[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najwyrazniejdokonał tego, przesuwając wejście do wrót, choć Danny nie pojmował, jakmożna coś takiego zrobić, zwłaszcza jeśli naprawdę nałożył jeden ichkoniec na środek Słońca.Wystarczy.Danny przeczytał, co miał przeczytać.Zapamiętał to.Wiedział wszystko, co trzeba.Sięgnął na dno kosza na śmieci i wyciągnął swój plecak.Narzucił gona ramię, wziął księgę i zrobił wrota z powrotem do pokoju, w którymbibliotekarka pokazała mu runy.Słyszał ją na korytarzu, wzywającąochronę.Biedna, naiwna suszłaczka.Czy ona myślała, że ma tu cokolwiekdo powiedzenia?Odłożył księgę na miejsce i otworzył ją na stronie z pierwsząruniczną inskrypcją.Kusiło go, żeby zostać dość długo, by uśmiechnąć siędo tej kobiety, kiedy wróci, ale nie, naprawdę starczy już popisów.Prawdęmówiąc, trochę, ba, więcej niż trochę wstydził się za siebie; ona okazałamu zaufanie i życzliwość, a on w zamian najpierw przechwalał się swojąwiedzą, a potem zrobił coś niezaprzeczalnie magicznego.Jednocześnie wciąż był rozemocjonowany, bo dowiódł przy świadku,że on też jest magiem z rodziny Northów, i to nie byle jakim.Magiemniebezpiecznym tak niebezpiecznym, że powinno się go zabići pochować na Hammernip Hill.Jeszcze raz skorzystał z wrót prowadzących do łazienki, a potemnatychmiast przeniósł się następnymi na zewnątrz, w miejsce, z któregodostał się do biblioteki.Stał tam szeroko uśmiechnięty Eric. Długo mi kazałeś czekać na zimnie, młody powiedział. Terazbędziesz mi musiał to i owo wytłumaczyć. 7DOM STONE ADanny chciał zrobić wrota i uciec.Albo wrócić wrotamido biblioteki.Jednak przypomniał sobie, że Eric jest użyteczny.A chwilę pózniej,że przecież miał nie myśleć o suszłakach tak jak reszta rodziny dzielącich na dwie kategorie użyteczni i zbyteczni.Nie, jeśli Danny miałnauczyć się być człowiekiem, a nie jakimś żałosnym, niedorobionym,niespełnionym bogiem, będzie musiał znalezć dla Erica inne określenie.Może przyjaciel. Co widziałeś? zapytał. Ważne, czego nie widziałem powiedział Eric. To znaczy? Ciebie. Eric uśmiechnął się szeroko. Niezła sztuczka, ot takstać się niewidzialnym. To zrobiłem? To widziałem odparł Eric. No wez, mnie możesz powiedzieć.Trzymałeś to w tajemnicy przez całą drogę z Lexington do Waszyngtonu,jesteś mi to winien.Zdenerwował tym Danny ego. Myślę, że z grubsza jesteśmy kwita.%7łebrząc ze mną, zarobiłeświęcej, niż zwykle zarabiasz sam.I zabrałeś wszystkie pieniądze. Dzieliłem się z tobą jedzeniem. Na które zapracowałem.Nikt nikomu nie jest nic winien. Nie byłbym tego taki pewny.Na przykład& a gdybym takpowiedział o tobie glinom? Czy my mamy pięć lat? spytał Danny. Rób, co każę, bonaskarżę mamie ? Myślę, że pewne agencje rządowe chętnie by cię zbadały.A zatem Eric wcale nie był przyjacielem.Chociaż& przez całe życiekombinował, we wszystkim szukał korzyści dla siebie.Wystarczy mupokazać, jak małą ma nad Dannym władzę, a zaraz na powrót zmieni sięw pomocnego starszego brata. E tam, nie zrobisz tego zbył go Danny. Tak sądzisz? Po pierwsze, kto ci uwierzy, kiedy zaczniesz opowiadaćo chłopaku, którego poznałeś w Lexington? Co o mnie powiesz? %7łe potrafisz stać się niewidzialny. Jasne, zawsze chętnie słuchają opowieści nastoletnich żebrakówo niewidzialnych dzieciach.Mają cały wydział agentów, którzysprawdzają takie zgłoszenia. No dobrze. Eric machnął ręką. Poza tym gdybyś pomyślał o tym jakieś trzy sekundy, znalazłbyświelki słaby punkt pomysłu oddania mnie w ręce rządu. To znaczy? Trzy sekundy. Nie pogrywaj ze mną, młody.Danny policzył na palcach do trzech. No dobrze powiedział Eric znowu. Po prostu stałbyś sięniewidzialny i nie mogliby cię złapać.Ale co by było, gdyby dorwali cięz zaskoczenia i założyli ci kajdanki? Co ci po niewidzialności, kiedy jesteśskuty? I to jest trzecia sprawa.Nigdy, ani przez sekundę, nie byłemniewidzialny. Wiem, co widziałem. Nie widziałeś niewidzialnego dziecka zapewnił Danny.Eric już miał mu się odciąć, kiedy Danny podniósł trzy palce i znówzaczął odliczać. Jeśli nie byłeś niewidzialny, to jaki? spytał Eric. Nie jaki, tylko gdzie. Aha, nie byłeś obecny, ale niewidzialny, tylko widzialny, alenieobecny. I nawet gdybym ci to powiedział, uwierzyłbyś mi? A co by było,gdyby usłyszeli to inni? Zawsze ktoś był w pobliżu. Czyli skoro możesz się w każdej chwili ulotnić, czemu nieuciekłeś, kiedy cię tutaj nakryłem? Myślałem o tym przyznał Danny. Ale stwierdziłem, że choć typorzuciłeś mnie tylko dlatego, że chciałem zwiedzić Mall, ja nie jestemtypem człowieka, który porzuca przyjaciela.Eric przewrócił oczami, po czym zamknął je, skinął głowąi wyciągnął rękę. No dobra, stary.Jesteśmy przyjaciółmi. Cóż, ja wiem, że jestem dobrym przyjacielem.Za to ty dopiero cogroziłeś, że oddasz mnie w ręce gliniarzy albo rządu.Skąd mam wiedzieć,czy mogę na tobie polegać? Po pierwsze, w ogóle nie musiałem zabrać cię z sobą.Niemusiałem też łazić za tobą po Mall, od Lincolna przez Waszyngtonapo Kapitol. Dlaczego po prostu nie poszedłeś ze mną, zamiast mnie śledzić? spytał Danny. Możemy zostawić ten temat? Martwiłem się o ciebie. Uhm, tak myślałem. Co myślałeś? %7łe ci na mnie zależy. Dosyć już, bo się porzygam. Czyli więcej nie będziesz mną dyrygował? spytał Danny. Pewnie będę powiedział Eric. Tylko że nic z tego nie wyjdzie. I obyś o tym pamiętał. O wszystkim decydujemy wspólnie. Zgoda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]