[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niemożliwe! - zawołała ze zdumieniem Maddie.- Powiedz, żeon zmyśla!- Nie mogę - odparł zażenowany Jack.Roześmiał się nawspomnienie dawnych czasów.Beztroskie chwile spędzone z bratemodcinały się na tle bolesnej i ponurej przeszłości.- Czy to było skuteczne? - spytała.- Bardzo - odparł Max.- Byłem dumny z Jacka.Maddie potrząsnęła głową.- Wstydzę się za swoją płeć.Dać się nabrać na takie głupiegadki!- Nie chodziło o gadki, tylko o słynny urok Valentine'ów.57RS- Daj spokój! - obruszyła się.- Jack miał osiemnaście lat.Spotykał się z podlotkami, które bardzo łatwo skrzywdzić.Jack nie dopuszczał do siebie myśli, że ktoś mógłby skrzywdzićnastoletnią Maddie.Nikt nie wiedział lepiej niż on, jakim egoistąmoże być mężczyzna zaślepiony instynktem seksualnym.- Czy przemawia przez ciebie doświadczenie? - spytał.- Mam nadzieję, że byłam mądrzejsza niż inne dziewczyny wtym wieku.- Uśmiechnęła się, choć jej oczy były pełne smutku.Jack wyprostował się i położył ramię na oparciu skórzanej sofy,tuż obok ramienia Maddie, gładkiego jak jedwab.Starał się nie myślećo tym, jak wygląda naga skóra pod szyfonową sukienką.- Max uczyłmnie, ale to nie było takie proste.Musiałem walczyć o to, żeby mudorównać.- Jestem siedem lat starszy - parsknął śmiechem Max.- To niebyła żadna walka.- Może dla ciebie.- Te słowa wyrwały mu się niechcący, alemiał nadzieję, że nikt nie zwrócił na to uwagi.Maddie położyła lnianą serwetkę na kolanach.- A więc chciałeś walczyć?Powinien był się domyślić, że jak zwykle nic nie umknie jejuwagi.Tylko że to było tak dawno temu, że mógł spokojnie przyznaćsię do dawnych grzechów.-Tak.Max zmarszczył brwi.- Szkoda, że o tym nie wiedziałem.Dzieliła nas taka różnicawieku, że to nie mogła być uczciwa walka.- Uśmiechnął się do58RSMaddie.- To nie jedyny minus Jacka.Ja odziedziczyłem słynny urokValentine'ów, o czym możesz sama się przekonać.- Daj spokój, Max.- W Jacku znów wezbrała zazdrośćzmieszana ze strachem o Maddie.- Moja asystentka nie ma czasu na.-.życie osobiste? - przerwała mu.- Może trzeba zrobić razwyjątek?- Nie tym razem - parsknął.- Zdaje się, że nie przeszła ci jeszcze ochota do bitew.-Maxuniósł ciemną brew.- W takim razie ustalmy zasady.Czy walczymygeneralnie o kobiety, czy o którąś w szczególności? Tylko o twojąasystentkę czy o kogoś jeszcze?- Już nie - odparł sucho Jack.- Co to ma znaczyć? - spytała.- Nic.To nie takie ważne.Maddie wytrzeszczyła oczy.- Skoro nieważne, to co ci szkodzi, że odpowiesz?Jack czuł, że jego upór pogorszy jeszcze problem.Spojrzał bratuw oczy.- Zawsze miałem wrażenie, że rywalizujemy o względy ojca.- Skoro tak - odparł spokojnie Max - masz teraz świetną okazję,żeby odnieść sukces.Jack spojrzał gniewnie na brata.- I zaraz będzie mowa o pieniądzach.- Emma powiedziała ci o naszych problemach finansowych -domyślił się ponuro Max.59RS- Tak.Jeśli mam się w to zaangażować, to chcę mieć decydującygłos.Podział firmy na kilka części wydaje się interesujący.- Jak możesz nawet o tym myśleć? Przecież jesteś Valentine'em!- rzucił oschle Max.- Z urodzenia.- Jack zesztywniał.- Ale w rzeczywistości oddawna nie mam z wami nic wspólnego.Max się skrzywił.- To nie są tylko interesy.Chodzi o nasze dziedzictwo.- Z mojej perspektywy.nie.- Nie chcesz nam pomóc.- Max zacisnął usta.- Powinienem byłsię tego spodziewać.- Co to znaczy? - spytał Jack.- Zawsze taki byłeś.Chciałeś zdobyć szacunek ojca, ale umiałeśtylko zwrócić na siebie uwagę - i to w niepochlebnym sensie.Awantura w restauracji, a potem nagłe zniknięcie tonieodpowiedzialne zachowanie.Ja, Emma i reszta rodziny.- Maxpotrząsnął głową.- Bardzo długo nie wiedzieliśmy nawet, czy w ogóleżyjesz.Pragnąłeś szacunku? Egocentrycznym, samolubnymzachowaniem nie zdobywa się szacunku.Jack zacisnął dłonie w pięści.- Nie wiesz nawet, co się stało.- To mi powiedz.Jack przypomniał sobie postępek matki i jak potem on sampróbował ukryć prawdę przed ojcem.Wciąż prześladował go widokwykrzywionej wściekłością i pogardą twarzy ojca, który krzyczał, żeJack nigdy niczego nie osiągnie.I że nie może na niego patrzeć, bo60RSwdał się w matkę.Jego syn nie powinien być takim leniem inierobem.- Nieważne - odparł, czując, że ogarnia go wściekłość.Podniósłsię i wtedy poczuł na ramieniu rękę Maddie.- Postaw się w sytuacji brata, Jack Co by było, gdyby Emmazniknęła nagle bez słowa? Albo Max? Czy ktoś inny, na kim cizależy?Spojrzał w jej błękitne zatroskane oczy.Ciepło jej dłoniprzenikało go na wskroś.Nieodparta logika tego rozumowaniastudziła powoli jego gniew.Serce ścisnęło mu się z przerażenia, gdy pomyślał, że mógłbyutracić tę kobietę.Ufał jej radom w interesach.Miał dla niej podziw iszacunek.W dodatku była bardzo piękna.To już nie miało nicwspólnego z pracą.Rozprostował palce, starając się uspokoić.- W porządku, Max.Masz rację.Wyjechałem bez słowa.- Przyznajesz, że zle postąpiłeś? - spytała, unosząc brew.Spojrzał na nią z uśmiechem.-Nie.Max roześmiał się, rozładowując atmosferę.- To też niestety cecha Valentine'ów.- Wada i zaleta - skwitowała Maddie.Max uśmiechnął się do niej i skierował wzrok na brata.- Mówiąc poważnie, Jack, ten interes przynosił zawsze zyski.Obecne problemy są skutkiem defraudacji.Tata jest wspaniałymbiznesmenem.- Nigdy nie twierdziłem inaczej.61RS- Wszyscy mówią, że jesteś do niego bardzo podobny.- Słyszałem o tym.- Nie mógł już znieść tych uwag.- Musisz się z nim zobaczyć - ciągnął Max
[ Pobierz całość w formacie PDF ]