[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz nie mam r¹k na pó³ Polski d³ugich i nie mam si³y Wyrwidêba.Nie ma w Polsce siekiery, która by w takim celu jej dosta³e drzewa Scina³a.P³yn¹ polskie puszcze za to morze dalekie.Muszê patrzeæ, jak pycha bogaczów, spryt kanalii i dorobkiewiczów egoizm, wszystko w Pol-sce zamieniaj¹c na kawa³, po staremu wzd³u¿ i wszerz rozbija siê i hula.Rzeko morska!Nasza sprawa - twojej pracy wieczystej, twojej si³y nie wyczerpanej przenigdy i mojego utê-sknienia za spraw¹ mej duszy - wci¹¿ czeka i czeka.178ROZDZIA£ 3Gdy po nocy wietrznej i d¿d¿ystej nastanie cichy i pogodny poranek, a fale nie skacz¹ ju¿z szumem na p³askie wybrze¿a, zostaj¹ w bia³ych piaskach zalewiska b³êkitne, smugi wodyzapomnianej, ka¿da oddzielona od bujnego wci¹¿ morza wyg³adzon¹ mierzej¹.Nad tymi jeziorkami s³onymi siedz¹ rzêdem nieruchome ma³e mewy, szare, niedawno opie-rzone figurki, ni to kuleczki posrebrzane i lSni¹ce.Przed nimi po drugiej stronie smugi przewodnicz¹ m³odocianemu spo³eczeñstwu ojcowie czyte¿ matki tego Swiata, skoro, wed³ug nazwy osobnika, winien by tam panowaæ ustrój matriar-chalny.Za zbli¿eniem siê cz³owieka stare mewy z krzykiem wielkim zrywaj¹ siê do lotu i rozbieg³-szy siê na wsze strony znikaj¹ w b³êkitnych roz³ogach.M³ode, jeszcze widaæ nie wdro¿one w dzie³o napaSci i zabójstwa rz¹dz¹ce ¿ywotem istot zie-mi, niewiele sobie robi¹ ze z³owieszczej postaci.Lecz daleki krzyk rodzicielski daje rozkaz i wskazówkê ucieczki.Zrywaj¹ siê tedy jak jedna, uczennice pos³uszne praw rz¹dz¹cych wszechstworzeniem.Pierzchaj¹ w jasne powietrze, kr¹¿¹ migaj¹c nieskalan¹ bia³oSci¹ cudnych skrzyde³ i piersi,a uciekaj¹ na wsze strony.Tak niegdyS na pierwotnym nagim piasku pó³wyspu czuwa³ nad losem potomstwa drugi z ko-lei gromadzki zbór osadników.Nie poci¹ga³o go na te morskie wysypiska i wiatrów wydmuchy nic innego tylko nadziejarabunku.Bezp³odne i bezdrzewne, w zimie omarzniête od lodów, na wiosnê i w jesieni mg³ami gruby-mi osnute, po stokroæ przewiane od nawalnicy z zachodu, nie poci¹ga³o niczym innym.Zbójca morski by³ tu osadnikiem najpierwszym.Nad g³êbi¹ wyoran¹ przez pr¹dy zachodnie przesuwa³y siê obok pierwotnej mielizny okrêtywynios³e, d¹¿¹ce z ziemi Prusów i Rusów do ziemi Waregów i Pomorzan.Pod wydêtymi ¿aglami mocne jod³owe korabie nios³y z Rany, ze Szczecina i Kamina tysi¹ctysiêcy przedmiotów i skarbów, które zape³nia³y sen g³odnego i nagiego barbarzyñcy.Odosobniona od Swiata, niedostêpna i naga wyspa na morzu stanowi³a ponêtê przez sw¹ zu-pe³n¹ pustynnoSæ, a¿eby z niej uczyniæ schronisko, czatowniê i miejsce wypadu.Przebywszy wp³aw cieSniny, na wybrze¿u zachylonym od wiatru, ubogi przychodzieñ, wy-gnaniec, odszczepieniec ludzkiej gminy, czyni³ sobie noclegowisko i domostwo z trzciny,chrustu i ³upu, który morze wypluwa.Na wzór sosny dzisiejszej, która dla swych sch³ostanych ga³êzi w piasku szuka schronieniaprzed zachodnimi podmuchy, zdrêtwia³y od zimna wêdrowiec wygrzebywa³ w zwiewnej du-nie ziemiankê.179Ta ziemia, któr¹ morze ze siebie wygna³o, a wiatr z miejsca na miejsce przepêdza³, nie mo-g³a swymi mchami po¿ywiæ l¹du wyrzutka, wiêc siê musia³ j¹æ pracy.Czatowa³ z d³ug¹ w rêku sulic¹ na morSwinie, na delfiny o pysku wyd³u¿onym i sp³aszczo-nym w podobiznê dzioba kaczego, gdy przez pr¹dy zachodnie przygnane weso³o siê pluska³yw b³êkitnych falach nadbrze¿a, a nadobnymi ruchami wyrzuca³y siê z wody.Gdy zim¹ smaga³ wyspê wiatr pó³nocny, a gruba pawê¿ lodu brzegi kry³a, gdy kra spiêtrzonautworzywszy zwa³y lSni¹ce osadza³a je na piasku, podchodzi³ szare, p³etwonogie, bezuchemorskie cielêta, foki o krótkich kielcach, skoro do swej dawnej bezpiecznej przystani docie-ra³y, ¿eby siê na s³oñcu wylegiwaæ.Zabija³ je niespodzianym pociskiem swojej straszliwej procy kamiennej.Opija³ siê wówczas ich t³uszczem, okrywa³ sw¹ nagoSæ ich piêkn¹, lSni¹c¹ skór¹ i po¿era³ ichmiêso upra¿one na ogniu.W dobie letniej nie mog³y zaspokoiæ jego g³odu ryby, które w falach ledwie-s³onych na Ma-³ym Morzu widywa³, gdy siê na dnie i u brzegów przewija³y.Najprzedziwniejsze, rozkosznie piêkne ich kszta³ty, prze-rozmaite ich postaci, wznoszenie siêsamochc¹c i tajemnicze opadanie, kr¹¿enie w toni, skoki nag³e, rzuty i nieruchome w miej-scu trwanie na podobieñstwo kani w niebie - ich poloty, wykrêty, krygi i tañce by³y dlañ nie-dosiêg³e wskutek braku odpowiedniego narzêdzia napaSci.¯y³y tedy i barwi³y siê przed jego chciwymi oczyma w Ma³ym Morzu - ostro¿ny i p³ochliwyokuñ, t³usty karp, jazgarz, sandacz, ukleja d¹¿¹ca w maju ku brzegom, miêtus Sliski i nie da-j¹cy siê d³oni¹ uj¹æ, karaS, pl¹saj¹ca p³oæ, minog rzeczny, leszcz, lin, piskorz, sum, zbój wod-ny szczupak i piêkna brzona, czyli sieja.Po drugiej stronie wyspy przyp³ywa³y w wielkich falach majowych Sledzie, w marcu i na je-sieni sz³y ku brzegom ³ososie, a w zimie sielawki,Tuli³y do przeczystego dna sw¹ brodawkowat¹ powierzchniê czworakie rodzaje p³astugów -bañtki, czyli ma³e fl¹derki, stornie, czyli znaczne fl¹dry, limandy i turboty z oczyma osadzo-nymi z lewej strony p³askiego ich cia³a.P³awi³y siê w tych wodach morskie zaj¹ce i Spiczastonose, tarczami koScianymi pokryte,ciemnob³êkitne, drapie¿ne i ³akome jesiotry, które wiosenn¹ por¹ po spo³u z ³ososiami nios³ysiê pochodami ku WiSle.Czujny stra¿nik wybrze¿a niema³o zu¿y³ trudu dla przerwania ruchu wdziêcznego, dla skró-cenia ¿ywota, dla po¿arcia miazgi tych wody mieszkañców, na ogniu spalonej.Czatowa³ na wielkie wêgorze albo nieruchome szczupaki, le¿¹c d³ugo piersiami na tafli lo-dowej, a¿eby nieomylnym uderzeniem zaostrzonej osêki, bodorem celnym je przebiæ.Wywabia³ je po nocy z dna, z kryjówek, oszukuj¹c i prowadz¹c ku brzegom za pomoc¹ bla-sku pochodni i p³on¹cego ³uczywa.Ci¹gnê³y zwiedzione w g³upocie swej Swiêtej i wchodzimy w wiêcierze wiklowe, w chytre¿aki.Splata³ bowiem pierwotn¹ sieæ z wiklów, osadza³ j¹ na stroiszu, czyli trzonku, lub podstêpniezastawia³.Wypala³ wêgla zarzewiem w pniaku sosnowym, zwalonym przez wichry, rdzeñ drzewnyi czyni³ zeñ podobiznê p³awaczki.Puszcza³ siê w owej ³odzi pierwotnej na wody spokojne, krótk¹ paczyn¹ z prawej i lewej stro-ny drzewnego koryta umiejêtnie wyrtaj¹c.180Lecz niedaleko od brzegu móg³ odbiæ.Zbada³ wszak¿e caliznê wychylon¹ ju¿ z wody i zaczajone pod fal¹ wzburzon¹ osuchy, wy-patrzy³ i wymierzy³, gdzie w wierzcho³ku przyl¹dka haki s¹ najzdradliwsze dla brzucha okrê-tu, gdzie czatuj¹ istne w¹wozy zalewisk miêdzy ³ach¹ a ³ach¹.Gdy w ciemn¹ noc listopada morze poczê³o ze swej g³êbi i dali wydawaæ najbardziej ponure³oskoty i ryki, gdy od niestrzymanej potêgi huraganu wyspa dr¿eæ poczê³a w posadach, skokispiêtrzonych ba³wanów przesadza³y wa³y wysokie, ry³y jamy, pru³y brzegi i nowe w miêdzy-morzu wybija³y w¹wozy, a siwy, w swej straszliwoSci przeraxliwy ¿ywio³ morski woko³o su-szê obiega³ - cz³owiek na wyspie rozpala³ nad zdradzieckimi pu³apkami wielkie ognie, bujnestosy na najwy¿szych wzniesieniach.Dawa³ niby to ratownicze i zbawcze sygna³y braciom ludziom, których wielkie denegi z miej-sca na miejsce ponad g³êbin¹ ciska³y.Zdarza³o siê, i¿ sternik na korabiu, burz¹ szalon¹ miotany, zawierzy³ ludzkiemu pobratymco-wi na suszy.Nie wiedzia³, i¿ czeka nañ u wybrze¿a, schowanego w ciemnoSci, bardziej z³owieszcza za-sadzka nixli burzy szaleñstwo w otch³aniach - i¿ siê gotuje do skoku nienawiSæ, chciwoSæ i ze-msta sro¿sza od najzacieklejszego podmuchu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]