[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lekka mgiełka świadczyła o tym, że nadeszły upal-ne letnie dni.Od strony Asher Avenue dobiegały odgłosy po-rannego ruchu, ale po Broad Street tylko od czasu do czasuprzejeżdżał jakiś samotny samochód osobowy albo furgonet-ka.Słychać było posykiwanie zraszaczy trawników oraz stłu-mione, nieustające ujadanie Bowsera.Bowser szczekał zawszetak samo, niezależnie od pory roku.Dla Bobby ego był nie-zmienny jak Bóg. Wcale nie musisz tu stać ze mną  powiedziała Liz.Miała na sobie cienki płaszcz i paliła papierosa.Mimo moc-niejszego niż zazwyczaj makijażu Bobby bez trudu dostrzegłsińce pod jej oczami, nieomylną oznakę kolejnej nieprzespa-nej nocy. Wiem. Mam nadzieję, że to był dobry pomysł, żebyś z nim zo-stał. Nie martw się, mamo.Ted to dobry człowiek.Mruknęła pod nosem niezrozumiale.142 U podnóża wzniesienia błysnęło coś srebrzyście i ozdobio-ny licznymi chromowaniami mercury pana Bidermana (możenie do końca wulgarny, ale i tak ogromny) skręcił w ich ulicęi majestatycznie potoczył się w kierunku numeru 149. Już jest!  Liz była podekscytowana i zarazem zdener-wowana. Daj mi szybko buziaka! Nie będę cię całować, żebynie rozmazać sobie szminki.Bobby objął ją za szyję i delikatnie pocałował w policzek.Czuł zapach jej włosów, perfum, pudru.Ostatni raz całowałmatkę z bezgraniczną, niczym nieprzyćmioną miłością.Uśmiechnęła się z roztargnieniem, ale patrzyła nie na nie-go, lecz na wielki samochód pana Bidermana, który z wdzię-kiem zjechał do krawężnika i zatrzymał się przed domem.Się-gnęła po walizki (Bobby emu wydawało się, że dwie walizki todość dużo bagaży jak na dwa dni, chociaż z drugiej strony no-wa sukienka przypuszczalnie zajmowała większą część jednejz nich), lecz on był szybszy. To dla ciebie za ciężkie, Bobby.Spadniesz ze schodków. Nie spadnę.Zerknęła na niego badawczo, ale zaraz potem skoncentro-wała uwagę na panu Bidermanie, który właśnie wysiadł z sa-mochodu: pomachała mu, szybko zeszła po schodkach, stuka-jąc obcasami.Bobby podążył za nią, starając się nie dać po sobie poznać,ile wysiłku go to kosztuje.Co ona tam napchała? Ubrania czycegły?Udało mu się jakoś przetaszczyć je na chodnik.Pan Bider-man przelotnie pocałował mamę w policzek, a następnie wyjąłz kieszeni kluczyk od bagażnika.143  Jak tam, spryciarzu? Co słychać?  Pan Biderman za-wsze nazywał Bobby ego spryciarzem. Dawaj tu ten majdan.Kobiety zawsze muszą zabrać co najmniej pół domu, no nie?Ale cóż, znasz to stare powiedzenie: trudno z nimi wytrzy-mać, ale strzelać nie wolno, chyba że w Montanie&  Pokazałzęby w uśmiechu, który przywiódł Bobby emu na myśl Jackaz  Władcy much. Wziąć jedną? Dam sobie radę  wysapał Bobby i z ponuro opuszczo-ną głową ruszył w kierunku krawężnika.Potwornie bolały goramiona, a kark piekł jak spalony słońcem.Pan Biderman podniósł klapę bagażnika, przejął od niegowalizki i włożył je do środka.Mama rozmawiała przez otwarteokno z dwoma mężczyznami siedzącymi z tyłu.Roześmiałasię głośno, ale Bobby nie dał się zwieść: jej śmiech był równieautentyczny jak drewniana noga.Pan Biderman zatrzasnął bagażnik i spojrzał w dół na chłop-ca.Był szczupłym mężczyzną o nieproporcjonalnie szerokiejtwarzy i zawsze zarumienionych policzkach.Między staran-nie przyczesanymi włosami przeświecała różowa skóra.Nosiłnieduże okrągłe okularki w złotych oprawkach.Również jegouśmiech nie miał w sobie nic naturalnego. Będziesz grał tego lata w baseball, spryciarzu? Ugiął nogiw kolanach i udał, że szykuje się do uderzenia.Wyglądał jakkretyn. Tak, proszę pana.Gram w drużynie Wilków ze SterlingHouse.Miałem nadzieję, że wezmą mnie do Lwów, ale& Zwietnie.Doskonale. Pan Biderman z namaszczeniemspojrzał na zegarek (ogromny złoty twist-o- ex, błyszczącyoślepiająco w promieniach słońca), a następnie poklepał Bob-144 by ego po policzku.Chłopiec najchętniej cofnąłby się o krok,ale jakoś zdołał nad sobą zapanować. Musimy już ruszać.Baw się dobrze, spryciarzu.I dzięki, że pożyczyłeś nam ma-mę.Odwrócił się i zaprowadził Liz do drzwi po stronie pasaże-ra.Objął ją lekko w talii  Bobby emu podobało się to jeszczemniej niż niedawny pocałunek.W chwili kiedy spojrzał na sie-dzących z tyłu mężczyzn (teraz sobie przypomniał: ten druginazywał się Dean), obaj uśmiechnęli się do siebie porozumie-wawczo i trącili się łokciami.Coś tu nie gra, przemknęło Bobby emu przez głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • Pratchett Terry & Baxter Stephen DÅ‚uga Ziemia #1 DÅ‚uga Ziemia
  • Amey Stone, Mike Brewster The King of Capital, Sandy Weill and the Making of Citigroup (2002)
  • Stephen J. Spignesi Sto najwiÄ™kszych katastrof wszech czasów
  • Lawhead Stephen Piesn Albionu Wezel bez konca
  • Liz Braswell Dziewięć żyć Chloe King 3 tomy
  • Carter Stephen L. BiaÅ‚a Nowa Anglia
  • Dobyns Stephen ÂŒwiÅ¡tynia martwych dziewczÅ¡t
  • Chris Northern [The Price of The Last King's Amulet (epub) i
  • Rogosz Józef W piekle galicyjskim obraz z życia
  • Cole Allan & Bunch Chris KsiÄ™ga wojowników t.1
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nowe.htw.pl