[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pani mogęwyznać spokojnie, że przedtem zagalopowałem się trochę w dyskusji: tabiedna pani Henriette nie jest ani bohaterką, ani awanturnicą, a już napewno nie jest une grande amoureuse.Wydaje mi się, o ile ją znam,15że to zwykła słaba kobieta, dla której mam szacunek za to, że takodważnie poszła za impulsem pragnień, ale jeszcze więcej niż szacunkuwspółczucia, gdyż wcześniej czy pózniej poczuje się głębokonieszczęśliwa.Postąpiła może głupio, na pewno zbyt pochopnie, ale anipodle, ani nikczemnie, i dlatego nie przyznaję nikomu prawa, zarównoteraz, jak i przedtem, obrzucania błotem tego nieszczęśliwegostworzenia. A czy pan sam żywi dla niej taki sam szacunek bez żadnej zmiany?Czy doprawdy nie widzi pan różnicy między czcigodną damą, z jaką panprzebywał onegdaj, a lekkomyślną kobietką, która uciekła z pierwszymlepszym? Nie widzę żadnej różnicy, najmniejszej, nawet ot, takiej! odmierzyłem żartobliwie na małym palcu. Is that so?1615 une grande amoureuse (fr.) miłośnica w wielkim stylu16 Is that so? (ang.) czy rzeczywiście?Mimo woli przeszła na angielski; ta rozmowa zdawała się ją dziwniefrapować.I znów zamyśliła się nad czymś i dopiero po chwili podniosłana mnie raz jeszcze pytająco szare oczy. A gdyby pan spotkał jutro madame Henriette, przypuśćmy wNicei, w towarzystwie tego młodego Francuza, czy ukłoniłby się panjej? Oczywiście. I zatrzymałby się pan, żeby z nią porozmawiać? Naturalnie. A gdyby& gdyby pan był żonaty, czy zapoznałby pan swoją żonęz taką kobietą? Z pewnością. Would you really? zapytała znów po angielsku ze17zdziwieniem pomieszanym z niedowierzaniem. Surely I would odpowiedziałem bezwiednie również po18angielsku.Mrs.C.milczała.Rozmyślała nad czymś w skupieniu i narazpowiedziała, jakby zaskoczona własną odwagą: I don t know if I would.Perhaps I might to do it also.1917 Would you really? (ang.) Zrobiłby to pan naprawdę?18 Surely I would (ang.) Zrobiłbym bez wątpienia19 I don t know if I would.Perhaps I might to do it also (ang.) A ja nie wiem, czy bymto zrobiła.Może powinnam uczynić to samo co pan.I z ową niezawodną pewnością siebie, z jaką tylko Anglicy potrafiązakończyć rozmowę bezapelacyjnie, ale nie brutalnie, wstała i podałami dłoń na pożegnanie.Dzięki niej wrócił przy stole spokój i byliśmy jej wszyscy w duchuwdzięczni, że my, niedawni przeciwnicy, mogliśmy się rozstać bezpogwałcenia form towarzyskich i że niebezpiecznie napięta atmosferarozładowała się w lekkich żarcikach.Choć można by sądzić, że dyskusja nasza zakończyła się ostateczniew duchu rycerskim, to jednak po owym wzajemnym rozgoryczeniu irozdrażnieniu pozostał pewien osad w stosunkach między nami.Niemieci jego żona boczyli się na mnie, a Włosi dopytywali przez kilkanastępnych dni drwiąco, czy nie pisała do mnie cara signoraHenrietta.20Lojalna i swobodna atmosfera przy naszym stole ucierpiała jednakna skutek tej pamiętnej dyskusji.20 cara signora Henrietta (wł.) Droga pani Henrietta.Z wyraznie wyczuwalną, choć maskowaną dobrymi manieramioziębłością wobec mnie kontrastowały niewątpliwie względy, jakimidarzyła mnie mrs.C.Dawniej rzadko po odejściu od stołu, teraz samanawiązywała ze mną rozmowę w ogrodzie co przy jej rezerwie byłodowodem szczególnego wyróżnienia.Powiem szczerze: do tego stopniawykorzystywała każdą okazję, że mogłoby to posłużyć mi za podstawędo dziwnych i zarozumiałych przypuszczeń, gdyby mrs.C.nie była jużsiwą starszą panią.Przy każdej sposobności niezmiennie wracała do tegosamego tematu, to jest do osoby pani Henriette.Wydawało mi się, żesprawia jej jakąś utajoną radość obwinianie tej kobiety, którazapomniała o swych obowiązkach, o lekkomyślność i brak zasadmoralnych.Ale zarazem była zadowolona, że moja sympatia dla tegonieszczęsnego stworzenia nie wygasa i że z niesłabnącą energią staję wjej obronie.Kierowała rozmowę niezmiennie na ten sam temat i w końcunie wiedziałem już, co mam sądzić o tej dziwnej, uporczywej obsesji.Minęło kilka dni, pięć czy sześć, a ona wciąż jeszcze nie zdradziłami ani jednym słowem, dlaczego ten temat jest tak dla niej pasjonujący.O tym jednak, że przykłada wielką wagę do naszych rozmów,przekonałem się, gdy podczas spaceru w ogrodzie wspomniałemmimochodem, że pobyt mój dobiega końca i że mam zamiar wyjechaćjuż pojutrze.Jej gładka, pogodna zazwyczaj twarz jakby stężała nachwilę i cień przemknął po jej szarych, koloru morza oczach, jakchmura. Szkoda! powiedziała szybko. Miałabym z panem tyle jeszczedo pomówienia!I od tej chwili zdradzała pewien niepokój.Widać było, że coś jąnurtuje, nie potrafiła w rozmowie ukryć roztargnienia, jakaś natrętnamyśl pochłaniała jej uwagę.W końcu myśl ta zaczęła widocznie i jejsamej ciążyć, gdyż przerwała nagle milczenie i dość nieoczekiwaniewyciągnęła do mnie rękę. Widzę, że nie będę umiała powiedzieć tego, co bym chciała.Spróbuję napisać do pana.I szybszym krokiem niż zazwyczaj poszła w stronę domu.Rzeczywiście, wieczorem, tuż przed kolacją, znalazłem w pokoju listskreślony energicznym, wyraznym pismem.Niestety, obszedłem się zpisemnymi dokumentami mych młodych lat dość lekkomyślnie, tak żenie mogę przytoczyć treści tego listu dosłownie.Mrs.C.zapytywałamnie, czy znajdę chwilę czasu dla niej, gdyż chciałaby mi opowiedzieć opewnym zdarzeniu z jej życia.Epizod miał miejsce bardzo dawno,można by rzec, iż znalazł się już jak gdyby poza obrębem jej życia, afakt, że wyjeżdżam już pojutrze, czyni dla niej łatwiejszą rozmowę osprawie, która od przeszło dwudziestu lat dręczy ją i absorbuje.Jeśliwięc nie będę poczytywał tęgo za natręctwo, będzie mi bardzowdzięczna za możność wypowiedzenia tego, co leży jej na sercu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]