[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Furman patrzył na Wokulskiego zdziwiony. Będzie tam mieszkać młoda szwaczka mówił dalej Wokulski.Niech stołuje się u was, niech jej twoja żona pierze bieliznę.Niechzobaczy czego jej brak? Na sprzęty i na bieliznę ja dam pieniędzy.Potem będziecie uważali, czy nie sprowadza kogo do domu. O ni! zawołał z ożywieniem furman. Ile razy będzie wielmoż-nemu panu potrzebna, ja ją sam zawiodę; ale żeby kto zaś z miasta toNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG276ni!.Z takiego interesu wielmożny pan mógłby się tylko nabawić nie-szczęścia. Głupiś, mój Wysocki.Ja jej widywać nie potrzebuję.Byle byłaporządna w domu, schludna, pracowita, to niech sobie chodzi, gdziechce.Tylko niech do niej nie chodzą.Więc rozumiesz: trzeba w pokojuodświeżyć ściany, umyć podłogę, kupić sprzęty tanie, ale nowe i dobre,znasz się na tym?. I jak jeszcze.Ilem się w życiu mebli nawoził. Dobrze.A twoja żona niech zobaczy, co jej potrzeba z bielizny iodzienia, i da mi znać. Rozumiem wszystko, wielmożny panie odparł Wysocki, znowucałując go w rękę. Ale.A cóż z twoim bratem?. Niezgorzej, wielmożny panie.Siedzi, dziękować Bogu i wiel-możnemu panu, w Skierniewicach, ma grunt, najął parobka i tera z nie-go wielki pan.Za parę lat jeszcze ziemi dokupi, bo stołuje się u niegojeden dróżnik i stróż, i dwa smarowniki.Nawet mu tera kolej pensjidodała.Wokulski pożegnał furmana i zaczął się ubierać. Chciałbym prze-spać ten czas, dopóki znowu jej nie zobaczę myślał Wokulski.Do sklepu nie chciało mu się iść.Wziął jakąś książkę i czytał po-stanawiając sobie między pierwszą i drugą wybrać się do barona Krze-szowskiego.O jedenastej w przedpokoju rozległ się dzwonek i trzask otwiera-nych drzwi.Wszedł służący. Jakaś panna czeka. Proś do sali rzekł Wokulski.W sali zaszeleściła kobieca suknia.Wokulski, stanąwszy na progu,zobaczył swoją magdalenkę.Zdumiały go nadzwyczajne zmiany wniej.Dziewczyna była czarno ubrana, miała bladawą, ale zdrową cerę inieśmiałe spojrzenie.Spostrzegłszy Wokulskiego zarumieniła się i za-częła drżeć. Niech pani siądzie, panno Mario odezwał się wskazu-jąc jej krzesło.Usiadła na brzegu aksamitnego sprzętu, jeszcze mocniej zawsty-dzona.Powieki szybko zamykały się jej i otwierały; patrzyła w ziemię,a na rzęsach jej błysnęły krople łez.Inaczej wyglądała przed dwomamiesiącami. Więc już pani umie krawieczyznę, panno Mario? Tak.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG277 I gdzież pani ma zamiar umieścić się? Może by do jakiego magazynu albo w służbę.do Rosji. Dlaczegóż tam? Tam podobno łatwiej dostać robotę, a tu.któż mnie przyjmie? szepnęła. A gdyby tu jaki skład brał u pani bieliznę, czy nie opłaciłoby sięzostać? O tak.Ale tu trzeba mieć własną maszynę i mieszkanie; iwszystko.Kto tego nie ma, musi iść w służbę.Nawet głos jej się zmienił.Wokulski pilnie przypatrywał się jej, na-reszcie rzekł: Zostanie pani tymczasem w Warszawie.Mieszkać będzie pani naTamce, przy rodzinie furmana Wysockiego.To bardzo dobrzy ludzie.Pokój będzie pani miała osobny, stołować się będzie pani u nich, a ma-szyna i wszystko, co się okaże potrzebnym do szycia bielizny, znajdziesię także.Rekomendacje do składu bielizny dam pani, a po paru mie-siącach zobaczymy, czy utrzyma się pani z tej roboty. Oto adres Wy-sockich.Proszę tam zaraz pójść, kupić z Wysocką sprzęty, dopilnować,ażeby uporządkowali pokój.Maszynę przyślę pani jutro.A oto pie-niądze na zagospodarowanie się.Pożyczam je; zwróci mi je pani rata-mi, jak już zacznie iść robota.Podał jej kilkadziesiąt rubli zawiniętych w kartkę do Wysockiego.A kiedy ona wahała się, czy ma brać, wcisnął jej zwitek w rękę i rzekł: Proszę, bardzo proszę natychmiast iść do Wysockich.Za parę dnion przyniesie pani list do składu bielizny.W nagłym wypadku proszęodwołać się do mnie.%7łegnam panią.Ukłonił się i cofnął do swego gabinetu.Dziewczyna chwilę jeszcze postała na środku sali; potem otarła łzyi wyszła pełna jakiegoś uroczystego zdziwienia. Zobaczymy, jak powiedzie się jej w nowych warunkach rzekłdo siebie Wokulski i znowu zasiadł do czytania.O pierwszej w południe udał się Wokulski do barona Krzeszow-skiego, po drodze wyrzucając sobie, że tak pózno składa wizytę swo-jemu eks-przeciwnikowi. Mniejsza o to pocieszał się. Nie mogłem go przecie nachodzić,kiedy był chory.A bilet posłałem.Zbliżywszy się do domu, w którym lokował się baron, Wokulskimimochodem zauważył, że ściany kamienicy mają tak niezdrową bar-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG278wę zielonawą, jak Maruszewicz żółtawą, i że rolety w mieszkaniuKrzeszowskiego są podniesione: Widać już zdrów myślał. Nie wypada jednak od razu pytać ojego długi.Zrobię to za drugą lub trzecią wizytą; potem, spłacę li-chwiarzy i biedny baron odetchnie.Nie mogę być obojętnym dla czło-wieka, który przeprosił pannę Izabelę.Wszedł na piętro i zadzwonił.W mieszkaniu słychać było kroki, alenie śpieszono się z otwieraniem.Zadzwonił drugi raz.Chodzenie, anawet przesuwanie sprzętów odbywało się w dalszym ciągu zadrzwiami, ale znów nie otwierano.Zniecierpliwiony, szarpnął dzwonektak gwałtownie, że o mało go nie urwał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]