[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tremaine - wycedził.- Nazywa się Jo Ellen Tremaine.Jest piękną, czułą, niezwykłą kobietą, która będzie wspaniałąmatką dla naszej siostrzenicy.-Och!Och? Nie spodziewał się takiej reakcji po Quinnie.- Co to znaczy, och?- To, że nie sądziłem, że jesteś w niej zakochany.- Zakochany.O czym ty mówisz, u diabła?- Myślałem, że tylko się zabawiacie.Przecież tak było, pomyślał Cam.- Wiem, przez co teraz przechodzisz - ciągnął Quinn.- To tak jak jazda na najstraszliwszej kolejce górskiej.Niewiesz, czy bardziej niebezpieczne będzie wyskoczyć z nieji ryzykować śmierć, czy trzymać się mocno i stracić wszystko,co jeszcze niedawno uważałeś za ważne.Cam uśmiechnął się.- Gdzieś pośród tych brutalnych metafor lśni perełka mą-drości.może dwie.- Oczywiście.Sam przez to przeszedłem.Nie bój się po-słuchać rady braciszka.- Nie potrzebuję rad - skłamał Cam.Potrzebował rady.Jakcholera!- Tak? No to powiedz mi lepiej, co przy niej czujesz? Tylkomów szczerze.Cam zmrużył oczy.Zastanawiał się.128SR- Czuję się uzdrowiony.- O, tak? - zawołał Quinn ironicznie.- A to ty miałeś przecieżleczyć wszystkie rany.- To chyba nie tak.Gdzieś, jakoś, ktoś będzie cierpiał.Przezemnie.- My także pragniemy Callie, Cam.Możemy kochać ją, dbać onią.Należy do rodziny.- Ona należy do Jo.Stanowią cudowną parę.Quinn zaklął cicho.- No cóż, w takim razie masz rację.Ktoś tu będzie cierpiał.Cam usłyszał warkot samochodu na podjezdzie.Wyjrzał przezokno.To była Jo.%7łołądek mu się skurczył.- Może zdołam coś wymyślić.Potrzebuję jeszcze jednego dnia.Potrzebował znacznie więcej.Potrzebował.Nawet nie chciałmyśleć, jak bardzo potrzebował Jo.- My, w każdym razie, będziemy trzymać się naszego planu -powiedział Quinn złowieszczo.Cam rozłączył się bez słowa.Nie odrywał oczu od mane-wrującej samochodem Jo.Zatrzymała auto i przez chwilę siedziała bez ruchu.O czymmyślała? I co pomyśli, kiedy w końcu on opowie o rozmowie zjej matką? O testamencie jego matki? Próbował.Przez minionedwa dni i dwie noce.Ale słowa grzęzły mu w krtani.Nigdy jesz-cze nie zaznał uczuć, jakich doświadczał w jej towarzystwie.Czyżby to miała być ta miłość, o której mówił Quinn?Niemożliwe.Gdyby kochał ją, nie wystawiałby jej na tak129SRciężką próbę.Nie pozwoliłby jej żyć tak długo w niepew-ności.Drzwi samochodu otworzyły się i ujrzał jej nogi.Na sto-pach miała czarne pantofelki na wysokim obcasie.Sunąłwzrokiem wyżej.Do krótkiej, czarnej, obcisłej spódniczki.Jej doskonałe piersi ciasno opinał biały sweterek.Luzne włosyspływały na ramiona.Zatrzasnęła drzwi i ruszyła w stronędomu.Matko Boska! Jaka ona jest piękna.Bez słowa otworzył jej drzwi.- Co z tobą, McGrath? - rzuciła, uśmiechając się szel-mowsko.- Nigdy nie widziałeś odstawionej kobiety?- A niech to! - zdołał wykrztusić.- Nie wiem, co zapla-nowałaś na dzisiejszy wieczór, ale chyba powinienem sięprzebrać.- W co? - Popatrzyła na jego sweterek polo i spodnie khaki.- W jedną z tuzina klubowych koszulek Jankesów? Tak jestdobrze.Odsunął się, zrobił jej przejście.Jakiś delikatny, egzotycznyzapach unosił się nad nią.- Dokąd się wybieramy? - spytał.- Niespodzianka.- Otwarła szufladę stojącej przy drzwiachkomódki.- Kolejna niespodzianka? - Nie mógł oderwać od niej głod-nego spojrzenia.- Myślałem.że ten strój jest niespodzianką.- To? - Musnęła przelotnie brzeg spódniczki.Bardzo krót-kiej spódniczki.- Och, to tylko takie drobiazgi, które wybraładla mnie twoja siostra.- Wyjęła z szuflady kluczy-130SRki i zadzwoniła nimi.- Możesz poprowadzić mojego mustanga.- Katie powiedziała, że to są magiczne pantofelki.- Jozałożyła jedną długą nogę na drugą i wygodnie usadowiła się wskórzanym fotelu mustanga.Podobały się jej buty na wysokichobcasach, ale jeszcze bardziej podobały się jej zachłanne spoj-rzenia Cama.O, tak.Powinna częściej ubierać się w taki sposób.- Ty wyglądasz w nich magicznie - powiedział.- A to różnica.- Oczywiście, mecenasie.Kiedy wjedziesz do miasta, skręć wulicę Carvel i jedz na południe.- Dokąd jedziemy?- Zaufaj mi.- Zerknęła na zegarek.- Na pewno nie chciałbyśsię spóznić.Poczuła miły dreszczyk Taki sam, jak po wypiciu o jedno zimnepiwo za dużo.Nie wyjechał.Wbrew przekonaniu jej matki.Niewyjechał jak jej ojciec.I mąż.I obiecał, że będzie miała Callie.Postanowiła, że gdy tylkodziewczynka dorośnie na tyle, by zrozumieć, powie jej całąprawdę.Nie będzie ukrywać przed nią rodziny McGrathów.Kiedy tylko urzędowa adopcja stanie się faktem.Był tylko jeden problem.Zadurzyła się w Cameronie.Westchnęła i wygładziła kusą spódniczkę.Na zawsze po-zostanie jej pamięć tego niezwykłego tygodnia.Z nim.Tydzieńpełen rozkoszy.Cielesnej, emocjonalnej, a nawet, co dziwne, du-chowej.Wiedziała, że i ona mu pomogła.W kon-131SRfrontacji z przeszłością.Zrozumiała to, kiedy zaczął myśleć irozmawiać o Katie.- Wiem, że uważasz, że byłam o nią zazdrosna - powie-działa cicho.- W jakimś sensie to prawda.- Zazdrosna? O Katie? - Popatrzył na nią ze zdziwieniem.- Nie nazwałbym tego zazdrością.Raczej siostrzaną rywa-lizacją.Znam to aż za dobrze.- Była mi jak siostra.- Stanął jej przed oczyma obraz Katie.- Tylko wydaje mi się, że większość życia spędziłam wy-ciągając ją z kłopotów.A w końcu.- Zamknęła oczy.- Nic nie mogłaś zrobić.- Położył dłoń na jej udzie.- I nigdy nie pogodziłaś się z tym.Właściwie wciąż jesteśna nią wściekła, że umarła, nie dając ci szansy uratowania jej.Popatrzyła nań z niedowierzaniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]