[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kain ujął lejce iznów ruszyli w drogę.Wzdłuż potoku mieszkało kilka rodzin Czarnych Stóp w swoich tipi zrobionych ze skór antylopy.Kiedypodjechali bliżej, Rachel zobaczyła, że z jednego wydobywał się dym, i uśmiech zniknął z jej warg.Pomyślała otym Indianinie, biednym Mia-Wa, któremu nic się nie udawało, czegokolwiek się tknął.Co za straszny los byćwygnanym ze swojego domu i rodziny, wyrwanym z korzeniami ze swojej ziemi.To zbyt straszne, by można byłotaki los znieść.Minęli cmentarz, gdzie na świeżo wyciosanym krzyżu wisiała para butów, i zbliżyli się do szarego piętrowegodomu z deseczek, z podwójnym balkonem i czerwoną latarnią z lokomotywy, zawieszoną na haku u drzwifrontowych.Trzy kobiety w jedwabnych szlafrokach i papilotach na głowach siedziały jak stadko barwnych zięb naporęczy górnego balkonu.- T.to jest dom, w którym mieszkają wszystkie Jezabele - oznajmił Benjo na tyle głośno, że Jezabele usłyszały igłośno się zaśmiały.Rachel skierowała wskazujący palec syna w stronę wozu.- Jeśli masz zamiar klepać językiem, to raczej klepnij te muchy, które pasą się na moim serze.Benjo obrócił się i wziął wiązkę gałązek wierzbowych, która leżała na dnie wozu.Tym prowizorycznymwachlarzem zaczął wymachiwać nad glinianymi faskami z gruzełkowatym serem, który Rachel zamierzałasprzedać i w ten sposób pokryć koszt prowiantów na miesiąc.Patrzyła prosto przed siebie, na drogę, omijając wzrokiem dom grzechu.Trudniej było powstrzymać myśli, żebydo niego nie powędrowały.W tym domu były łóżka.Mogła sobie wyobrazić te łóżka z piernatami z gęsiego puchu,grubymi, białymi i miękkimi jak świeży śnieg; na poszewkach wykończenia z koronek, a pościel tak jedwabista, żeszeleści, stykając się z nagą kobiecą skórą.W salonie na dole gra pianino.Mahoniowe pianino.Pianino na dole, ana górze mężczyzna i kobieta leżący na łóżku w gorącym przyciemnionym pokoju, przytuleni do siebie iporuszający się razem, i muzyka z dołu pulsująca nad nimi i poprzez nich.- Zamierza pani tu tkwić przez cały dzień?Rachel przeniosła wzrok z podniesionej ręki Kaina na jego skierowaną w górę twarz.Stał na drodze, na środkuMiawa City, i czekał, żeby pomóc jej wysiąść z wozu.I wcale nie sprawiał wrażenia, że myśli o splecionychnagich nogach na puchowych piernatach w łożach domu grzechu.Wyglądał tylko na spoconego.Palcami ściskała brzeg siedzenia przy swoich udach i wydawało się, że nie może palców rozewrzeć.Twarz piekłają jak rozpalony kocioł.Nie przypuszczała, że potrafi wyobrażać sobie takie grzeszne sceny.Przybliżył się o krok, chwycił ją w pasie, podniósł z wozu i niósł na spaczony drewniany chodnik.Głośnooddychała i jak dziecko przywarła do jego ramion.- Nie chce chyba pani mieć mokrych nóg - powiedział.To była po prostu uprzejmość, nic więcej.A jednak uświadamiała sobie siłę męskiej ręki i ramieniaprzyciśniętego do jej pleców, szelest spódnic ocierających się o jego nogę.I to, że ich twarze znalazły się przezchwilkę tak blisko siebie, iż stykali się niemal wargami.- Mokrych? - spytała.I wtedy się zorientowała, że pan Beater właśnie wyszedł ze swojej fryzjerni wylać wodę zwanienki.Szara, pełna mydlin woda płynęła płytkim korytem, które kończyło się rynsztokiem ulicznym.Nie zauważyła, że fryzjer przystanął i patrzył ani że kilka osób, które chodziły po mieście w taki gorący ranek,też się zatrzymało i obserwowało nie tyle ją i Benja, ile cieszącego się złą sławą rewolwerowca Johnny ego Kaina.Rozejrzała się, zdezorientowana, jakby nigdy nie widziała Kupiectwa Tullego, Garkuchni Wanga, Gładkiej jak poMaśle Golami i Aazni, czterech miejskich mordowni i tancbud.Kryty pojazd przemknął obok nich w chmurze pyłu95i much gnojówek.Nie mrugnąwszy okiem, pozwoliła, by osiadł na niej kurz.- Lepiej zabierzmy te faski ze słońca - zwrócił się Kain do Benja.- Może byś podawał mi je na dół.Kupiectwo Tullego szczyciło się zniszczoną markizą w zielono-białe pasy nad wykuszowym oknem.Kainpostawił parę glinianych fasek w problematycznym cieniu markizy.Kiedy się prostował, Rachel zauważyła, że sięskrzywił i przycisnął rękę do boku.Nazajutrz po przygodzie ze spłoszonym bydłem zastała go bez koszuli, gdyszorował się przy korycie pod studnią.Cały tors miał siny, pełen pręg, stłuczeń i siniaków.- Ponieważ doktor Henry ma dzisiaj zdjąć panu gips z ramienia - powiedziała - niech go pan skłoni, żeby obejrzałteż żebra.- Ach, nie są pęknięte, Rachel.Wiedziałbym, gdyby były.Odwróciła się, żeby nie mógł zobaczyć jej twarzy.Nazwał ją Rachel.Postępował tak teraz czasem, gdyzapominał o utrzymywaniu dystansu.Zastanawiała się, skąd on może wiedzieć, jakie to uczucie, gdy ma się pęknięte żebra
[ Pobierz całość w formacie PDF ]