[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obowiązki pre-zesa rady zarządzającej pełnił wybitny adwokat stale mieszkającyw Moskwie.Jednym z wiceprezesów był honoris causa wspólnikLeszczykowski zamieszkały aż w Konstantynopolu, a drugimbogaty przemysłowiec warszawski pan Stark.Dyrektorem byłdr Węglichowski, administratorem Jan Bogusław KrzywosądChobrzański, wreszcie kasjerem oraz szczęśliwym małżonkiemdamy, z którą dr Tomasz podróż odbywał z Warszawy, i ojcem swa-wolnego Dyzia niejaki pan Listwa.Sporo czasu upłynęło, nim dr Tomasz nauczył się historii tegozakładu, która w Cisach była istotną magistra vitae.Historia,a raczej rozmaite minione historie miały tam wpływ dobitny nabieg spraw codziennych.O ile ją dr Tomasz mógł poznać z ust wielu,historia zakładu była następująca:Cisy znane były ze swych wód jeszcze w początkach zeszłe-go stulecia.Tu i ówdzie trafiają się w pamiętnikach wzmianki,że w Cisach leczył się taki a taki dygnitarz.Nie była to jednak miej-scowość kuracyjna w szerszym znaczeniu tego wyrazu.Korzystałyz wód rozmaite osoby, ale tylko dzięki uprzejmości właściciela dóbrcisowskich, zródła bowiem znajdowały się w parku otaczającym sta-ry zamek rodowy.Od niepamiętnych czasów majątki te należały dorodziny Niewadzkich.Ostatnio był ich właścicielem mąż owej sta-ruszki, którą Judym poznał w Paryżu.W ciągu siódmego dziesiątkalat tego wieku ów pan Niewadzki wyjechał z kraju.Kiedy powrócił116Ludzie Bezdomnido Cisów, był starcem złamanym i nieuleczalnie chorym.Ogromcierpień przeżytych zmienił zasadniczo jego poglądy Główną myśląstarca było teraz dobro bliznich, a że sam był chory, więc i uczynkijego miłosierne skierowały się przede wszystkim do wspomaganialudzi cierpiących.Kąpiele w wodzie ze zródeł w jego parku uznanezostały za skuteczne, więc pan Niewadzki wszystkie siły wytężyłw tym celu, żeby urządzić zakład leczniczy w Cisach.Dla przyspie-szenia tej sprawy darował projektowanej instytucji miejscowośćobejmującą kilkadziesiąt morgów przestrzeni wraz z parkiem, zród-łem, częścią przyległych lasów i z budynkami, jakie się w obrębieterenu znalazły Sam stworzył spółkę, do której wciągnął przyjaciół,przeważnie po świecie rozsianych.Największą sumę udziałów wziąłstary kolega i towarzysz, kupiec znad Bosforu, Leszczykowski.Innerozebrali adwokaci, lekarze, przemysłowcy.Na czele zakładu stałw pierwszych latach dyrektor nieodpowiedni, który usiłował z tejnowo powstającej miejscowości uczynić od razu kurort europejski.Budowano tedy wspaniałe gmachy i wille, a urządzano je z prze-pychem, który by mógł zadowolić najdalej sięgające wymagania.Te ryzykowne eksperymenty popchnęły całe przedsięwzięcie kuruinie.Do Cisów zjeżdżały z całego kraju, a nawet z daleka familiearystokratyczne dla rozrywki.Zakład usiłował zyskać sobie opinięstacji letniej europejskiej i urządzał się coraz wykwintniej W tymczasie zmarł założyciel, Niewadzki Na posiedzeniu rocznym oka-zało się, że Cisy nie tylko nie dają żadnego dochodu, ale wykazujądeficyt.Wobec tego, a głównie, jak to zwykle u nas, wobec ubytkupodpory, która tę rzecz dla idei dzwignęła, całe przedsięwzięciechwiać się zaczęło.Wówczas zgłosił się ów handlarz dywanówz Konstantynopola.Wsparł ducha stowarzyszonych, załatał deficytswoim groszem, otwarcie wymógł na wczesnym dyrektorze zrzu-cenie się z tej godności i znalazł nowego, również kolegę swojegoi nieboszczyka właściciela, mianowicie dr Węglichowskiego, którybodaj czy nie więcej od dwu pierwszych świata obszedł.Gdy tylko117Stefan %7łeromskidoktor Węglichowski ster wziął w ręce, zaraz rzeczy poszły innymtorem.Przede wszystkim nowy dyrektor zrzekł się prowadzeniaczęści gospodarczej Mianowano administratorem znowu wspólne-go kolegę, Krzywosąda Chobrzańskiego.Następny rok nie był już wcale szeregiem zabaw, tańców, teatrów,wyścigów, gonitw, strzelań do gołębi, polowań etc., lecz istotnym se-zonem kuracyjnym.Wzięto się do reorganizacji łazienek, hotelu itd.,słowem, do budowania istotnej stacji leczniczej.Dr Węglichowskiprojektował wiele nowych rzeczy i przedstawiał je radzie.Jeżeli sięnie zgadzała, pisał list do Leszezykowskiego, a ten bez wahania za-łatwiał sprawę własnym sumptem.Taka stanęła niepisana umowa.Stary Leszezykowski był wdowcem.Miał pasierbów Greków,którzy go ssali jak gąbkę.Był to człowiek bogaty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]