[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pamiętałeś.- Na razienie miała na nie ochoty i liczyła, że Phil się nie obrazi; chciała włożyćwszystkie do lodówki i poczekać, aż się schłodzą.- Założę się, że dla siebie nic nie kupiłeś.- Wręcz przeciwnie.Kupiłem ważną rzecz.Popatrz.- Och, jaki ładny.Wygląda cudownie, choć ja nie dam rady go otwo-rzyć, mam za długie paznokcie.Zrobisz to za mnie, Phil?Kiedy otworzył oba ostrza, długie i krótkie, Rachel powiedziała:- Zwietne.Te dwa ostrza to akurat wszystko, czego od takiego nożamożna wymagać.Gdyby były inne urządzenia, takie jak w nożu skautow-skim, tylko by przeszkadzały i psuły równowagę, zgadzasz się? Ten nóżjest idealny do rzucania i tak dalej, lepiej wygląda i lepiej się go trzyma.-Taa, chyba tak - odrzekł, zabierając go siostrze.LRT- Jak miałeś jedenaście lat, byłeś najlepszy w rzucaniu nożem w całejokolicy.Ledwo mogłam cię pokonać, tak samo jak w inne gry polegającena trafianiu do celu.- Niech ci będzie, skoro tak chcesz to widzieć- odparł Phil.- Ja pamiętam, że prawie wcale nie rzucaliśmy nożem,nauczyliśmy się tylko kilku ułożeń dłoni.Udawaliśmy, że w to gramy, natym polegała zabawa.To samo robiliśmy z innymi grami i sportem, w każ-dym razie ja robiłem.- Nieprawda, Phil - sprzeciwiła się Rachel.- Naprawdę grałeś.Kiedymieszkaliśmy w Morristown, grałeś w futbol dotykowy, a ja prawie każde-go popołudnia chodziłam na ciebie patrzeć.- Rachel, przestań, dobrze? Futbol dotykowy to chyba najgorszy przy-kład, jaki mogłaś podać.Udawałem, że gram, to wszystko, a reszta chłopa-ków miała do mnie pretensje.Ale Rachel z powagą upierała się przy swoich triumfalnych wspo-mnieniach, więc w końcu pozwolił, żeby przy nich pozostała, skoro takchce.Zresztą jeśli chodzi o pewne fakty z przeszłości, nigdy nie była naj-lepszą rozmówczynią.Kiedy tego popołudnia Evan wrócił do domu, Phil właściwie powinienjuż iść na górę, żeby się umyć przed pracą, ale jeszcze chwila mu została;zanim zdążył się wycofać, jego siostra powiedziała:- Phil, pokazałeś Evanowi nóż?LRTNie miał wyboru, musiał jak nieśmiały chłopczyk pokazać swój scyzo-ryk szwagrowi, by ten dokładnie go obejrzał i zaakceptował.- Hmm - mruknął Evan.- Tak, niezły.Phil poszedł do siebie, ale był dopiero na drugim, trzecim stopniu, kie-dy zatrzymało go prychnięcie niedowierzania lub rozbawienia i pytanieEvana:- On naprawdę ma szesnaście lat?- Oczywiście - odrzekła Rachel zniecierpliwiona.- Niech mnie piekło pochłonie.Jak ja byłem w jego wieku, już się bzy-kałem.- Evan!Phil mył się z takim spokojem, jakby już zdecydował, że nawet przezchwilę nie będzie się zastanawiał nad uwagą Evana, nie pozwoli, by go do-tknęła, choć długą chwilę spędził na rozważaniu, czy przechodząc przezsalon, powinien mieć na głowie szoferską czapkę.W końcu wybrał kom-promis: wepchnął ją do kieszeni tak, że tylko skórzany półksiężyc daszkawystawał na pośmiewisko - a może chciał w ten sposób pokazać, jak małogo obchodzi, czy ktoś się z niego wyśmiewa.Tak wyszedł z domu i prze-mierzył podjazd, na którym jego rower stał oparty na nóżce; dopiero godzi-nę pózniej, gdy głośno przemawiał do drucianej siatki nad Sound, usłyszałwłasne słowa: Taa, pierdol się, Shepard.Poczekaj, a zobaczysz, ty skur-wysynu.Nie będziesz się ze mnie długo śmiał".LRTRozdział dziesiątyKochanie, zjesz dzisiaj śniadanie w domu czy na mieście? - zapytałaRachel Shepard.- Na mieście.Tak będzie prościej.Była jedna z tych sobót, kiedy Evan odwiedzał córkę, i Rachel nigdydo końca nie wiedziała, jak w te poranki powinna się zachowywać.Bałasię, że jeśli będzie wesoła i rozpromieniona, może się wydać nazbyt weso-ła, nazbyt rozpromieniona, z drugiej strony gdyby okazała choć cień za-zdrości i poczucia samotności, które towarzyszyć jej będą przez cały dzień,popełniłaby błąd jeszcze gorszy.Nieśmiało unikała wzroku męża, jakbydopiero co go poznała, a pózniej, gdy zamykały się za nim frontowe drzwi,poczuciu beznadziei zawsze towarzyszyła niespodziewana ulga.Cztery lata temu rodzice Mary Donovan przeprowadzili się na połu-dniowe wybrzeże, tak by jej ojciec miał bliżej do pracy w Grumman Air-craft; nie można też zaprzeczyć, że okazywali coraz mniejszą serdecznośćw relacjach z Evanem Shepardem.Ich nowy dom zdominowany był przezmocno zadaszony ganek.Ostatnimi czasy, tak jak znowu zdarzyło się tegoporanka, udawało się im całkiem unikać spotkania z Evanem.W chwili,gdy z chodnika skręcał na betonową s'cieżkę, siatkowe drzwi uchylały sięna nieznacznie i wybiegała z nich Kathleen, wystrojona i tryskająca ener-gią: wymachujące ręce i nogi, rozwiane włosy.LRT- Tatusiu!Evan przykucnął i mocno ją objął.Kiedy znowu spojrzał na dom, wcieniu za siatkowymi drzwiami ktoś wolno pomachał ręką w białym ręka-wie, co przypominało rybę tuż pod taflą mętnej wody.Nie potrafił stwier-dzić, kto machał, Donovan czy jego żona, ale znaczenie tego gestu było ja-sne: proste potwierdzenie wspólnej odpowiedzialności.- Ale ty ślicznie wyglądasz - powiedział.- To nowa sukienka?- Tak.Mamusia kupiła ją w Nowym Jorku.- Zwietnie.Evan słyszał, jak inni ojcowie mówią, że siedem lat to miły wiek dladziewczynki", i teraz rozumiał, co mieli na myśli.Z odległości Kathleenmoże wyglądała na kruchą i niezorganizowaną, ale gdy trzymał ją przy so-bie, dostrzegał w niej siłę, która sugerowała zdrowe młode serca.Poza tymsiedmioletnie dziewczynki kochały ojców z niezwykłym entuzjazmem, tobyła kolejna miła rzecz.- Co chciałabyś dzisiaj robić? - zapytał, stawiając ją ostrożnie na chod-niku i ujmując jej rękę.- Możemy robić, cokolwiek zechcesz.- Och, to nieważne.Potem zdecydujemy, dobrze?Kiedy wsiedli do samochodu, Evan zastanowił się nad możliwościami.- Wiesz, możemy jechać wzdłuż południowego wybrzeża i patrzeć, jakwielkie oceaniczne fale rozbijają się na plażach - powiedział.- Albo gdybyśchciała, możemy pojechać aż do Montauk Point, gdzie jest latarnia morska iLRTgdzie pomiędzy nami a Europą nie ma nic poza setką mew robiącychstraszny hałas na niebie.Wydaje mi się, że wystarczy benzyny.- Dobrze - powiedziała Kathleen, pocierając dłonie wiszące pomiędzykościstymi nogami.- Byłoby miło, tatusiu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]