[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzień był dość mglisty i miastookrywał rzadki opar.Było ciepło, tak więc po przejściu High Street Peggy zatrzymałasię i ściągnęła płaszcz przeciwdeszczowy.Chętnie napiłaby się kawy, lecz czekało jąpoważne zadanie, a chciała przed wieczorem wrócić do Londynu.Jej karta biblioteczna wciąż była ważna, poszła więc prosto do New Bodleian,kwadratowego potworka z żółtego kamienia, zbudowanego w latach trzydziestych narogu tuż obok księgarni Blackwell's.Do pierwszej po południu przejrzała pięć roczników Oxford Gazette, OxfordToday i Oxford Magazine, szukając jakichkolwiek odniesień do O'Phelana, lecz jejwyćwiczone oko niczego nie znalazło.Tyle w kwestii publikacji oficjalnych.Wiedziała, że na najciekawsze znaleziskamożna się natknąć w zakamarkach wydawnictw niskonakładowych.Poprosiła więc oarchiwalne egzemplarze Cherwella, gazetki studenckiej, która w trakcie rokuakademickiego ukazywała się co drugi tydzień i ciężko by już było znalezć coś bardziejnieoficjalnego.Nie zajęło jej to wiele czasu.Za dwadzieścia druga na przedostatniejstronie wydania z 4 kwietnia 1991 r.ujrzała wykaz zatytułowany Wykłady.Były tozajęcia nadobowiązkowe, od bardzo wzniosłych (Antonia Fraser mówiąca wSheldonian o Marii Stuart), do niezbyt wzniosłych ( Muzyka punk i ja: osobistahistoria w New College JCR).W połowie listy znajdował się nagłówek wieńczący cotygodniową serięwykładów dawanych w teatrze Old Fire Stadion, pod wspólnym tytułem Rozmowy owalce.Cztery funty od osoby, wino i piwo dostępne po odczycie, wszyscy milewidziani.Wymieniono trzy następne wykłady. Walka górników laburzystowskiegoparlamentarzysty, Seksualność i seksizm byłego wydawcy Spare Rib oraz Tytułzostanie podany Liama O'Phelana, wykładowcy u św.Antoniego i pisarza.Zwietny tytuł, pomyślała kwaśno Peggy, czując, jak radość ze znalezienianazwiska O'Phelana umyka z niej w obliczu Tytułu, który zostanie podany.Zapewnei tak nie miałoby to znaczenia.Zważywszy na jego życiorys, bez wątpienia mówił oParnellu.A jednak drażniło ją to.Nie lubiła białych plam, zwłaszcza w prowadzonychprzez siebie badaniach.Wyjaśniła swój problem asystentce, pomocnej kobiecie w okularach i czarnejkoszulce, wyglądającej na jej rówieśniczkę.- Mówi pani, że sprawdzała w Cherwellu.A co z Gazette?- Nic tam nie ma.- A Oxford Magazine?- Też nie miałam szczęścia.Młoda kobieta wzruszyła ramionami.- Obawiam się, że nie wiem, co zaproponować.Widzi pani, jeśli to nie byłoficjalny wykład, to nie mam pojęcia, gdzie jeszcze mogłaby pani zajrzeć.Być możewydali plakat, ale my ich nie kolekcjonujemy.Peggy podziękowała kobiecie i wstała do wyjścia.- Oczywiście zawsze jest jeszcze Daily Doings - powiedziała kobieta ponamyśle.- Ale to tak naprawdę nie publikacja.Wątpię, by ktoś trzymał egzemplarzearchiwalne, a już na pewno nie tak dawne.Peggy dobrze to pamiętała: każdego dnia pojawiała się ogromnajednostronicowa płachta, wymieniająca wszystko, co możliwe, od pokojów dowynajęcia po rowery na sprzedaż.Koncerty, występy, wieczorki poetyckie - wszystkiedostawały swoje miejsce na niemal metrowym arkuszu.- Czy oni wciąż mieszczą się na Warnborough Road?- Tak sądzę.To dziwny dom.Było za dwie druga.Peggy stała przed biblioteką, zastanawiając się, czy zrobićsobie przerwę na lunch w King's Arms, czy też wyruszyć w długi i zapewne bezcelowyspacer do północnego Oxfordu.Wygrał obowiązek, czy też ściślej rzecz biorąc, Liz.Przypomniała sobierozmowę telefoniczną z Belfastem. Musimy dowiedzieć się więcej o O'Phelanie.Wszystko może być pomocne , powiedziała Liz.W uszach Peggy wciąż rozbrzmiewałosłowo wszystko , tak więc dwadzieścia minut pózniej, spocona od wiosennego słońcai szybkiego marszu po Woodstock Road, agentka przeszła przez piwniczne drzwiwysokiego wiktoriańskiego domu z żółtej i pomarańczowej cegły.Znalazła się w dużym, niskim pomieszczeniu, pośrodku którego stały dwasosnowe stoły kuchenne pokryte stertami papierów, brudnych filiżanek po kawie isztućców.Stojąca pod przeciwległą ścianą laserowa drukarka wypluwała z siebiestrony, które bez żadnego nadzoru spadały na podłogę.- Jest tu ktoś? - spytała niepewnie Peggy, kiedy zaś nikt nie odpowiadał,zawołała bardziej energicznie.Po chwili otworzyły się drzwi i pojawił się młody mężczyzna, tak wysoki, żeniemal ocierał się głową o sufit.Zerknąwszy na Peggy, rzekł do niej z amerykańskimakcentem:- Nie martw się, masz kupę czasu.Zamykamy numer dopiero o piątej.Peggy wyjaśniła, że nie chce zamieszczać ogłoszenia, po czym opowiedziała,czego szuka.- Hmm - odparł - a jak daleko wstecz szukasz? Jeśli to było zeszłej jesieni, tojest szansa, że gdzieś tutaj pęta się jeszcze jakiś egzemplarz.Peggy przełknęła głośno ślinę.- Tak naprawdę to było piętnaście lat temu.Amerykanin roześmiał się głośno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]