[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.TL R– A ja przypominam – przerwała mu gniewnie Julie –że nas zlekceważyliście, kiedy do was zadzwoniliśmy.– Zaczekajcie na miejscowych – włączyła się Kimball.–wysłali tam radiowóz.Szeryf też już wie.– Mogą przyjechać za późno, a my jesteśmy prawie na miejscu.– Julie trzasnęła klapką komórki.W świetle lampy na ganku małego domu widzieli już Dodge'a.Detektyw naparł ramieniem na drzwi i wprawnie je wyważył.Derek gwałtownie zahamował.Otworzyli drzwi auta i omal z niego nie wypadli.Wbiegli na ganek.Na progu wyrósł Dodge.440– Nie ma jej.– Ślady przemocy?– Brak.Na ganku od podwórza jeden kieliszek wina.– Jej samochód jest – powiedziała Ariel.– Ona musi tu być.–Odepchnęła ich na bok i wbiegła do domu, rozpaczliwie wykrzykując jej imię.– Nie chciałem jej straszyć, żeby nie spanikowała – szepnął Dodge –ale nie tylko ja wypytywałem o nią w barze.– Creighton?– Kierownik mówi, że dzwonił do niego ktoś z wydziału języków obcych.Chciał potwierdzić adres domowy tej Savannah.Facet już wie, że to była podpucha, ale wtedy nie wiedział.Ariel wbiegła do saloniku zdyszana i bliska histerii.– Nie ma jej.Gdzie ona jest? Co on jej zrobił? Julie położyła jej ręce na ramionach.– Mówiłaś, że za domem jest las?– Cholera!TL RSanford pokonał zakręt na dwóch kołach.– Co?– Nasi są już na miejscu.– I co? Pusto?– Pełno.Samochód Carol Mahoney dwa inne.– SUV?– Nie.Wóz Mitchella i jego kumpla, sprawdzili już rejestrację.Ale w zaroślach półtora kilometra dalej znaleziono porzuconego SUV–a.441Sanford zaklął, zaklęła i Kimball.Źle to rozegrali, od samego początku.Wiedzieli, że jeśli Wheeler zabije Carol Mahoney, część winy spadnie na nich.– Dobrze chociaż, że nasi tam są i Mitchell i Rutledge nie wezmą prawa w swoje ręce.– Powiedziałam, że są tylko samochody.Ich nie ma.– Co takiego?– Dom jest pusty.– Cholera jasna, to gdzie oni są?Pędzili przez łąkę między domem i lasem.Derek cieszył się, że jest jasno – świecił księżyc – ale biegli po wertepach, a on był w zwykłych butach.Dobrze przynajmniej, że nie stracił formy.Dodge z trudem dotrzymywał mu kroku, lecz kobiety, które pobiegły za nimi, chociaż kazali im zaczekać w domu, zostały w tyle.Niedaleko, ale w tyle.– Masz broń? – krzyknął Dodge.– Nie.– Zły nawyk, mecenasie.Spluwę zawsze trzeba mieć pod ręką.TL RDerek zerknął przez ramię i zobaczył, że Dodge wyjmuje pistolet z kabury pod pachą.Miał pozwolenie na noszenie ukrytej broni.– Jak go dopadniesz – wysapał – co zrobisz bez gnata?Derek wpadł między drzewa, ale nie zwolnił.Na oślep zanurzył się w las.Creighton zacytował Julię Roberts – z Pretty Woman – sekundę przed tym, jak zarzucił krawat na głowę Carol i zacisnął go na szyi.Zaszokowana dziewczyna cicho jęknęła, ale jęk szybko przeszedł w zdławiony charkot.Ugięły się pod nią nogi, ręce powędrowały do gardła.442Creighton zacisnął krawat jeszcze mocniej, skręcając go, jakby wyżymał zeń wodę.Dziewczyna szarpała się jak dzikie zwierzę.Ryła ziemię bosymi piętami, próbowała zerwać krawat z szyi, potem sięgnęła za głowę, chcąc podrapać mu ręce i twarz.Ale on był na to przygotowany.Chwycił ją z tyłu za włosy i pchnął na drzewo.Uderzyła twarzą w pień i ręce zwisły jej bezwładnie po bokach.Ale nie, nie chciał jej tak zabijać.Tak byłoby za szybko.Jeszcze mocniej zacisnął krawat, z nadzieją że sprowokuje ją do jakiejś reakcji.WeFrenzy morderca widział twarz ofiary.Dusząc ją krawatem, widział jej oczy.Creighton bardzo by tego chciał, ale okoliczności były inne.No i jej nie gwałcił.Pragnąłby dokładnie odtworzyć tę scenę, ale nie sprzyjał mu czas ani miejsce.Chciałby również, żeby dziewczyna krzyczała.Tak jak Sarah Walker i Allison Perry kiedy wdzierał się w ich dziewicze ciała.Tak jak krzyczałJerry Bascomb na widok swego odciętego palca w kałuży krwi na podłodze pod prysznicem.Jerry wrzeszczał pewnie bardziej z przerażenia niż z bólu, mimo to bardzo go to podnieciło.TL ROczywiście Carol nie mogła krzyczeć, bo miała ściśnięte gardło, ale chciałby, żeby chociaż zaskomlała.Tak jak ta wdowa na parkingu przed supermarketem.– Carol!Krzyk dochodził z daleka, mimo to Creighton zamarł.On zastygł bez ruchu, a dziewczyna się ocknęła.Jęknęła, przestąpiła z nogi na nogę i znowu spróbowała uciec.– Carol!Ten głos należał do kogoś innego.To była Julie.Julie? Jak, do diabła.443Usłyszał jakiś szelest, odwrócił głowę i przed oczami mignęła mu pięść Mitchella.Cios był tak silny, że Creighton zatoczył się do tyłu i upadł.Krawat wyślizgnął mu się z ręki.Mitchell przygniótł go do ziemi i usiadł mu na piersi.– Ty pierdolony skurwysynu.Grzmotnął go pięścią w szczękę tuż pod uchem i ból ogarnął całą czaszkę.– Derek?Julie? Znowu? Ta baba to czyste utrapienie.Szkoda, że Billy nie zabił i jej.– Tutaj!Głos obydwojga był zniekształcony.Creightonowi coraz trudniej było się skupić.– To za wszystkie dziewczyny i za wszystkich chłopców, których skrzywdziłeś – mówił Mitchell.– A to z pozdrowieniami od Paula Wheelera.Cios za ciosem, cios za ciosem.Creighton zagryzł język, zagrzechotały TL Rmu wybite zęby.– A to za Maggie.Znowu zobaczył pędzącą ku twarzy pięść, ale nie mógł jej zatrzymać.Usłyszał, jak pęka mu kość policzkowa.Ból przyszedł z opóźnieniem, lecz kiedy przyszedł, poczuł się tak, jakby oberwał kafarem, i omal nie stracił przytomności.Zdołał zarejestrować tylko to, że Mitchell kładzie mu rękę na piersi i wstaje.Wstał, ale zaraz potem przeraźliwie krzyknął:– Julie, nie! Nie!444Creighton rozwarł powieki.Stała nad nim z pistoletem w rękach.Mierząc prosto w jego twarz, najbardziej przerażającym głosem, jaki kiedykolwiek słyszał, szepnęła:– „Zrób mi tę radochę".– Masz.– Dodge podał mu woreczek z lodem.– Na rękę.Derek podziękował skinieniem głowy i przyłożył lód do zakrwawionych, mocno spuchniętych palców.Pół godziny przedtem Dodge poszedł zapalić i właśnie wrócił.Oprócz lodu, przyniósł trzy kawy ze Starbucksa.Jeden kubek dał Julie, drugi Derekowi, trzeci zatrzymał dla siebie.Byli w poczekalni oddziału urazowego szpitala w Athens, dokąd oddzielnymi karetkami przewieziono Creightona i Carol.Po korytarzu kręcili się umundurowani policjanci i zastępcy szeryfa, którzy z poważnymi minami pili kawę z automatu i przeszkadzali personelowi.Ich koledzy, ci po cywilnemu, konferowali z Sanfordem i Kimball.Dodge wypił łyk kawy.– Ktoś to już oglądał?TL R– Rękę? – Derek rozprostował i zgiął palce.– Jest OK, kości są całe.– To cud.Dałeś mu taki wycisk, że.– Należało mu się, i to z nawiązką.– Nawiązkę też dostał.– Dodge zerknął na Julie i znacząco uniósłbrwi.– Co ci, do cholery, odbiło? – warknął Derek.– Jak mogłeś dać jej pistolet?445– Wysiadłem, nie mogłem dalej biec.Nie chciałem, żeby łaziła po lesie bez broni.– Uśmiechnął się z podziwem.– Ale nie wiedziałem, że wytnie mu numer z Brudnym Harrym.– Chciałam go tylko nastraszyć – powiedziała cicho Julie.Dając jej rewolwer do obrony, Paul wysłał ją również na kurs, żeby nauczyła się celnie strzelać.Kiedy pociągnęła za spust, Creighton przeraźliwie krzyknął.Kula uderzyła w ziemię tuż obok jego głowy, na tyle blisko, że wiedział już, co jego wuj czuł w ostatnich chwilach życia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]