[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapowiedziany wyścig miał dla Harry'ego podwójne znaczenie.Znów skupił na mnie uwagę.Spędziliśmy miły ranek w kantorku przed nowo powieszoną mapą, wytyczając trasę gonitwy.Poza tym Harrywreszcie oderwał się od dziecka i Celii i pojechał ze mną zbadać wybraną trasę, a zwłaszcza stan gruntu.Pierwsza nasza wspólna przejażdżka po moim powrocie.Z rozmysłem poprowadziłam wolnym krokiem drogąprzez niziny, obok dolinki, w której pierwszy raz się kochaliśmy.Był cudowny gorący dzień, a zanosił się na jeszcze upalniejszy.Nad łąkami unosił się zapach świeżoskoszonego siana.Na zboczach trwały żniwa.Wdychaliśmy woń zboża, ziół, kwiatów na długich łodygach:maków, niebieskich ostróżek polnych, białych i złotych stokrotek.Czubkiem bata podniosłam wiązkę siana ipowąchałam z rozkoszą.Zapach był tak apetyczny jak najsmakowitsza herbata lub najszlachetniejszy tytoń.Zatknęłam maki za wstążkę kapelusza, chociaż wiedziałam, że ich świeżość nie przetrwa południa.Maki, takjak rozkosz, nie trwają wiecznie, nic nie szkodzi jednak, by cieszyć się nimi przez chwilę.Nosiłamciemnopurpurowy strój do konnej jazdy, a płomienna barwa maków, jaskrawa jak palenisko w kuzni, stanowiławspaniały akcent na tle ubrania.Gdyby mama zobaczyła zestawienie tych dwóch odcieni czerwieni,uśmiechnęłaby się i stwierdziła, że nie umiem dobierać kolorów.I myliłaby się.Umiałam dobierać kolory,zwłaszcza kolory kwiatów z Wideacre.Bo też wszystkie mi pasowały.Harry uśmiechnął się. Widzę, że jesteś szczęśliwa z powrotu do domu, Beatrice odezwał się czule. Czuję się jak w niebie wcale nie skłamałam.Kiwnął głową uśmiechnięty.Jechaliśmy pod górę.Konie nurzały się po pierś w zieleni, a muchybzyczały im nad głowami, aż zirytowane wierzchowce ruszały uszami.Wreszcie wybrnęliśmy z zielonegomorza paproci i ruszyliśmy skrajem nizin, jak wzdłuż brzegu oceanu.Konie wydłużyły krok i parskały w radosnym oczekiwaniu.Harry dosiadał Saladina, młodego koniamyśliwskiego, natomiast mój koń, Tobermory, wypoczęty, pełen wigoru, przejął prowadzenie, kiedypopuściłam cugli.Cwałowaliśmy swobodnie dróżką wzdłuż skraju nizin.Jak zwykle spojrzałam w dół naWideacre widniejącą jak miniaturka, jak zabaweczka na tle kraciastej pikowanki pól i lasów.Dróżka ginęła wśród drzew.Zniknął też widok domu, zawsze bliski mym myślom.Znalezliśmy się wzacisznym, ustronnym miejscu.Ziemia wypiętrzyła się tu w łagodny nasyp i setki lat temu wyrósł na nim las, teraz górujący nad nami.Wspaniałe zielone buki i młode dęby dały nam schronienie.U stóp drzew zakwitły białe leśne kwiaty, niczymgwiazdki na tle ciemnego poszycie.Lasek zajmował nie więcej niż kilkaset jardów, a obfity w liściaste jamy iRLTgrubą warstwę ściółki.Przyglądałam się Harry'emu ukradkiem i zauważyłam z niepokojem stanowczy wyrazjego ust.Patrzył prosto przed siebie niewidzącym wzrokiem, ponad łbem konia.Saladin potrząsnął głową wproteście, lecz Harry jeszcze mocniej ściągnął cugle. Zatrzymaj konia, Harry odezwałam się cicho.Stanął bez entuzjazmu.Saladin, trzymany za krótko, cofnął się gwałtownie.Harry miał ponury wyraztwarzy, a w oczach malowało się zdecydowanie.Czytałam mojego brata jak książkę.Poznałam go na wylot,kiedy go uwiodłam, i wiedziałam, na co mogę liczyć, kiedy wysyłałam go samego do domu, do Anglii.Terazzdałam sobie sprawę, że Harry szuka sposobu, aby ze mną skończyć i oczyścić się z winy, aby z czystymsumieniem pokochać nie Celię, lecz uwielbiane dziecko.Siedziałam w siodle, ponętna jak zawsze i jak zawsze pełna pożądania.Miałam całkowitą pewność, żedopóki mieszkam w tym domu, który powinien być mój, a który on nazywał swoim, dopóki chodzę po tejziemi, która powinna być moja, a do której on rościł pretensje, muszę mieć Harry'ego.Wiedziałam też napewno, że przez resztę życia będę go nienawidzić i obrażać go.Moja namiętność minęła.Dlaczego? Zwiędłaniczym zerwany mak w momencie, gdy zatknęłam go za wstążkę.Zdobycie Harry'ego przyszło tak łatwo.Takłatwo mogłam go przy sobie zatrzymać.We Francji, z dala od ziemi, która stała się jego własnością, a którejtak potrzebowałam, wydawał się zupełnie zwyczajnym młodzieńcem.Przystojny, czarujący, towarzyski,niezbyt błyskotliwy; w każdym hoteliku we Francji, gdzie zatrzymywali się liczni Anglicy, znalazłoby się z półtuzina takich Harrych.Z dala od ziemi, odarty z magii boga żniw, Harry nie wydawał się nikim specjalnym.Moja namiętność przerodziła się w niesmak, musiałam jednak dalej panować nad jego wnętrzem.Bicieserca i dreszcz pożądania należały do przeszłości i znudziły się już, ale potrzebowałam dziedzica.Harry jakokochanek pozwalał mi czuć się bezpiecznie w Wideacre. Harry odezwałam się przeciągle. Koniec, Beatrice odparł gwałtownie. Grzeszyłem, Bóg jeden wie, z tobą i namawiałem cię dogrzechu.Ale teraz koniec.Nigdy już nie będziemy razem tak jak przedtem.Z czasem zaczniesz kochać kogośinnego.Zapadła cisza.Rwałam się myślą do Harry'ego niczym drapieżnik na widok ofiary, lecz milczałam iobserwowałam go.Podniósł głowę.Twarz miał spokojną i opanowaną.Widziałam, jak powoli staje siękochającym ojcem, dobrym mężem, gospodarnym dziedzicem, kimś z ckliwych fantazji; w tym cnotliwym no-wym życiu nie znajdował miejsca na potajemne rozkosze miłosne.Patrzyłam wzrokiem nieprzeniknionym, wężowym, cały czas myśląc intensywnie o nowymnienagannym moralnie obliczu Harry'ego.Tu i teraz nie mam szans, by go odzyskać stwierdziłam.Przygotował się na moje miłosne propozycje podczas przejażdżki.Nastawił się na zdecydowaną odmowę.Trzymał żądze na uwięzi, tak jak swego konia, bezlitośnie.Nie mogłam mu dawać czasu na odparcie ataku.Można go było pokonać tylko przez zaskoczenie, nie dopuszczając, aby uczynił użytek z sumienia i posłuchałjego głosu.Teraz w lasku, w cieple poranka, wszelkie starania poszłyby na marne.Nie zdobyłabym Harry'ego.Uśmiechnęłam się słodko, a jego twarz w odpowiedzi rozpromieniła się z ulgą.RLT Och, Harry, tak się cieszę.Wiesz, że nigdy nie było moją intencją postępowanie wbrew własnej wo-li, wbrew nam obojgu.Niepokoiłam się zupełnie niepotrzebnie, gdyż ty myślisz podobnie, Bogu dzięki.Zadrę-czałam się zastanawiając, jak to wszystko zakończyć.Mój naiwny głupi brat był zachwycony. Beatrice! Powinienem się domyślić.Tak się cieszę, że uważasz podobnie.Och, Beatrice, tak sięcieszę!Harry popuścił cugli, tak że Saladin wreszcie wyprostował szyję.A ja uśmiechnęłam się czule. Bogu dzięki, teraz oboje uwolniliśmy się od grzechu powiedziałam pobożnym tonem.Nareszcie możemy kochać się wzajemnie i być razem tak, jak to powszechnie przyjęte.Konie szły naprzód zgodnie, bok w bok.Wyjechaliśmy z mrocznego lasu na słońce.Harry rozejrzał sięi popatrzył na oświetlone promieniami torfowe gleby jak na Nowe Jeruzalem, na bezgrzesznny raj wokół nas. A teraz pomówmy o wyścigu zaproponowałam pogodnie i pokłusowaliśmy pod górę ścieżkązaczynającą się na dnie doliny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]