[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludzie spoglÄ…dali na niÄ….Mężczyzni i kobiety zebrani na placu przed ko-Å›cioÅ‚em przyglÄ…dali siÄ™ jej tak, jakby przejrzeli jÄ… od pierwszego wejrzenia i odgadliw niej obcÄ….KtoÅ› na pewno powie im o mnie.Może nawet ktoÅ› z tych, do którychkazaÅ‚am, by ocalić siebie.WiedziaÅ‚am o tym zawsze, czyż nie tak?257NastÄ™pnego dnia, w poniedziaÅ‚ek, usÅ‚yszaÅ‚a gwaÅ‚towne Å‚omotanie do drzwiwdowy Alet.SzepczÄ…c modlitwÄ™, poszÅ‚a otworzyć.Na progu staÅ‚o trzech zbrojnychludzi Inkwizycji.SpÄ™dziÅ‚a bezsennÄ…, peÅ‚nÄ… lÄ™ku noc, rozmyÅ›lajÄ…c, kiedy po niÄ…przyjdÄ… i teraz spoglÄ…daÅ‚a na nich niemal z ulgÄ….PomyÅ›laÅ‚a, że niepewność jestokrutniej sza niż pewna zagÅ‚ada.SpojrzaÅ‚a uważnie w ich twarze.Nie byÅ‚o w nichani Å‚agodnoÅ›ci, ani okrucieÅ„stwa.Zapytali, czy jest tÄ… kobietÄ…, która przybyÅ‚a dowdowy Alet, i nakazali iść ze sobÄ….Nie byli ciekawi, kim jest naprawdÄ™.SpeÅ‚nialitylko swojÄ… powinność, doprowadzajÄ…c wskazanych ludzi przed oblicze ojców.ZgodziÅ‚a siÄ™ pójść, ale zaprotestowaÅ‚a, gdy powiedzieli, że Alet musi iść także.- Jest bardzo chora.- Nie byÅ‚a wczoraj na mszy - powiedziaÅ‚ sierżant.- Wszyscy mieli być.%7Å‚adnychtÅ‚umaczeÅ„.- To jÄ… może zabić - tÅ‚umaczyÅ‚a Diana, modlÄ…c siÄ™, by zostawili w spokoju starÄ…kobietÄ™.- Nakazano nam przyprowadzić was obie, i obie pójdziecie - odpowiedziaÅ‚ sier-żant, odwracajÄ…c siÄ™ plecami dla zakoÅ„czenia dyskusji.Szli zatem do centrum miasteczka, Diana na wpół niosÄ…c Alet.Staruszka byÅ‚a tÄ™-ga, Diana caÅ‚a mokra od potu pod swoim szarym, wieÅ›niaczym przebraniem.UlicebyÅ‚y niemal zupeÅ‚nie wyludnione.PomyÅ›laÅ‚a, że o tej porze wiÄ™kszość ludzi jest napolach otaczajÄ…cych miasteczko, przy stadach albo przy podorywkach.PracujÄ…,zapewne pod okiem żoÅ‚nierzy Inkwizycji.Nieliczni, którzy jÄ… mijali, udawali, że nicnie widzÄ….SpojrzaÅ‚a w górÄ™, na zÅ‚ociste sÅ‚oÅ„ce poÅ‚udnia, na niebo bardziej bÅ‚Ä™kitne,jak siÄ™ jej zdawaÅ‚o, niż gdziekolwiek na Å›wiecie.Po raz ostatni widzÄ™ sÅ‚oÅ„ce jakowolny czÅ‚owiek.Ogarnęła jÄ… fala smutku.Wiem, że istnieje Å›wiat lepszy od tego, aleciężko przecież żegnać siÄ™ z tym.Dotarli do maÅ‚ego kamiennego domostwa, gdzie mieÅ›ciÅ‚a siÄ™ plebania.WyszedÅ‚im na spotkanie sam proboszcz, tÄ™gi mężczyzna z czerwonÄ… twarzÄ… opoja.- Prowadzcie tÄ™ kobietÄ™ na górÄ™ - nakazaÅ‚, spoglÄ…dajÄ…c zimno na DianÄ™.- Oj-cowie chcÄ… jÄ… zaraz przepytać.- Alet, nie widziaÅ‚em ciÄ™ w koÅ›ciele od dawna, od lat bodaj.Mamy wiele dopomówienia.- PrzemawiaÅ‚ do niej jak do dziecka, ale w tonie jego gÅ‚osu kryÅ‚a siÄ™258okrutna insynuacja.WziÄ…Å‚ staruszkÄ™ pod ramiÄ™ i poprowadziÅ‚ w gÅ‚Ä…b domu.LÄ™k o Alet przesÅ‚oniÅ‚ obawy Diany o wÅ‚asny los.Powinnam byÅ‚a udzielić jej con-solamentum.Czy ten ksiÄ…dz przekona jÄ…, by zaparÅ‚a siÄ™ swojej wiary?Strażnicy powiedli DianÄ™ na górÄ™, do dÅ‚ugiej pustej izby o bielonych Å›cianach.Zaplecami dwóch dominikanów siedzÄ…cych przy stole wisiaÅ‚ czarny krucyfiks z Chry-stusem z koÅ›ci sÅ‚oniowej.Mnichom towarzyszyÅ‚o piÄ™ciu mÅ‚odszych braciszków.Wszyscy siedzÄ…cy przy stole mieli na sobie biaÅ‚e szaty.Pod Å›cianami staÅ‚o szeÅ›ciuÅ‚uczników w czarnych tunikach z czerwonym krzyżem.PomyÅ›laÅ‚a, że ci duchowni wiedzÄ…, jak bardzo znienawidzeni sÄ… w Langwedocji iczujÄ… lÄ™k.Hugon popatrzyÅ‚ na niÄ… w milczeniu.I ona spojrzaÅ‚a w przenikliwe, bÅ‚Ä™kitneoczy, usiÅ‚ujÄ…c odgadnąć, co powie.W koÅ„cu uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ serdecznie, podciÄ…gnÄ…Å‚rÄ™kawy nieskazitelnie biaÅ‚ej szaty i siÄ™gnÄ…Å‚ po zwój pergaminu.- Mam tu spisanych wszystkich heretyckich kaznodziejów w hrabstwie Tuluzy,o których wiadomo, że sÄ… jeszcze na wolnoÅ›ci - powiedziaÅ‚ energicznie i niemal cie-pÅ‚o.- Nie traćmy czasu na twoje kÅ‚amstwa.OdeÅ›lÄ™ staruszkÄ™ do domu, jeÅ›li zarazpowiesz, kim jesteÅ›.- Nie bÄ™dziecie jej wiÄ™cej niepokoić?Hugon uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™.- Nie takich jak ona szukamy.Chcemy szczególnych ludzi, których imiona sÄ… tuzapisane.ZauważyÅ‚em ciÄ™ wczoraj w koÅ›ciele, pani.Osobliwie wyglÄ…daÅ‚aÅ›.Możeszbyć jednÄ… z nich.Z tych, którzy niosÄ… heretyckie sÅ‚owo i udzielajÄ… sakramentów,którzy ważą siÄ™ zwać siebie DoskonaÅ‚ymi.Mów, jesteÅ› jednÄ… z nich?- Jestem jednÄ… z tych, których szukacie - odpowiedziaÅ‚a spokojnie.SÅ‚yszaÅ‚askrzypiÄ…ce w szalonym poÅ›piechu pióra skrybów.Z chwilÄ… gdy przemówiÅ‚a, poczuÅ‚a,że ogarnia jÄ… ogromna lekkość.ZdziwiÅ‚o jÄ… to uczucie.Oddanie siÄ™ w ich rÄ™ce ozna-czaÅ‚o prawdopodobnie wyrok Å›mierci, powinna być wiÄ™c przerażona.A tymczasemczuÅ‚a ulgÄ™, przypÅ‚yw nowej, radosnej siÅ‚y, jakby do tej pory byÅ‚a wiÄ™zniem i dopieroteraz siÄ™ uwolniÅ‚a z okowów.Po chwili zrozumiaÅ‚a.CiÄ…gÅ‚a walka, umykanie pogoni i życie w ukryciu, nie-ustanna czujność, ciÄ…gÅ‚y, dokuczliwy strach - wszystko to wreszcie siÄ™ skoÅ„czyÅ‚o,259nadszedÅ‚ kres.Podobnie musiaÅ‚ czuć biskup Bertran i inni, gdy poddaÅ‚o siÄ™ MontSégur.Teraz musi już tylko przygotować siÄ™ na Å›mierć i oczekiwać jej ze spokojem.- CzemuÅ› tu zostaÅ‚a? - zapytaÅ‚ ojciec Gerard.- MusiaÅ‚aÅ› siÄ™ domyÅ›lać, że nieominÄ… ciÄ™ podejrzenia, jesteÅ› obca w mieÅ›cie.- ZostaÅ‚am, żeby pomóc w miarÄ™ moich umiejÄ™tnoÅ›ci chorej kobiecie.Czy po-zwolicie jej teraz odejść?- CzemuÅ› po prostu nie udzieliÅ‚a jej Sakramentu, nie przycisnęła poduszkÄ… inie uszÅ‚a z miasta? - zapytaÅ‚ Hugon lekko, jakby bawiÅ‚a go perspektywa tego rodza-ju morderstwa.SÅ‚uchaÅ‚a go z tym samym oburzeniem, z jakim przyjęła kalumnie, które rzucaÅ‚wczoraj w koÅ›ciele.- Wbrew temu, co utrzymujecie, nie uznajemy morderstwa z miÅ‚osierdzia.Sa-mi zabijacie nas dość szybko.- I w poÅ‚owie nie dość szybko.Ogarnęło jÄ… obrzydzenie na jadowitość tej uwagi, nie pojmowaÅ‚a takiej nienawi-Å›ci.Jak dÅ‚ugo bÄ™dÄ… kazali jej tu jeszcze stać? Czego jeszcze chcÄ… od niej? ChcÄ…, żebyprzyznaÅ‚a siÄ™ do tych wszystkich obrzydliwoÅ›ci, o które oskarżano katarów? MożespodziewajÄ… siÄ™, że powie coÅ›, co zawiedzie ich do innych katarów, do innych ka-znodziejów? WiedziaÅ‚a, że za każdym razem, gdy pojmano któregoÅ› z Dobrych Lu-dzi, mnisi czynili co w ich mocy, by doszukać siÄ™ powiÄ…zaÅ„ Å‚Ä…czÄ…cych wiÄ™znia z in-nymi.Wiem niewiele, próbowaÅ‚a dodać sobie otuchy, i nic nie powiem.MogÄ™ jednakdać Å›wiadectwo prawdzie.Zadać kÅ‚am ich faÅ‚szywym wyobrażeniom o KoÅ›ciele.Ktowie, może jest w tej izbie bodaj jeden czÅ‚owiek z dość otwartym umysÅ‚em, żeby daćmi posÅ‚uch.Nienawiść jakÄ… wzbudzaÅ‚a jej religia, byÅ‚a tajemnicÄ…, która wyznaczyÅ‚a koleje ży-cia Diany.Zawsze chciaÅ‚a zapytać, dlaczego ci ludzie przyczyniali tyle cierpienia jej ijej siostrom i braciom w wierze.Teraz może miaÅ‚a wreszcie okazjÄ™ rozwiÄ…zać zagad-kÄ™, jakÄ… byli dla niej przeÅ›ladowcy jej KoÅ›cioÅ‚a.- Czemu tak bardzo nas nienawidzicie? Nigdy nie uczyniliÅ›my nic przeciwwam.Wiecie zapewne, że nikomu nie czynimy krzywdy.Dwóch mnichów zaÅ›miaÅ‚o siÄ™, jakby usÅ‚yszeli dobry żart.260- O tak - odpowiedziaÅ‚ Hugon - wiemy, że dobrzy z was ludzie.Uczciwi, ciężkopracujÄ…cy, żyjÄ…cy w skromnoÅ›ci, co ma być przyganÄ… dla waszych sÄ…siadów wyzna-jÄ…cych wiarÄ™ Rzymu, czyż nie tak? To wasz pan, Szatan, takimi was uczyniÅ‚.Diana osÅ‚upiaÅ‚a.Przecież on nie może w to wierzyć.- Nikomu nie czynicie krzywdy? - zapytaÅ‚ ojciec Gerard.- Ale przed krucjatÄ…przeciw albigensom wasi ludzie odebrali niemal caÅ‚e poÅ‚udnie Francji KoÅ›cioÅ‚owi.TysiÄ…ce dusz smaży siÄ™ w piekle za waszÄ… przyczynÄ….WÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™ Hugon.- Nie myÅ›lisz, iż krzywdÄ… jest nauczać ludzi, że nie trzeba im biskupów aniksięży, że mogÄ… wymyÅ›lać sobie religiÄ™ podÅ‚ug wÅ‚asnej wygody?Ich nieprzejednana wrogość byÅ‚a niczym żar idÄ…cy z olbrzymiego ognia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]