[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Właśnie wychodzę.Lazarus zachichotał złośliwie.Esko odwrócił się bez słowa, lecz powstrzymało go ramięLazarusa, obudowane konstrukcją z drewna i metalu. Nie mylisz się, Vaananen rzucił Lazarus. Wychodzisz, to prawda.Esko usiłowało strząsnąć z ramienia dłoń Niemca, lecz tamten mocno zacisnął palce najego rękawie. Ty wychodzisz, a ja wchodzę dodał Lazarus. Wszystko to dzięki AndrewMacCormickowi.Ten to dopiero ma nosa do interesów! Bez wahania załatwił sprawę iodsunął cię od żłobu& Spieszy mi się mruknął Esko, za wszelką cenę usiłując zachować spokój. To bez znaczenia oświadczył Lazarus. Nigdzie nie idziesz, Esko.Zostajesz naswoim miejscu, i to na zawsze.Esko poczuł ostry odór alkoholu, buchający z ust Lazarusa.Niemiec był pijany, być możenawet niebezpieczny.Wyglądał na wściekłego, rozpalonego nienawiścią, a jednocześniebardzo zadowolonego. Masz MacCormicka ciągnął. To znaczy wydaje ci się, że go masz.Natomiast jamam swojego człowieka, który wykupuje działki nad East River. Andrew nigdy ich nie sprzeda. I tu bardzo się mylisz, wszystko jest już uzgodnione.Esko wreszcie zrzucił rękę Lazarusa. Nie bądz śmieszny! wybuchnął. Twój projekt jest bardzo ciekawy. Lazarus zamrugał i pogładził się po brodzie. Takjest, bardzo ciekawy& Niewykluczone nawet, że kilka jego detali znajdzie się w moimwłasnym projekcie&Esko nie chciał o tym myśleć, ale fakt pozostawał faktem działki nad East River, scalonew jeden wielki teren, były teraz warte o wiele więcej niż pierwotnie.Gdyby MacCormickzdecydował się je sprzedać, oczywiście zakładając, że zgłosiłby się odpowiednio bogatykupiec, zrobiłby trudny do oszacowania majątek. Andrew nigdy by się na coś takiego nie zgodził powiedział Esko cicho, nie potrafiącukryć brzmiącego w jego głosie tonu wątpliwości. To wielka szkoda, ale tak właśnie jest oświadczył Lazarus, przysuwając się tak blisko,że Esko poczuł odór jego spoconego ciała oraz zapach alkoholu i czosnku, bijący z jego ust.Lazarus wygrywa, ty przegrywasz.7Esko wybiegł z obrotowych drzwi hotelu Astor i zatrzymał przejeżdżającą taksówkę.Usiadł na tylnym siedzeniu i przez chwilę bezmyślnie obserwował zmierzające w kierunkurzęsiście oświetlonego Times Square tłumy, zaraz jednak jego umysł wywołał z pamięci pełnązłośliwej satysfakcji twarz ubranego w ten śmieszny kostium Lazarusa.Serce ścisnął mudziwny niepokój, niepokój będący przeczuciem, czy może raczej zapowiedzią wielkiej klęski.Nie chciał przyjąć do wiadomości, że Lazarus może mówić prawdę, lecz podświadomiewiedział, iż musi się z tym liczyć.Powtarzał sobie, że nie ma żadnego powodu, dla któregoMacCormick mógłby chcieć go zniszczyć, ale nagle uświadomił sobie, że taki powód istnieje.Katerina& Tak, Katerina.MacCormick mógł odkryć prawdę.Wysiadł z taksówki pod budynkiem Kirby ego i wjechał windą na najwyższe piętro.Drzwi apartamentu stały otworem, światła paliły się jasno. Halo? Halo?Cisza.Głos Esko brzmiał dziwnie głucho i pusto.Wszedł do środka i z trudempowstrzymał okrzyk przerażenia.Mieszkanie zostało doszczętnie zniszczone, obrócone w perzynę.Zciany były podziurawione, połamane meble leżały na podłodze.Draperie, pozrywane ześcian, zostały pocięte na kawałki w jakimś fanatycznym szale i niedbale rzucone na ziemię.Pod butami Esko cicho chrzęściło szkło, w powietrzu unosił się zapach tynku, a także inny,ostrzejszy odór, odór moczu.Kuchnia była chaosem rozbitych naczyń i porozrzucanychresztek jedzenia.W łazience ze wszystkich kranów ciekła woda.W sypialni rozbite dębowełoże wyglądało jak wrak wyrzuconego na mieliznę statku.Czy Katerina była bezpieczna? Czy nic jej się nie stało?Esko rzucił się pędem do windy, która zgrzytając i stękając, długo, mogłoby wydawać się,że bez końca, zwoziła go na dół.Na ulicy ruszył biegiem.Płaszcz powiewał za nim jakskrzydła.Czuł szybkie uderzenia serca, słyszał szmer własnych kroków na chodniku. Hej, dokąd ci się tak spieszy, kolego! Pozwól tu na chwilę!Był to policjant, patrolujący drugą stronę ulicy.Esko przyspieszył kroku, bez truduzostawiając daleko za sobą stróża prawa i jego gwizdek.Biegł teraz ze wszystkich sił,przemykając między domami, zmierzając w kierunku brzegu rzeki Hudson i biuraMacCormicka.Budynek pojawił się przed nim nagle, wysoki i prosty na tle rozświetlonego księżycemnieba.Niebieskawy, pastelowy blask księżyca na moment ukoił zżerający go niepokój, każącmu zatrzymać się i zaczerpnąć tchu.Wciągnął powietrze do płuc i dopiero wtedy pchnąłdrzwi i wszedł w długi, wiodący do znajdującego się po przeciwnej stronie wyjścia korytarz.Znowu przyspieszył kroku, zaczął biec, mijając kinkiety z brązu i ścienne malowidła,przedstawiające początki Ameryki oraz jej sny o przyszłości.Zostawił za sobą wikingów wpotężnych łodziach, Kolumba na środku oceanu, Lincolna pod Gettysburgiem& Starał sięmyśleć tylko o Kirbym.Zdobądz zlecenie, zdobądz zlecenie, dzwoniło mu w głowie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]