[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gospodarz: I jak się czujesz, Magdaleno?Magdalena: Wspaniale, ludzi bogaci w uczucia dobrowolnie oddają nadmiar miłości, dobroci, radości.Gospodarz: Dałaś dobry przykład, Magdaleno.Magdalena: Już wypełniono pozytywnymi uczuciami trzy wielkie skarbce Banku, od jutra rozpoczynamy przekazywanie tych nadwyżek ludziom pozbawionym uczuć bądź cierpiącym na niedostatek uczuciowy.Gospodarz: I wszyscy obywatele tego miasta będą szczęśliwi w identyczny sposób.Nikt nikomu nie będzie zazdrościł.Magdalena (śmiejąc się): Jakże jestem szczęśliwa.Gospodarz (zaniepokojony): Obawiam się, że jesteś szczęśliwsza ode mnie.Magdalena: Och, bierz, bierz nadmiar mojego szczęścia, bierz, ile tylko dusza zapragnie.Gospodarz: Bez pośrednictwa Banku?Magdalena: Znamy się nie od dzisiaj, bierz, powiadam, starczy dla ciebie, starczy dla innych, tyle we mnie radości, im więcej oddaję, tym więcej przybywa nowej (śmiech).Gospodarz: Lecz ta bezpośrednia, prywatna droga przekazywania nadmiaru pozytywnych uczuć z punktu widzenia społecznego…Magdalena (śmiejąc się): Jutro skoro świt odprowadzisz do banku nadmiar swego altruizmu.Pocałuj mnie.Gospodarz: Ludzie patrzą, Magdaleno.Magdalena: Powinni się nauczyć indywidualnego przekazywania nadmiaru uczuć, manipulacje bankowe odbierają cały urok naszej akcji.Całuj, do licha!(Powrót do hotelowej restauracyjki)Gospodarz: Tak, proszę pana, Magdalena była nieobliczalna.Marnotrawiła kapitał swoich uczuć.Gdy Pada Miejska zwróciła uwagę na ten pożałowania godny fakt, odparła:(w Radzie Miejskiej)Magdalena: Jestem najbogatsza, posiadam niewyczerpane skarby pozytywnych uczuć i mogę nimi rozporządzać według własnej woli i własnymi wypróbowanymi metodami.Przyjrzyjcie się wszakże tym, którzy zdobyli uczucia bez najmniejszego trudu, postępowanie tych ludzi wzbudza grozę.Głosy: Wzbudza grozę, wzbudza grozę!Magdalena: Szafują ofiarowanymi im uczuciami.Głosy: Szafują, szafują!Magdalena: Trwonią najpiękniejsze uczucia.Głosy: Trwonią, trwonią!Magdalena: Źle się gospodarzą uczuciami.Głosy: Źle, bardzo źle!Magdalena: Co łatwo przychodzi, łatwo odchodzi.Głosy; Oj, łatwo, łatwo! Odchodzi, przychodzi, odchodzi.Magdalena: I jak najnowsze badania wykazały, znowu żyją w naszym mieście ludzie pozbawieni jakichkolwiek uczuć.Gospodarz: Mamy natomiast wiele nowobogackich, którzy zbierali skwapliwie uczucia, trwonione przez lekkomyślnych obywateli tego miasta.Magdalena: Zajmijcie się zatem ogólną sytuacją, a mnie pozostawcie w spokoju.Gospodarz: Co proponujesz, Magdaleno?Magdalena: Trzeba ludzi nauczyć oszczędności, zaoszczędzone uczucia należy lokować w banku i w miarę potrzeby wspomagać biedaków uczuciowych, ratować nędzarzy.Gospodarz: Nasze miasto odwiedzają tysiące turystów.Magdalena: A najchętniej przyjeżdżają tutaj młode pary małżeńskie.Za pobyt w naszym mieście niech płacą nadmiarem uczuć.Głosy: Niech płacą, niech płacą, niech płacą!(Restauracja hotelowa)Gospodarz: Dlaczego pan milczy, miły gościu?Gość: Bo nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.Zabawia mnie pan w nieco dziwny sposób.Bank Uczuć, Magdalena Assurdo.Czy zdołaliście rozdzielić wszystkie pozytywne uczucia?Gospodarz: Staramy się, staramy, szanowny panie.Gość: Doskwierają wam kłopoty.Gospodarz: Tych nigdy nie brakuje.Obecnie toczymy walkę z pokątnymi handlarzami, którzy po cenach czarnorynkowych sprzedają pozytywne uczucia.Gość: Spekulują uczuciami?Gospodarz: Spekulują, grają na uczuciach, manipulują uczuciami.Gość: Fantastyczne! Pójdę już chyba do swojego pokoju.Dzięki za smaczną kolację, świetnie bawicie gości w tym mieście.(Pokój w hotelu „Affascinate”)Gość: Co za noc, co za noc, upalna lipcowa noc, nie mogę zasnąć, figlarz z tego właściciela hotelu, interesujące, czy doliczy tę opowieść o Banku Uczuć do rachunku, Boże, jaki jestem zmęczony, okno szeroko otwarte, a nie ma czym oddychać (dalekie dźwięki dzwonu).Północ… Skarbiec z uczuciami… he, he! Cóż to, słyszę jakieś głosy (nadsłuchując podchodzi do okna).Gł.I Męski: Pojutrze opróżnimy skarbiec.Gł.II Męski: Ciszej!Gł.I: Wszyscy śpią, nie bój się.Gł.II: A nasz sąsiad?Gł.I: Ten podróżnik? Śpi jak suseł, słyszałem trzeszczenie łóżka, położył się przed godziną.(Gość widzi dwóch mężczyzn przez otwarte okno)Gł.II: Więc pojutrze otwieramy skarbiec?Gł.I: Wynająłem domek przylegający do zachodniej ściany banku.Są tam piwnice, przez otwór w murze przedostaniemy się do podziemi banku, a stamtąd dwa kroki do skarbca.Gł.II: Urządzenia alarmowe?Gł.I: Wyobraź sobie, nie ma żadnych.Gł.II: Może to pułapka?Gł.I: Nie, sprawdzałem.Mieszkańcy TEGO MIASTA to dziwni ludzie, naiwni, łatwowierni, dobroduszni, wszystkim ufają, ba, wszystkich kochają i szanują.Gł.II: Na przykład mnie i ciebie.Gł.I: Ciebie i mnie, każdego.Rozmawiałem z woźnym banku, a gdy zapytałem, dlaczego nie ma w gmachu krat, fotokomórek – odparł: „Nie zamierzamy siebie okradać”.No a goście? – zapytałem.„Miasto otacza turystów troskliwą opieką – rzekł woźny – chętnie przyjeżdżają do nas zakochani, wzbogacając nasz skarbiec nadmiarem swoich uczuć.Nikt nie myśli o zmniejszeniu bogactw TEGO MIASTA? a przeciwnie”.Woźny mówił prawdę.Gł.II: A zatem dobrze się obłowimy.Gł.I: Przygotowałem ciężarowy samochód, władujemy na niego skrzynie ze skarbami.Gł.II: Dużo tego?Gł.I: Dziesięć skrzyń wypełnionych po brzegi.Gł.II: Co to znaczy, że ludzie wzbogacają skarbiec nadmiarem swoich uczuć?Gł.I: To proste, zakochani dają zapewne różne ofiary, złoto, srebro, klejnoty.Spędzili tu miodowe miesiące, są szczęśliwi i nagradzają gościnnych gospodarzy.To zresztą bogate miasto.Słyszałem, że świetnie rozwija się handel, przemyt.Gł.II: Co przemycają, czym handlują?Gł.I: Mówi się o bezcennych skarbach.Gł.II: Co uczynimy po opróżnieniu banku?Gł.I: Popędzimy ku granicy.Gł.II: Daleko ta granica?Gł.I: Bliziuteńko, czternaście kilometrów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]