[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zgromadzeniotoczyli mnie kołem.Stali równo, spokojnie, nie robiąc wrażenia zbuntowanego motłochu.Panowałam nadnimi i zdawali sobie z tego sprawę.Nawet stary, mądry i pełen godności Gaffer Tyacke nie zdołał wyrugować zgłosu usłużnego tonu. Cóż odezwałam się głośno, dzwięcznie, tak by każdy mnie słyszał. Nie widzę dalibóg,dlaczego mielibyście się interesować tym, co robię, lecz skoro urządziliście sobie wolny dzień, aby tutajprzyjść, powiedzcie lepiej, o co wam chodzi.Naraz pękła jak gdyby niewidzialna tama. Chodzi o króliki! Nie mogę kupować mięsa i jemy tylko mięso królików! zawołała jedna z kobiet. Skąd mam wziąć drewno na rozpałkę, jeśli tu mi nie wolno przychodzić? spytała inna. Mam krowę i dwie świnie.Zawsze tutaj się pasły powiedział jeden z wieśniaków. Postawiłem swoje ule na wspólnym gruncie, żeby otrzymywać miód wrzosowy ubolewał któryś zdzierżawców. Ja stąd brałem torf do pieca! Ja tu zbierałam poszycie! Moje owce pasły się na wspólnym gruncie jesienią! Przez gwar przebił się drżący tenor GafferaTyacke'a. Proszę się obejrzeć, panienko Beatrice poprosił.Posłuchałam go.Stałam naprzeciwko wielkiegodębu, jednego z najstarszych w tych lasach.Było tradycją wsi, że zakochani pieczętowali zaręczyny wyryciemswych imion na korze dębu.Cały pień od korzeni aż na wyciągnięcie ramienia pokryty był napisami iwizerunkami serc, często prześlicznymi inskrypcjami. Jest tu moje imię i imię mojej żony Lizzie wyjaśnił Gaffer i wskazał napis tuż za moją głową.Przyjrzałam się uważnie pomarszczonej korze pokrytej mchem niczym stary nagrobek; dostrzegłam kontur wkształcie serca, a w nim: Gaffer" i Lizzie". A wyżej są imiona mojego ojca i matki dodał Gaffer. A jeszcze wyżej imiona ich rodziców, itak dokąd sięga nasza pamięć, aż do zatartych śladów na korze. Co z tego? spytałam zimno.RLT Gdzie wyryją swoje imiona moje wnuki, kiedy przyjdzie czas ich zaręczyn? wyraził się prosto.Jeśli zetnie panienka to drzewo, dzieciaki z Acre nie będą wiedziały, co to zaręczyny.W tłumie dał się słyszeć pomruk poparcia.Zaczęli od żądania żywności i opału, lecz nawet biedota maswoje sentymenty. Nie stwierdziłam nieubłaganie.Już miałam na końcu języka zgodę na to, by zostawić drzewo iotoczyć je płotem, tak by zakochane pary z Acre mogły dalej spacerować letnią nocą do dębu i ryć na nim sweimiona, a w powrotnej drodze do domu kochać się gdzieś w ciemnych zaroślach.Uznałam to jednak za głupisentymentalny pomysł.Nonsens: wykrzywiać wytyczoną prosto linię płotu po to tylko, żeby dzieciaki, możejeszcze nie narodzone, kiedyś przeżyły chwilę szczęścia. Nie powtórzyłam. Wiem, że przywykliście w Acre do wielu zwyczajów i że w przeszłościmieliście we mnie sprzymierzeńca pod tym względem.Ale Wideacre się zmienia i zmieniają się sposobygospodarowania.Zostają jeszcze całe połacie wspólnych gruntów nie przeznaczone do przyłączenia w tymroku.Możecie dalej wypasać inwentarz, zastawiać sidła na króliki i zbierać opał.Na tym terenie jednakwysiejemy pszenicę. Zły to będzie dzień, kiedy wokół Acre na polach zaszumi pszenica, a wieśniakom zabrakniepieniędzy choćby na jeden bochenek zawołał czyjś głos z tyłu tłumu i znów zawtórował mu pomrukpoparcia. Znam cię, Mabel Henty wezwałam po imieniu. Jesteś mi winna dzierżawę za ostatnie trzymiesiące.Już ja cię skontroluję pod koniec kwartału.Lepiej nie podnoś na mnie głosu!Niektórzy wieśniacy wybuchnęli śmiechem, a Mabel Henty oblała się rumieńcem i zamilkła.Nikt jużnie krzyczał.Powiodłam wzrokiem po kręgu twarzy, a wszyscy spuścili powieki.Patrzyli na własne buty.Tylko Gaffer dalej trzymał uniesioną głowę.Tylko Gaffer spojrzał mi prosto w oczy. Jestem starym człowiekiem, panienko Beatrice odezwał się. W swoim życiu widziałem wielezmian
[ Pobierz całość w formacie PDF ]