[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.* * *Zima dobiegła końca, ale oznaczało to ty lko ty le, że owady zaatakowały z całą mocą.Komaryi meszki dręczy ły ich nieustannie, aż wszy scy stawali się rozdrażnieni i nerwowi.Plotki głosiły, żealianci w Amery ce i Wielkiej Bry tanii planują wielką inwazję i że Niemcy mają jakąś tajnąbroń, z pomocą której mogą zrównać z ziemią Moskwę i Londy n.Nie by ło żadny ch wieści, doobozu docierały jedy nie rozkazy.Raisa by ła coraz bardziej zmęczona. Raisa, wszy stko w porządku?Zaparkowała samolot w hangarze po powrocie z patrolu.Zatoczy ła pętlę, lecąc wzdłuż liniifrontu, szukając oznak szy kującego się ataku albo przesunięć wojsk, ale patrol okazał się całkiemruty nowy, nigdzie nie by ło żadny ch Niemców.Silnik z warczenia przeszedł do mruczenia, ażw końcu zamilkł.Wirnik przestał się obracać już dawno, ale Raisa wciąż siedziała w kokpicie.Nasamą my śl, że miałaby wy jść, zabierając ze sobą ciężki sprzęt, spadochron, dziennik, hełm i całąresztę, opuszczała ją cała energia.Robiła to przez wiele miesięcy, a teraz nie by ła już pewna, czyzostały jej jeszcze siły.Nie by ła w stanie nawet odczy tać cy fr na tarczach, nieważne, jak długomrugała oczami. Raisa! zawołała Marta, jej mechaniczka.Raisa otrząsnęła się ze zmęczenia. Tak, tak, już idę. Otworzy ła owiewkę, zebrała rzeczy i wy wlokła je na skrzy dło.Marta czekała na skrzy dle ubrana w koszulę i ogrodniczki, z podkasany mi rękawami, w chustcena głowie.Nie miała więcej niż dwadzieścia lat, ale po latach pracy z silnikami ręce zrobiły sięjej całkiem szorstkie. Wy glądasz okropnie powiedziała. To zaraz minie odparła pilotka. Wy starczy kieliszek wódki i miesiąc spaniaw puchowy m łóżku. Roześmiały się obie. Jak tam paliwo? Mało go zostało.My ślisz, że spala więcej, niż powinien? Wcale by mnie to nie zdziwiło.Zajeżdżasz go bez litości.Zaraz to sprawdzę. Jesteś złota.Podała pilotce rękę, by pomóc jej zejść na ziemię.Raisa przy ciągnęła ją do siebie i uściskała. Na pewno wszy stko w porządku? spy tała Marta. Raisa! Ina wracała właśnie ze swego samolotu, ciągnąc za sobą spadochron. Wszy stko w porządku?Naprawdę wolałaby, żeby ludzie przestali zadawać jej to py tanie. Chy ba jest po prostu zmęczona Marta odpowiedziała za nią. Wiecie, czego nam tupotrzeba? Jakiegoś wieczorku z tańcami.W okolicy jest przecież ty lu przy stojny ch chłopaków. Miała rację.W bazie pełno by ło pilotów, mechaników i żołnierzy, w większości bardzoprzy stojny ch.Proporcje kobiet i mężczy zn by ły bardzo korzy stne dla ty ch pierwszy ch.Raisaw sumie nigdy o ty m nie my ślała.Ina westchnęła. Trudno my śleć o flirtowaniu, gdy ciągle do ciebie strzelają.Marta oparła się na skrzy dle, spoglądając tęsknie. Po wojnie będziemy mogły się ładnie ubrać.Umy ć się prawdziwy m my dłem i pójść natańce. Po wojnie zgodziła się Ina. Jak już wy gramy zaznaczy ła Raisa. Jeśli zwy ciężą faszy ści, to nie będzie tu żadny chtańców.Zapadła cisza i Raisa pożałowała, że w ogóle się odezwała.Ilekroć mówili o wojnie, wszy scymilcząco zakładali, że to oni zwy ciężą.Bo jeśli przegrają, to w ogóle nie będzie żadnego potem.Raisa nie spodziewała się tego doży ć tak czy inaczej.* * *Drogi Dodia!Uznałam, że mogłabym nawet zrezygnować z tytułu asa, gdyby tylko oznaczało to, że obojedożyjemy do końca wojny.Nie mów nikomu, że tak powiedziałam.Straciłabym swoją ciężkozapracowaną opinię walecznej pilotki, wściekle zazdrosnej o Lilię Litwiak.Jeśli Bóg istnieje, możemnie usłyszy i w końcu gdzieś się odnajdziesz.%7ływy i nie w niewoli.Wrócimy do domu, do mamyi taty, i Niny i zapomnimy o wszystkim, co się tu działo.Od dzisiaj to będzie moje marzenie.Wciążmam ten okropny list, który napisałam na wypadek swojej śmierci.Powinnam go spalić, skoro teraznie ma już go dokąd wysłać.Twoja siostraRaisa* * *Alarm zabrzmiał o świcie.Odruchowo stoczy ła się z pry czy, szy bko włoży ła spodnie, koszulę, kurtkę i buty, chwy ciłarękawice i szy bko wy padła ze schronu.Ina biegła u jej boku.Samoloty warczały ponad głowami zwiadowcy wracający z patrolu.Mechanicy wszy scy ! kręcili się wokół maszy n stojący ch na pły cie.Uzupełniali paliwo,ładowali taśmy do działek i karabinów.To musiało by ć coś dużego.Nie poty czka, ale bitwa.Podpułkownik Gridniew wy głosił przemowę na pły cie lotniska.Ciężkie niemieckie bombowceprzekroczy ły linię frontu.Zewsząd ściągano my śliwce, żeby wy ruszy ły je przechwy cić.On samzamierzał poprowadzić pierwszą eskadrę.Startowali za dziesięć minut i zamierzali zaatakowaćwszy stkie my śliwce wy słane do eskorty bombowców.Druga eskadra kobieca miaławy startować za kwadrans i zatrzy mać same bombowce.W powietrzu aż zaroiło się od jaków, szum silników brzmiał jak brzęczenie olbrzy mich pszczół.Nie zostało już czasu na my ślenie, można by ło ty lko działać.Marta pomogła Raisie wejść dokokpitu, poklepała owiewkę, a potem skoczy ła na ziemię, by wy jąć klocki spod kół.Kilkanaściejaków ustawiło się przy pasie startowy m, czekając na swoją kolej.Jeden za drugim, jeden zadrugim&W końcu nadeszła kolej Raisy.W powietrzu poczuła ulgę nareszcie mogła coś zrobić.Tu,w górze, gdy ktoś ją zaatakował, mogła zrobić unik.Zupełnie inaczej niż na ziemi, gdy spadałybomby.Wolała czuć w ręku drążek, spust broni pod palcami.Wtedy czuła, że jest na swoimmiejscu.Spoglądając przez owiewkę, zobaczy ła, że Ina leci już na swojej pozy cji.Zasalutowała,a Raisa zamachała w odpowiedzi.Gdy cała eskadra by ła już w powietrzu, ustawiły się w eszeloni podąży ły za eskadrą Gridniewa.Już wielokrotnie latały z jego chłopakami, mieli czas, by zgraćsię ze sobą.Kobiety czy mężczy zni w powietrzu nie miało to znaczenia i większość pilotóww końcu zdawała sobie z tego sprawę.Gdy by się nad ty m zastanowili, pewnie by łoby to dla nichpewne objawienie, ale w powietrzu nikt nie miał czasu na zastanawianie.Raisie wy starczy łowiedzieć, że Aleksiej Bory sow lubił nurkować w lewo i wzbijać się pętlą w górę, jeśli coś poszłonie tak.Zofia Mironowa by ła ostrożną pilotką i często trzy mała się z ty łu.Walenty na Guszy naby ła szy bka i bardzo skuteczna w walce.Fiodor Baurin miał najlepszy wzrok i zawsze pierwszyzauważał cel.Jaki leciały w luzny m szy ku, gotowe rozproszy ć się i uderzy ć, gdy ty lko dostrzegą wroga.Raisa rozglądała się na wszy stkie strony, patrząc w górę i oglądając się przez ramię.Dowódcamiał współrzędne, oceniał, że do pierwszego spotkania może upły nąć jakieś dwadzieścia minut.Lada chwila powinni ich dostrzec& Tam! zawołał przez radio Baurin. Na pierwszej! Spokojnie oznajmił zaraz Gridniew. Zachować szy k.Teraz Raisa też dostrzegła wroga promienie słońca odbijające się od owiewek, samolotyzasty głe w powietrzu.Trudno by ło ocenić skalę i odległość.Jej własna eskadra poruszała się naty le szy bko, że wrogowie zdawali się stać w miejscu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]