[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A - dodał z zadowoleniem w głosie,co zle świadczyło o jego profesjonalizmie - ucieka przedaresztowaniem, a to nasuwa mi myśl, że czuje się winny.Nie jest to postępowanie godne oficera i dżentelmena.Mimo udręki, jaką Annabelli sprawiła plotka, powtórzona teraz jako oficjalny zarzut, przyszło jej do głowy,że kapitan Harvard nie lubi sir Williama Westona.Zapewnienia, że to jedynie oszczerstwa i sir William z pewnością jest niewinny, zamarły jej na ustach pod zimnym spojrzeniem mężczyzny, które spoczęło na jej twarzy.Oficerchciał ocenić reakcję domniemanej kochanki na te celowobrutalne słowa.- Widzę, że jest pani wstrząśnięta - powiedział łagodnie Harvard.- Proszę, niech pani spocznie.Czy mogę podać coś na wzmocnienie?- Oczywiście, że jestem wstrząśnięta - warknęła Annabella, czując jeszcze większą antypatię do człowieka,który udawał współczucie, choć był powodem jej rozpaczy.- Sir William jest bliskim przyjacielem rodziny.- To bardzo przykre, pani - przyznał gładko Harvard,- zwłaszcza że sir William został ranny.Pani Frensham wydała krótki okrzyk, który szczęśliwiezagłuszył cichsze, lecz nie mniej przejmujące westchnienie Annabelli.Ta farsa, rozgrywana o północy, z każdąchwilą stawała się bardziej dziwaczna i dramatyczna.- Ranny? - powtórzyła słabo, dostrzegając w oczachkapitana błysk satysfakcji.- Tak, pani, został postrzelony podczas próby ucieczki.Annabella głęboko zaczerpnęła tchu, postanawiając zażadną cenę nie okazywać paniki.Na dzwięk słowa postrzelony" panna Frenshman wydała lekki jęk i zacisnęłapoły szlafroka, jakby w obawie, że lada moment do salonuwpadną ludzie kapitana Harvarda, by je obie zastrzelić.- A zatem - rzekła Annabella z całym chłodem, na jaki mogła się zdobyć, patrząc kapitanowi prosto w oczy -jak rozumiem, zamierza pan aresztować sir Williama Wes-tona.Sądzi pan, że rozpoznał go pan na drodze niedalekostąd, przypuszczalnie wezwał go pan do zatrzymania sięi podania swej tożsamości, a gdy sir William odmówił,strzelił pan do niego.Dobitny ton tych słów rozbrzmiewał echem w ciszy salonu.- Mogę tylko powtórzyć - rzekł kapitan Harvard zesztywną uprzejmością - że sir William jest poszukiwany,a jego własne postępki potwierdzają słuszność wysuwanych przeciw niemu zarzutów.Annabelli zrobiło się niedobrze.Will Weston, któregoznała, w niczym nie był podobny do odpychającego opisu.Jednak jakże Will, który tak wysoce cenił swą prawość,mógł unikać aresztowania i sprowadzić na siebie podobnąhańbę? Co do zarzutu zdrady Annabella nie wierzyła weńani przedtem, ani teraz.Nie miała wszakże zamiaru ujawnić swych uczuć temu obcemu oficerowi o szorstkich rysach, który tak brutalnie wtargnął do jej domu.Z najwyższym wysiłkiem spojrzała mu w oczy.- Obawiam się, że nie mogę pomóc panu w dochodzeniu.Może z większym powodzeniem poszuka pan sir Williama w jego własnym domu, Challen Court.A teraz jestjuż pózno i będę panu wdzięczna za opuszczenie mychprogów - rzekła oschłym tonem.Na dzwięk słów Annabelli na twarz kapitana Harvardawypełzł lekki rumieniec.Najwyrazniej zaniepokoił gochłód, z jakim przyjęła jego wieści, toteż jakby nie usłyszał jej wygłoszonego z suchą uprzejmością polecenia.- Czy dobrze zna pani sir Williama? - zapytał wyzywająco.- Kiedy ostatnio go pani widziała?Annabella zaczęła iść do drzwi.- Jak już powiedziałam, sir William jest znajomymmojej rodziny - odparła z lodowatą uprzejmością - ostatnio zaś widziałam go dzisiaj, gdy udawał się na kolację doLambourn.- Jest pani pewna - nalegał Harvard - że nie było gotu dziś wieczorem?Annabella hardo uniosła głowę.- Kapitanie, czy sądzi pan, że nie wiem, co się dziejew moim własnym domu? Z całą pewnością sir Williamnie zaglądał tu dziś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]