[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie muszę się mścić.Nie.Mamy nienaruszony Wzorzec, może nawet dwa.Przyczyna wszystkich naszych zmartwień,Brand, nie żyje.Wszelkie pozostałości mojej klątwy zostaną wymazane przez po-tężne konwulsje Cienia.A ja zrobiłem, co mogłem, by ją odwrócić.Odnalazłemprzyjaciela w ojcu i przed śmiercią pogodziłem się z nim już w jego własnej oso-bie.Mieliśmy nowego króla, który wyraznie otrzymał błogosławieństwo Jedno-rożca.Przysięgliśmy mu lojalność moim zdaniem szczerze.Znów połączyłem109się z rodziną.Czułem, że spełniłem swój obowiązek.Nic nie zmuszało mnie dodziałania.Skończyły mi się powody i byłem tak bliski spokoju, jak może nigdyw życiu.Wszystko było poza mną.Gdybym miał teraz umrzeć, to niech będzie.Nie protestowałbym tak głośno, jak w każdej innej chwili. Daleko odszedłeś, ojcze.Z uśmiechem skinąłem głową.Wziąłem trochę jedzenia.Cały czas obserwo-wałem burzę.Jeszcze za wcześnie, by mieć pewność, ale chyba przestała się zbli-żać.Byłem zbyt zmęczony, by zasnąć.Czy coś w tym rodzaju.Ból minął i ogar-nęło mnie cudowne odrętwienie.Byłem jak zanurzony w ciepłej wacie.Zdarzenia i reminiscencje nakręcałypsychiczny zegar w głowie.Z przeróżnych względów było to rozkoszne uczucie.Skończyłem jedzenie, dołożyłem do ognia.Potem łyknąłem wina i patrzyłem naburzę, niby w oszronione okno, za którym wybuchają sztuczne ognie.%7łycie by-ło piękne.Jeśli Randomowi uda się rozproszyć tę nawałnicę, jutro wyruszę doDworców Chaosu.Nie wiem, co może mnie tam czekać.Może to gigantycznapułapka.Zasadzka.Sztuczka.Odsunąłem tę myśl.W tej chwili jakoś nie miało to zna-czenia. Zacząłeś mi opowiadać o sobie, ojcze. Naprawdę? Nie pamiętam już, co mówiłem. Chciałbym lepiej cię poznać.Opowiedz więcej.Westchnąłem i wzruszyłem ramionami. Więc o tym. Skinął ręką. Cały ten konflikt.Jak to się zaczęło?Jaka była twoja rola? Fiona mówiła, że przez wiele lat żyłeś w Cieniu pozbawionypamięci.Jak ją odzyskałeś, jak znalazłeś innych i wróciłeś do Amberu?Zaśmiałem się.Raz jeszcze spojrzałem na Randoma i burzę.Wypiłem łykwina i otuliłem się płaszczem. Czemu nie? mruknąłem. Jeśli masz ochotę na długie historie, otojedna z nich.Przypuszczam, że najlepiej będzie zacząć od prywatnej klinikiw Greenwood, na cieniu-Ziemi mojego wygnania.Tak.Rozdział 14Opowiadałem, a niebo wykonało nad nami pełny obrót.Potem drugi.Zmaga-jący się z nawałnicą Random zwyciężył.Rozstąpiła się przed nami jak rozciętatoporem olbrzyma.Szalała jeszcze z obu stron, by wreszcie odejść na północ i po-łudnie, rozpływając się, słabnąc i znikając.Kraina, którą zasłaniała, przetrwała, lecz czarna droga zniknęła.Merlin twier-dzi jednak, że to żaden kłopot.Gdy nadejdzie pora, by przejść na drugą stronę,przywoła dla nas pasmo babiego lata.Random odszedł.Straszliwy był wysiłek, którego się podjął.Gdy wypoczy-wał, nie wyglądał już jak dawniej: zapalczywy młodszy brat, któremu uwielbia-liśmy dokuczać.Na jego twarzy wystąpiły linie, których nie dostrzegałem wcze-śniej: oznaki głębi, na którą nie zwracałem uwagi.Może to niedawne wydarzeniawpłynęły na jego obraz w moich oczach, ale wydawał się jakby silniejszy i bar-dziej szlachetny.Czyżby nowa rola tak podziałała? Naznaczony przez.Jednoroż-ca, namaszczony przez burzę, chyba rzeczywiście nawet przez sen wyglądał pokrólewsku.Ja już spałem, a Merlin drzemał w tej chwili.Zadowolenie daje mi fakt, żew tej krótkiej chwili przed jego przebudzeniem jestem jedynym płomykiem świa-domości na grani Chaosu.Spoglądam na ocalały świat, świat oczyszczony, świat,który trwa.Spózniliśmy się może na pogrzeb taty, na rejs w jakieś bezimienne miejscepoza Dworcami.To smutne, ale nie miałem siły, by się ruszyć.Widziałem jednaksplendor jego odejścia, a wielką część jego życia noszę w sobie.Pożegnaliśmy się.On by to zrozumiał.I ty żegnaj, Eryku.Po tylu latach mó-wię to wreszcie, właśnie w taki sposób.Gdybyś dożył tej chwili, wszystkie naszerachunki zostałyby zamknięte.Pewnego dnia może nawet zostalibyśmy przyja-ciółmi.skoro zniknęły wszelkie powody sporów.Ze wszystkich par w rodzinie,ty i ja najbardziej byliśmy podobni do siebie.Może z wyjątkiem Deirdre i mnie,w pewnym sensie.Lecz łzy z tej przyczyny zostały przelane już dawno.Mimoto, żegnaj jeszcze raz, najukochańsza siostro; zawsze żyć będziesz w moim sercu.I ty, Brandzie.Wspominam cię z goryczą, szalony bracie.Prawie nas znisz-111czyłeś.Niemal zrzuciłeś Amber z wyniosłego gniazda na piersi Kolviru.Wstrzą-snąłbyś całym Cieniem.Niemal rozbiłeś Wzorzec i przebudowałeś wszechświatna własny obraz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]