[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedział o tym a\ za do-brze ze swoich wcześniejszych \yciowych doświadczeń.- Dobrze, ale wpadnę do klubu na krótko.Dziś po południu mamspotkanie z doradcą prawnym.- Ach, rozumiem, nowy tytuł.- Freddy pokiwał głową.- Nudy napudy, ale w sumie wyjdzie ci to na dobre, prawda?- Mam nadzieję - odparł Gabriel - poczekaj, niech się tylko ubiorę.-Sięgnął po dopasowane pospiesznie ubranie.- Niezłe, zwa\ywszy na okoliczności - uznał Freddy, patrząc kry-tycznie na granatowy surdut o prostym kroju.- Nie jest mo\e najlepszym82przykładem zwykłych standardów Westona, ale w twojej sytuacji.- Mi-mowolnie pogładził nieskazitelne wyłogi własnego surduta.Freddy za-wsze był schludnym, a nawet wymuskanym chłopcem, co jeszcze bar-dziej prowokowało kolegów do znęcania się nad nim.Sądząc jednak poubraniu, które nosił, wyrósł na mę\czyznę o znakomitym guście, pomy-ślał Gabriel, tłumiąc uśmiech.- Brakowało mi ciebie, chłopie, przez te wszystkie lata, które spędzi-łeś za granicą.Najgorzej, kiedy człowiek musi się obywać bez przyzwo-itego, angielskiego krawca.- Freddy poklepał go po ramieniu i pocią-gnął ku wyjściu.- No, ale wreszcie wróciłeś, a Weston szybko się tobązajmie.Pozwól, niech ci doradzę najlepszego szewca, a co do koszul.Tym razem Gabriel nie wytrzymał i roześmiał się, idąc ramię w ramięze starym druhem.7Gabriel zdą\ył wrócić do rezydencji Psyche na zapowiedzianą lekką ko-lację.Jowers, którego spotkał w drzwiach, skinął głową z uznaniem nawidok nowego surduta i spodni.Gabriel oddał mu kapelusz, rękawiczki igustowną nową laskę, którą właśnie nabył - wieści o jego zaręczynach zzamo\ną panną Hill miały zadziwiającą moc zapewniania mu nieogra-niczonego kredytu, co z rozbawieniem odkrył - i dostrzegł, \e kamerdy-ner patrzy na niego z wyrazną sympatią.- Czy przyniesiono mój strój wieczorowy, nowe koszule i halsztuk?- Tak, milordzie, są ju\ w pańskim pokoju - zapewnił go Jowers.-Zdą\y się pan jeszcze przebrać przed kolacją.Panie siedzą w salonie przysherry.Gabriel udał się do swojej sypialni; tam czekał ju\ na niego lokaj i ka-merdyner w jednej osobie, czyli Brickson, \eby mu pomóc w zmianieodzienia.Gabriel wło\ył własny strój wieczorowy - krawiec nie mógł wkońcu zdziałać cudów, ale zamówiono ju\ i tak nowy, a prócz tegodomowe ubranie dzienne, strój do konnej jazdy, ubiór wyjściowy, ko-szule, a nawet bieliznę i nocne koszule.Potem wziął od Bricksona czystyhalsztuk i zawiązał go z niedbałą gracją na własny sposób.We wczesnej83młodości miał aspiracje do stania się dandysem - imponowali mu owid\entelmeni, przesadnie dbający o swój wygląd i przestrzeganie form to-warzyskich.Teraz, wspominając te lata, śmiał się z własnej głupoty.Mo\ewłaśnie dlatego tak się zaprzyjaznił, jako chłopiec, z Freddym? Obydwucechowały młodzieńcza pró\ność i wysokie aspiracje.Gabriel a\ skulił się ze śmiechu, kiedy wspomniał, jakimi eleganci-kami byli wtedy on i Freddy.Zwracali uwagę na najdrobniejsze nawetzagniecenie suto marszczonych koszul, nosili jaskrawe kamizelki i gro-teskowo wysokie kołnierzyki.Zrezygnowali z takich kołnierzy dopierowtedy, gdy ostry, wykrochmalony róg jednego z nich zranił w oko bied-nego Freddy'ego i spowodował infekcję.Gabriel pokiwał głową.Jakmogło mu się wydawać, \e te \ałosne łaszki dodają im męskiego uroku?Gdyby Sylvie nie zabrała się do niego, nie wpoiła mu dobrego gustu i nienauczyła powściągliwości w ubiorze.Jego palce na moment wplątały się w fałdy halsztuka, ale błyskawicz-nie odzyskały zwykłą sprawność.Nie powinien był o niej wcale myśleć,a zwłaszcza nie być za nic wdzięczny.Sylvie to jednak kobieta o licznychtalentach, przyznał w myślach cynicznie.Podporządkowała go sobie zezręcznością, o której wolał zapomnieć.To prosząc, to wymagając, ma-nipulowała nim, ogarniętym młodzieńczą namiętnością, niczym lalkarzmarionetką.Widział w niej uosobienie kobiecego uroku i zakochał się zcałą naiwnością.W zamian zniszczyła mu \ycie.Nie.Zniszczyli się wzajemnie, pomyślał ze wstrętem.Oczywiście skandal, wygnanie, ucieczka i egzystencja wyłączniedzięki własnemu sprytowi nauczyły go, \e w \yciu trzeba podejmowaćdecyzje wa\niejsze ni\ wybór koloru kamizelki lub sposób wiązania kra-wata.Tylko \e - i tu Gabriel spojrzał w lustro na rezultat swoich starań, apotem skinął głową z satysfakcją - nadal lubił być dobrze ubrany.Kiedyskończył, Brickson oczyścił mu szczotką czarny surdut z niewidocznegopyłku i odstąpił o krok, pełen podziwu.Gabriel, rozbawiony dumą lokaja, podziękował mu skinieniem głowy.- Nie musisz na mnie czekać.Po przyjęciu odprowadzę damy dodomu, i znowu wyjdę, \eby.ee.zabawić się gdzieś samemu.Brickson wcale się nie zdziwił.- śyczę panu powodzenia, milordzie, czy to będą kości, czy karty,czy jakaś inna hazardowa gra.84Gabriel uśmiechnął się.- Ale nie damy z półświatka, Brickson, jeśli to masz na myśli.Narzeczony panny Hill byłby szaleńcem, woląc śmieci od szczerego złota.Brickson, zaskoczony, uniósł nieznacznie kąciki ust, lecz szybko jegotwarz przybrała obojętny wyraz - to nale\ało do obowiązków słu\by.Zostawiwszy lokaja samego - teraz sługa mógł się śmiać do woli -Gabriel zszedł na dół.W salonie zastał Psyche z siostrą - przekonał sięju\ wcześniej, ze Circe pozwalano jeść kolację wraz z rodziną, jeśli niebyło gości - a tak\e ciotkę Sophie, która powoli sączyła z kieliszka winow ciemnym kolorze.Gabriel musiał powstrzymać uśmiech.Ciotka nielubiła kiepskich trunków!- Dobry wieczór paniom.- Ukłonił się najpierw ciotce jako seniorcerodu, następnie Psyche, a na końcu Circe.I ju\ się odwracał, by sięgnąćpo karafkę z whisky, gdy nagle dotarło do niego, jak niebywale, jakwręczzjawiskowo wygląda Psyche.Cofnął się bezwiednie o krok, nie mogąc oderwać od niej oczu.Nieobchodziło go, \e ciotka Sophie parsknęła śmiechem, a Circe wytrzesz-czyła oczy ze zdumienia.Widział jedynie anielską piękność, stojącąprzed nim.Psyche, w srebrnoniebieskiej sukni, roztaczała blask.Nie, pomyślał, szukając właściwego słowa.Lśniła i migotała.Jasnozłote włosy piętrzyły się bujną masą loków na czubku głowy.Jedwab opinał kształtne piersi i smukłe ramiona, a potem spływał po krą-głych biodrach i długich nogach.Brylanty błyszczały w uszach, na szyi iwe włosach.Białe rękawiczki kryły ręce a\ ponad łokcie, a brylantowebransolety otaczały delikatne nadgarstki.Nigdy nie widział równie zmy-słowej piękności w tak anielskiej oprawie.Nie, anielskość nie była właściwym słowem.Anioł nie odpowiedziałbyaa jawny zachwyt tak chłodnym, nieufnym spojrzeniem i sztywną, niepo-ruszoną postawą.Jego Psyche była zbyt dumna, ale te\ zbyt wieleskrywała namiętności pod konwencjonalną maską ogłady, by ją nazywaćaniołem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]