[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Szkoda, że tego nie widzieliście.Wypadła z cienia i rzuciłasię do ataku, wyjąc jak żądna krwi Walkiria, zdecydowanabronić swojej pani aż do ostatniej kropli krwi.Była wspaniała!- Daj już spokój, pochlebco! -zawołała niania, której dumazostała miłe połechtana.Zadarła brodę i mocno uszczypnęław policzek swego panicza.Tabitha cofnęła się, żeby wmieszać się w tłum i poszukaćschronienia w namiocie Colina.Jej uczucia dla tego człowiekabyły jeszcze zbyt świeże i delikatne, aby wystawiać je na widokpubliczny.- A jak to się stało, że snułeś się po zamku w środku nocy? -ziewnął Arjon i podrapał się po rozczochranych włosach.- Myjuż od kilku godzin jesteśmy w łóżku.Jego towarzyszka zachichotała, a jej opuchnięte wargi dawałydo zrozumienia, że oddawali się o wiele przyjemniejszymzajęciom niż sen.Tabitha dotknęła własnych ust, zastanawiającsię, czy widać na nich pocałunki, które jeszcze ciągle czuła.Colin oddał dziecko niani.- Najwyrazniej w tym towarzystwie jest tylko jedna osobawystarczająco śmiała, żeby stawić czoło duchowi zamku Ravenw jego siedzibie.- Tabitha nie zdążyła usunąć się poza zasięgramion rycerza.Wciągnął ją do samego centrum kręgu i odwrócił twarzą do wieśniaków.- To Tabitha odważyła sięodsunąć na bok przesądy i wejść do zamku.Nie ulękła siężadnych budząpych grozę zjawisk - w tym momencie w głosierycerza zabrzmiała lekka drwina- i uwolniła waszą paniąi starą nianię z ich więzienia w wieży.- To nic takiego wymamrotała zażenowana dziewczyna.- W dowód mej serdecznej wdzięczności i uznania za170UROKIodwagę pragnę ofiarować jej prezent - ciągnął Colin, majstrująccoś przy rąbku kaftana, jakby w ogóle nie usłyszał słówdziewczyny.Tabitha gwałtownie złapała oddech, ale było już za pózno,aby go powstrzymać.Już wkładał jej na szyję amulet.Nawetw słabym świetle księżyca szmaragd błyszczał na jej piersi jakoko smoka.Patrzyła na kamień z mieszaniną zachwytu i przerażenia.Nie podejrzewała, że zaufanie Colina położy się takim ciężaremna jej sercu.Jednocześnie wiązało ją z tym mężczyzną i dawałojej szansę opuszczenia go na zawsze.Decyzja należała do niej.Na logikę teraz mogła rzucić się w jego ramiona i całowaćgo do upadłego, nie ryzykując żadnej wpadki magicznej.Z drugiej jednak strony stawało się to bardziej niebezpieczneniż kiedykolwiek.Stała sztywno, bez ruchu, jakby nie uświadomiła sobie jeszcze, że została obdarowana jego zaufaniem.- Niech żyje Tabitha! - wrzasnął Chauncey.- Tak.Niech żyje lady Tabitha!Wszyscy zaczęli radośnie krzyczeć, co wywołało kolejnydonośny wrzask dziecka.Wrzask zagłuszony niemal swobod-nym śmiechem Colina, któiy objął od tyłu Tabithę ramionamii przytulił ją do serca.Zacisnęła powieki.Przebyła siedemsetlat, aby znalezć miejsce, które było jej przeznaczone.16Rozpoczęły się prace w zamku Raven.Jego mieszkańcyaż do zachodu słońca wchodzili do środka i wychodzili, jakkolonia pracowitych mrówek.Kiedy z tych murów wypędzonyzostał duch, a ich mała pani uwolniona z więzienia w wieży,ludzie Colina byli gotowi odbudować zarówno swe domy, jaki swe życie.Poprzedniej nocy, kiedy zmęczona Tabitha zapadała wreszciew sen, Colin nadal pochylał się nad koszykiem dziecka, jakbyliczył każdy jego oddech.Kiedy Tabitha obudziła się o świcie,Colin leżał na brzuchu na podłodze namiotu i spał kamiennymsnem.Przykryła go futrem i przeszła nad nim, aby zająć jegomiejsce i stanąć na straży.Rycerz stanowczo odmówił powierzenia opieki nad dzieckiem, któremu nadał imię Blyth, którejkolwiek z wieśniaczek.Upierał się, że będzie kierować pracami remontowymi w zamku,trzymając niemowlę w zagłębieniu ramienia, jak kręcącą siępiłkę futbolową.Na nosie miał nisko zsunięte okulary Tabithyw metalowych oprawkach, które były jedyną skazą w wizerunkumężczyzny, któremu nie sposób się oprzeć.Wieśniaczki musiały podporządkować się apodyktycznejniani.Od chwili, kiedy zrozumiała, że jej bezcenna pod-172UROKIopieczna jest nareszcie bezpieczna, zaczęła się też uwalniaćod dręczącej ją paranoi.Szaleństwo, w które niemal popadław wieży, zaczęło ustępować.Spokojnie pykała podsuniętą jejprzez babcię Corę fajeczkę, spoczywając w cieniu wierzby.Tabitha mogłaby zarazić się radością starej kobiety, gdybyjej własny nastrój nie przeskakiwał co chwilę od euforii dorozpaczy.Ilekroć jej spojrzenie padło przypadkiem na Colina,ogarniała ją obawa, że zaraz zmienią bieg historii, odkrywającelektryczność na pięć wieków przed Beniaminem Franklinem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]