieczeństwo.- Chcesz powiedzieć, że przyjdzie was szukać do St.Louis?- Tak, - powiedział.- Większość alfa potrafi zrozumieć sugestię, - powiedziałam.Micah pokręcił głową.- Nie on.On się nigdy nie podda.- Zcisnął moje ramie.- Jeśli nasprzyjmiesz, przyjdzie moment, w którym będziesz musiała się z nim zmierzyć.- Czy jest kuloodporny? - spytałam.Pytanie chyba go zmieszało, zmarszczył brwi.- Nie, znaczy się, nie, chyba nie.Wzruszyłam ramionami.- Zatem to nie problem.Spojrzał na mnie.- Co masz na myśli? Po prostu go zabijesz?Teraz ja na niego spojrzałam.- A z jakiegoś powodu nie powinnam?Prawie się uśmiechnął, zatrzymał się, ponownie zmarszczył brwi.- Po prostu go zabić, ot tak.- Zdawał się ponownie nad tym myśleć, jakby nigdy mu to nie przyszło do głowy.Merle powiedział, - Tego mężczyznę trudno uśmiercić.- O ile nie jest się szybszym od srebrnych kul, Merle, każdego łatwo zabić.Rafael powoli przeszedł między leopardami, za nim szli Klaudia i Igor.- Wszyscyuważaliśmy, że twoje leopardy są gorsze.To co zobaczyłem sprawiło, że poczułem zazdrość.- Wiem jak to jest z wilkami, - powiedziałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]