[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt nie mógł czuć się bezpieczny, ale też chyba nikt się tym nie przejmował w majowy wieczór, ciepły i pachnący wiosną.Ludzie byli zbyt zaprzątnięci własnymi sprawami, własnym rytmem życia.Tylko Ludivine nie myślała o niczym innym, idąc bulwarem Bessières, nieopodal porte de Clichy.Nie była już tak twarda, jak jej się wydawało.Nie tylko rozpłaszczona twarz Diane Codaert przyprawiała ją o dreszcz, było coś gorszego.Od początku tej sprawy narastała w niej wrażliwość.Ludivine miała sposób, by się przed tym chronić – niczego nie odpuszczać, iść do przodu, być w centrum akcji.Aż do wyczerpania sił.Wychodząc ze szpitala, zadzwoniła do koszar, mając nadzieję, że zastanie tam jeszcze kogoś z komórki 666 – Magali, która czasem siedziała do późna, albo Francka.Jednak telefon odebrał Guilhem, a w tle usłyszała metaliczne dźwięki.Korzystał, że jest sam, żeby spokojnie zarchiwizować wszystkie dane na dysku, a robił to przy ulubionej muzyce bębniącej w całym biurze, i przy pizzy pepperoni, którą sobie zamówił – wolał to niż siedzieć w domu i nudzić się przed telewizorem, myśląc o narzeczonej, która kończyła zdjęcia gdzieś daleko.Na prośbę Ludivine przejrzał zeznania w sprawie Ludovica Merciera, zabójcy z restauracji, a potem notatki ludzi z brygady kryminalnej.Chciała się dowiedzieć, kim był, jakim typem człowieka, a przede wszystkim, w jakich szpitalach psychiatrycznych się leczył.Czy miał żonę? Dzieci? Przyjaciół? Kto mógł go znać i naprowadzić ją na jakiś trop? Żeby zrozumieć, kim mogli być ludzie, o których Mercier mówił „my”, zanim wpakował sobie trzydzieści cztery gramy grubego śrutu w twarz.Guilhem sporządził szybki portret zabójcy.Czterdzieści jeden lat, od dwóch lat bezrobotny, żadnego konkretnego wykształcenia, nienotowany do tego tragicznego dnia.Rewizja przeprowadzona w jego mieszkaniu przez brygadę kryminalną DRPJ14 nic nie wniosła.Wiadomo natomiast, że przed czterema laty stracił żonę i córkę w wypadku samochodowym.To był punkt zwrotny.Ludivine wiedziała, że są zdarzenia, które mogą zachwiać psychiką człowieka, zniszczyć jego osobowość, a czasem nawet przemienić owcę w zaślepionego przez nienawiść, okrutnego wilka.Wystarczy dowiedzieć się, co i kiedy zaszło, żeby zrozumieć dalsze losy człowieka.Ludovic Mercier stracił wszystko w jednej chwili.Guilhem ustalił, że Mercier miał siostrę, która mieszkała przy porte de Clichy i mimo późnej pory, Ludivine postanowiła spróbować szczęścia, zwłaszcza że i tak było to o dwa kroki od Bichat.Marguerite Mercier mieszkała w kamienicy, na której fasadzie biały tynk przeplatał się z czerwoną cegłą.Dom stał między les Maréchaux a bulwarem obwodnicy.Ludivine weszła na piąte piętro i zobaczyła proszący się o remont korytarz i brązową, upstrzoną różnokolorowymi drobinkami kamieni posadzkę, która lśniła w sztucznym świetle.Wiedziała z doświadczenia, że kiedy nie miała na sobie granatowego munduru, ludziom trudno było uwierzyć, że jest śledczą w żandarmerii.Niewiele osób wie zresztą o istnieniu wydziałów śledczych, a o tak późnej porze obawiała się przestraszyć panią Mercier.Dlatego dzwoniąc, trzymała już w ręku dobrze widoczną legitymację służbową.Marguerite Mercier była przywiędła, jej twarz zapadła się pod ciężarem namacalnego znużenia.Niewiele starsza od brata, wyglądała na sześćdziesięciolatkę, a blask jej oczu można było porównać do dogasającej świeczki.Ludivine zwróciła się do niej z uśmiechem, który miał być ciepły i życzliwy.– Dochodzi dziesiąta – zauważyła Marguerite.– Czy przynosi mi pani kolejną złą wiadomość?– Nie, pani Mercier, ja…– Panno…– Przepraszam, panno Mercier.Chciałam zadać pani kilka pytań na temat pani brata.Byłam w pobliżu, kiedy dowiedziałam się o pani istnieniu, i pomyślałam, że może uda mi się panią zastać, więc…– Niech się pani nie wysila, mieszkam sama, a w ostatnich czasach cieszy mnie towarzystwo ludzi.Zapraszam.W spojrzeniu Marguerite zaszła zmiana.Płomyk świecy odzyskał odrobinę wigoru.Ludivine weszła do skromnego, zbyt rzadko wietrzonego mieszkania, w którym pełno było porcelanowych bibelotów.Kiedy przestąpiła próg przedpokoju, zrozumiała, że to już nie ozdoby, ale stłoczone szpargały.Jakby ich gromadzenie było patologiczną potrzebą lokatorki.Salon był zastawiony półkami pełnymi małych, białych albo malowanych figurek, przedmiotów i naczyń z porcelany.Były ich setki, jeśli nie tysiące, wychylały się z każdego kąta, od podłogi po sufit.Tylko okna i drzwi kontrastowały z całą resztą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • windykator.keep.pl
  • Strona pocz±tkowa
  • DeMille Nelson John Sutter 02 Adwokat diabła
  • Coulter Catherine Devil's Duology 01 W objęciach diabła
  • Coulter Catherine 01 W objęciach diabła(1)
  • Porucznik Diabła Maria Fagyas
  • Rollins James Kolonia diabła
  • Fagyas Maria Porucznik Diabla
  • Coulter Catherine W objęciach diabła
  • Cleeves Ann Kwartet szetlandzki 1.Czerń kruka
  • Brown Sandra Zasłona dymna
  • Drugie oblicze zdrady Ostrovsky Victor 2
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • helpmilo.pev.pl