[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sąteż inne, zajęte haftem i rozmową.- Cała ta scena sprawiała dziwne wrażenie.Za oknem byłajuż pózna noc, a jednak pokój jarzył się od świec, zupełnie jakby madame bała się ciemności.Wszystkim damom głowy kiwały się ze zmęczenia.Pomarszczone powieki leżącej uniosły sięnagle, w prastarych oczach błysnęła panika.Krzyknęła coś w stronę kobiet, które natychmiastznów podjęły śpiew.Teraz zrozumiałam: wynajęto je po to, by muzyką i gwarem odpędzałyprecz nocne strachy.- Jestem więc kochana - westchnęła madame de Montespan.- Najwyrazniej.- Zatem twój plan się powiedzie.Tak! Nie traćmy czasu! Mademoiselle des Oeillets,niech zajeżdża mój wielki powóz! Ma mi towarzyszyć czterech lokajów, trzech forysiów icała moja konna gwardia.Wszyscy w pełnych liberiach! Szybko! Ty też ubierz się okazale.Jedziemy za miasto, gdzie mam do załatwienia coś bardzo ważnego! Będziesz mitowarzyszyć!Gdyśmy już usadowiły się wszystkie na wygodnych powozowych poduszkach krytychkosztownym aksamitem, spytała mnie z ciekawością:- Skąd wiedziałaś, czego będę chciała? Jak ci się udało tak szybko spełnić meżyczenie?- Czara wyroczni - powiedziałam tajemniczo.- Ona ukazała mi drogę ocalenia dla nasobu.- Skinęła głową.Widać było, że wierzy mi bez zastrzeżeń.Przystanęliśmy na krótko przed moim domem, gdzie natychmiast otoczyła nas chmaramałych chłopców z całej rue Charlot: przybiegli podziwiać wytworny ekwipaż i wspaniałąeskortę w srebrno-błękit-nych liberiach.Forysie odgrodzili gromadkę malców od narowistychkoni, a lokaje wraz z Gilles em wynieśli mój bagaż.Sylvie, taszcząc w jednym ręku jakiśworek, drugą wręczyła mi klatkę z papugą, Mustafa zaś, przyodziany w całą swą turecko-książęcą świetność, zamknął drzwi na klucz.Powóz ruszył.Widać już było mury Paryża, gdymadame na tyle przezwyciężyła swą odrazę do ptaka, że zdecydowała się wykrztusić:- Czy.czy to.stworzenie.umie mówić?- Piekło i potępienie! - oznajmił Lorito.Właśnie podniesiono przed nami barierę ipowóz minął rogatkę.- Dosyć niezwykłe słownictwo - zauważyła La Montespan.Rozsunęła zasłonki, bywpuścić do środka powietrze i światło.Powóz rozkołysał się mocno i zaczął rytmicznieturkotać - konie poszły wyciągniętym kłusem.Byliśmy za miastem.- Czegóż można się spodziewać po ptaku, który tak dobrze znał La Voisin? - rzuciłamniefrasobliwie.Przepełniała mnie radość. On na ciebie czeka! , śpiewało me pijane zeszczęścia serce, a cały umysł żywił się w tej chwili tylko jednym: wspomnieniem ciemnychmęskich oczu.NOTA HISTORYCZNALa Voisin i inne paryskie czarownice są postaciami historycznymi.Informacje o życiui czynach tych kobiet pochodzą z ich własnych zeznań złożonych na torturach w trakciegłośnej podówczas Sprawy trucizn.Protokoły, o których mowa, wywołują licznekontrowersje, a poszczególni historycy do dziś szukają w nich dowodów na poparcie całkiemniekiedy przeciwstawnych tez o przynależności bądz nieprzynależności wybranej postaci doowej przypominającej pajęczą sieć organizacji, opartej na trucicielstwie, spiskowaniu iczarach.Niektórzy autorzy skłonni są w niej widzieć klasyczny sabat czarownic, inni się ztym nie zgadzają.Mnie wydaje się ona czymś pośrednim między korporacjamizrzeszającymi przedstawicieli ówczesnych rzemiosł a jakąś swoistą strukturą skupiającąjednostki działające na zasadzie koncesji - i tak też ją opisałam.Dokumenty obciążające madame de Montespan, a pośrednio i innych członkówarystokracji, przechowywane były w osobnej opieczętowanej szkatułce i zostały spaloneprzez samego króla Ludwika XIV.Mimo to wielka faworyta definitywnie utraciła już wtedywzględy monarchy i zmarła na wygnaniu z dala od dworu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]