[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Myślicie, że jest tu więcej tych pułapek? - spytała.- Tak - odpowiedział Hastings.- Wsiadajcie z powrotem.- Wpatrywał się teraz wwesołe miasteczko.- W tym rejonie straciliśmy trzech żołnierzy z Oddziału Specjalnego,ciężko uzbrojonych i przygotowanych do walki.- Trzech zginęło? - wymamrotał oszołomiony El Capitan.- Jaki mamy plan? - zapytał Bradwell.- Nie pozwolić, żeby jakaś filiżanka pożarła mój samochód - rzucił El Capitan.- Jak daleko zostało jeszcze do celu, Hastings? Możesz powiedzieć nam przynajmniejtyle? - spytała Pressia.- Pięćdziesiąt siedem przecinek czterdzieści siedem kilometra.- Nie pokonamy całego dystansu w jeden dzień - zawyrokował El Capitan.- Będziemymusieli okrążyć to wesołe miasteczko i znalezć po drugiej stronie bezpieczne miejsce nanocleg.- Jeżeli zdołamy dotrzeć na drugą stronę - zauważył Bradwell.- Jeżeli w ogóle jest jakaś druga strona - dorzuciła Pressia.- Jeżeli - powiedział Helmud.- Słyszycie to? - rzekł Hastings.- Co? - spytał El Capitan.Jego gniew zmienił się w lęk.Ale odpowiedz była zbędna.Wyczuli to wszyscy - dudnienie ziemi pod stopami.PARTRIDGECHOINKAPARTRIDGE OBUDZIA SI i zobaczył przed sobą twarz Julby, pięcioletniejcóreczki Hollenbacka.Niegdyś budził się w tym pokoju podczas zimowych ferii, którespędzał u rodziny swojego nauczyciela fizyki.Z kuchni dobiegł go śpiew pani Hollenback;zawsze śpiewała urocze piosenki o śniegowych bałwanach i jazdach saniami.Julby byłaobecnie starsza.Brakowało jej dwóch przednich dolnych zębów.Przyszedł tutaj ubiegłej nocy, tuż po rozstaniu z Glassingsem.Stanął przed drzwiamimieszkania Hollenbacka i zobaczył małą kołatkę w kształcie głowy lwa ozdobioną zwiniętąwstążką - coś, czego pani Hollenback uczyła dziewczynki na lekcjach przedmiotu noszącegonazwę Historia zajęć domowych jako formy sztuki.Pod misternie zwiniętą wstążkąwidniały dwie papierowe śnieżynki, jakie przykleja się w szkole do szyb w oknach.Partridgemiał wrażenie, jakby Lyda przez cały czas była przy nim.I przez chwilę wyobraził sobierodzinę śpiącą w ciepłej pościeli.Nie chciał ich budzić.Jednak ujął kołatkę i zastukał mocno.Po kilku chwilach usłyszał szuranie i głos Hollenbacka:- Kto tam? Kogo licho niesie?A potem rozległ się szczęk zamka i Hollenback gwałtownie otworzył drzwi.Byłwzburzony; cienkie włoski falowały na czubku jego niemal łysej głowy, gdy wiązał pasekszlafroka.Bez swojej sportowej marynarki wydawał się wątlejszy, węższy w ramionach.Przypuszczał, że to jakiś figiel albo niepotrzebny alarm.Na widok Partridge a znieruchomiał i wgapił się w niego.Jeszcze przed chwilą sądził,iż wie, czego może się spodziewać, lecz teraz stracił kontenans.Partridge dostrzegł w jegooczach niepokój i spodobało mu się, że wyprowadził go z równowagi.W tym momencienienawidził Hollenbacka za to, że ten znał prawdę, lecz taił ją i codziennie opowiadałuczniom kłamstwa.Zapragnął powiedzieć: Obudziłeś się już, Hollenback? Tak to już w życiu jest.Tak tosię dzieje.Hollenback wciągnął go do środka.- Partridge Willux - mamrotał wciąż do siebie.- Co z tym zrobić?A potem wyszedł zadzwonić z domowego telefonu.Wrócił blady i powiedział:- Przenocuj tutaj.Wszystko w porządku.Rano ktoś po ciebie przyjdzie.A teraz Partridge miał tuż przed sobą Julby.- Nie możesz spać cały dzień - powiedziała.- Jak leci, Julby? - odrzekł.- Ależ urosłaś.Miała na sobie sweterek z wzorem w świąteczne choinki.- Chodzę do przedszkola, do trzeciej grupy u pani Verk.Mama kazała powiedzieć ci,że będziemy jeść.- Jeść?- To nasz sobotni posiłek - oznajmiła z dumą.Partridge przypomniał sobie, że Hollenbackowie jadają w soboty w południe wspólneposiłki przy stole - skąpe, ale złożone z prawdziwych dań, a nie pigułek soyteksu izatrącających kredą napojów energetyzujących.Prawdziwe potrawy.To jeden z przywilejówstarszych wykładowców.- Jesteś zaproszony - powiedziała Julby.- Na pewno? - spytał, wiedząc, że jedzenia wystarcza tylko dla rodziny.- Aha.I ma z nami jeść ktoś jeszcze.- Kto taki?To nie mógł być jego ojciec ani Glassings.- Jakaś dziewczyna! - zawołała Julby.W pierwszej chwili pomyślał o Lydzie, ale tę myśl zaraz zastąpiło bardziej logiczneprzypuszczenie - Iralena.Tymczasem Julby dodała:- Już tu jest.Ma lśniące włosy i pachnie mydłem.- To mi wygląda na Iralenę.Julby wzruszyła ramionami i skubnęła bombki z choinkowego wzoru na swetrze.- Przyszła zabrać cię do domu.- Ja nie mam domu.Dziewczynka popatrzyła na niego i roześmiała się.- Jesteś zabawny.- Nie zamierzałem być zabawny.Spoważniała.- Jarv nie ma już domu.Pani Hollenback zawsze usprawiedliwiała swojego małego synka Jarva. Jest jeszcze drobny, bo często zwraca to, co zje.Ma delikatny system trawienny.Wyrośnie z tego!.Dzieci, które nie rozwijały się prawidłowo, zazwyczaj zabierano na kurację.Czy takwłaśnie się stało z Jarvem?- Jak on się miewa? - zapytał Partridge.Wciąż miał na sobie spodnie od garnituru i koszulę, teraz wygniecione.Znalazł swójkrawat na oparciu krzesła.Julby zapukała w szybę okienną, jakby po drugiej stronie mógł ktoś być.- Jarv jest głupi - powiedziała.- Wcale nie.Jest tylko nadal drobny, to wszystko.Czy już lepiej je?- Skąd mam wiedzieć? Zabrali go, żeby go odgłupić.A więc Jarv zniknął.Partridge znowu pomyślał o panu Hollenbacku.Wydawał sięstarszy, jakby skurczony.Być może postarzał się po stracie Jarva.Partridge nie chciał mówićJulby, że współczuje jej z powodu braciszka, gdyż mogłaby wówczas pomyśleć, że jest jakiśpowód do zmartwienia.Oczywiście, był.Czasami takie dzieci nigdy nie wracają.- Miejmy nadzieję, że wkrótce znajdzie się znowu w domu - powiedział.- Może - odrzekła Julby.- Pewnego dnia po prostu zniknął, więc może tak samoniespodziewanie wróci.- Popatrzyła na otwarte drzwi i znowu skubnęła bombki na swetrze.-Myślę, że powinieneś zostać na Gwiazdkę.Lubimy, kiedy u nas jesteś.- Wybiegła z pokojuna korytarz, wołając: - Obudził się! Obudził się! Obudził!Partridge wpadł pośpiesznie do łazienki.Gdy mył ręce, zdjął futerał z małego palca.Skóra wyglądała na grubszą, twardszą.Martwił się, że odrastanie palca to oznaka, iż zmieniasię w dawnego siebie.Willux chciał, by ten palec w pełni odrósł - chciał wymazać przeszłośći oczyścić syna.Partridge zastanawiał się, kiedy spotka się z ojcem.Spryskał wodą twarz iprzyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze.To wciąż jestem ja, powiedział sobie.Wyszedł z łazienki i usłyszał dobiegający z kuchni śmiech.Minął mały salonik.Naścianach wisiało mnóstwo półek ze starymi książkami, a pośrodku pokoju sztucznabożonarodzeniowa choinka roztaczała sosnowy zapach w sprayu przypominający wońlekarstw.Na regale na haczyku wisiała tylko jedna skarpeta na prezenty z wypisanymozdobnie imieniem: JULBY.Nie było drugiej dla Jarva.Podobnie kilka miesięcy pooficjalnej śmierci Sedge a nikt nie wymawiał jego imienia w obecności Partridge a.JakbySedge nigdy nie istniał.Wchodząc do kuchni, Partridge wpadł na panią Hollenback ubraną w biały fartuch zwyhaftowanym tuż nad piersiami Dzieciątkiem Jezus w żłóbku.Ona także, podobnie jak mąż,wyglądała mizerniej i starzej, ale nadal emanowała żywą, radosną energią.Ręce miała białeod mąki, więc uściskała Partridge a, w gruncie rzeczy go nie dotykając.- Partridge! Jak miło cię znowu widzieć.Nie mówiłeś, że masz taką pięknąprzyjaciółkę!Gdy pani Hollenback się cofnęła, zobaczył Iralenę.Za jej krzesłem stał strażnik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]