[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Z Gavinem i papieskim wysłannikiem jednej nocy? Maeniel spojrzałpytająco na Matronę.- Gdzie\ tam! Matrona nadal zajęta była wydzieraniem srebrnegopucharu z dłoni Hareka.- Wlazł na nią, bo szukał ciepłego i wygodnego miejsca dospania.Nawet mnie spytał, czy mo\e.Pozwoliłam.- Przecie\ ze łba mu się ju\ kurzyło, \e hej.Matronie udało się wreszcie odzyskać puchar i ruszyła do drzwi, \ebyumieścić go pod kluczem z resztą srebrnej zastawy.- Wiem - rzuciła przez ramię.- Dlatego mu pozwoliłam.Biedny Gavin.No, ale biedny, nie biedny, muszą dzisiaj ruszać, a Gavinpozostawiony samemu sobie chrapałby do wieczoru.Maeniel chwycił go za kostki ibezceremonialnie wywlókł spod stołu.- Ooooo! Zwita! - zaryczał Gavin, wlazł na czworakach z powrotem podstół i próbował zwalić się znowu na Sylwię.Maeniel mu się nie dziwił.Dziewczyna była pulchna, rozło\ysta jak ło\e i zpewnością wygodnie się na niej polegiwało.Jednak Sylwia ju\ się budziła i niechciała słu\yć Gavinovi za posłanie.Wyr\nęła go pięścią w podbródek.Gavin stoczył się z niej z jękiem i legł bokiem na lodowato zimnej, kamiennejposadzce.Chłód szybko przeniknął przez odzienie do ciała.Gavin zwinął się wkłębek niczym zraniona gąsienica i zakwilił cichutko.Maeniel chwycił go za kostki i ponownie wyciągnął spod stołu.- Bo\e! - pisnął Gavin, chwytając się za głowę.- Mam cię wrzucić do fontanny? - zapytał Maeniel.- 146 -Borchardt Alice - Srebrna wilczyca - http://chomikuj.pl/tigrisekFontanna na dziedzińcu zasilana była wodą z topniejących lodowców, któreprzykrywały szczyty nad przełęczą.Nawet w najcieplejsze dni woda w niej byłalodowato zimna.Gavin wzdrygnął się gwałtownie i natychmiast otrzezwiał.- Ju\ nie śpię, Maenielu.- To dobrze.- Maeniel puścił jego nogi.Gavin podzwignął się z trudem.Był blady i mru\ył oczy pora\one blaskiemdnia.- Jedziemy do Rzymu - powiedział Maeniel.- Ruszamy dzisiaj.- O nie - jęknął Gavin.- Mówiłem ci, \e z nią musi być coś nie tak, cośbardzo, ale to bardzo nie tak.I szydło wychodzi pomału z wora.Czytałeś list.Jejkrewni to takie wredne łotry, \e nawet sam papie\ się zgorszył.A trudno go chybazgorszyć, skoro \yje tyle czasu między tymi rozpustnymi, zdeprawowanymiRzymianami!Maeniel potoczył wzrokiem po sali.Sylwia sapała, parskała i przewracała siępod stołem.- Rzymianie rozpustnikami, powiadasz - mruknął, spoglądając naGavina. To czym my jesteśmy?Gavin ruszył na chwiejnych nogach wzdłu\ stołu, szukając jakiegoś dzbana,w którym zostałoby trochę piwa albo wina.W końcu znalazł taki.Uniósł go do ust.Grdyka chodziła mu to w górę, to w dół przez dobrą minutę.- Szlachetnymi, czystego serca, cnotliwymi barbarzyńcami - powiedział,odstawiając dzban na stół.- Wiem, bo powiedział mi to papieski wysłannik.Takwyraził się o nas podobno pewien mędrzec imieniem Tacyt.Matrona wzięła się pod boki i ryknęła:- Tylkoś wtedy cnotliwy, Gavinie, kiedy dziewkę gonisz, a złapać jej niemo\esz.Widziałam kupy gnoju czystsze od twojego serca, a co do szlacheckości,toś pewnie bękart dójki, co nie dość szybka była w nogach.- Chwali mu się - wtrącił się Gorgo - \e poszedł po rozum do głowy i nienapomknął o cnocie trzezwości.Twarz Gavina przybrała niezdrowy, nie występujący w przyrodzie odcieńzielonkawej purpury.- Mój ojciec - wykrztusił zduszonym tonem -jest.Matrona podwijała ju\ rękawy.- 147 -Borchardt Alice - Srebrna wilczyca - http://chomikuj.pl/tigrisek- Słyszysz, Gorgo? - warknęła.- On znowu o tym swoim ojcu.Dofontanny z nim!Gavin cofnął się i schował za Maeniela.Maeniel dopiero teraz zauwa\ył, \eGavin ma podbite oko i rozciętą wargę.- Kto śmiał poturbować mojego kapitana? - zapytał na poły \artobliwie.-Ty, Matrono?Matrona zachichotała złośliwie.- Nie, tym razem to nie ja.Odezwał się milczący dotąd Józef, potę\ny drab o lubie\nej gębie isumiastych wąsach.- Pomylił mnie z Matrona.- Nieprawda - dobiegło zza pleców Maeniela pełne urazy zaprzeczenie.- Pomyliłeś upierał się Józef, potrząsając głową. No i z obawy, \epomylisz z nią jeszcze kogoś mniej wyrozumiałego, uło\yłem cię do snu.Gavin zatoczył się, wymrukując coś pod nosem o braku szacunku ifałszywych przyjaciołach.- Gorgo, Józefie powiedział Maeniel - przynieście nasz skarbiec.Ludzie śpiący wokół stołu budzili się pomału i czym prędzej przystępowali doszukania odtrutki na swe dolegliwości.Gorgo z Józefem wrócili, taszcząc wielkąskrzynię.- Cię\kie stęknął Józef.- Wysypcie to rzucił Maeniel.Wysypali.Na posadzce wyrosła góra złota i srebra.Były tam antycznesrebrne i złote monety, bi\uteria wysadzana szlachetnymi i półszlachetnymikamieniami, zdarzał się piękny wyrób ze szkła, zdobne sztućce, kielichy, talerze imisy.Matrona przyniosła dwie pary skórzanych juków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]