[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na kobiety, które są w takich rzeczach biegłe, padająpaskudne podejrzenia.Wiecie, co mam na myśli.- Obrócił się naczubkach stóp w przód, żeby wyglądać na wyższego.Zakłopotany,spojrzał na Magdalenę i wyszeptał potem ciszej do ucha Adelaide:-Często rozsądniej jest być powściągliwym z takimi wypowiedziami.Magdalena rozumiała bardzo dobrze, co powiedział, a przedewszystkim, co miał przy tym na myśli, udawała jednak, że nic nie słyszy.- Rozumiem, drogi panie.- Adelaide zręcznie zmieniła stronę, wzięłago pod drugie ramię i w ten sposób przyprowadziła z powrotemdo Magdaleny.Zwracając się na wpół do niego, na wpół do niej,powiedziała:- Sądzicie, że kobieta powinna niektóre uwagi raczej przełknąć i niewypowiadać wszystkich słów, do których wypowiedzenia aż się pali.-Rzuciła Magdalenie osobliwe spojrzenie, zanim dodała: - %7łeby w efekcienaprawdę się nie spaliła.- No tak - powiedział Ehringer.Wydawało się, że w końcu pojął, coAdelaide knuła.Był rozdarty pomiędzy dwiema kobietami.Nie chciał anistraszyć Magdaleny, ani tracić względów Adelaide.Pierwszą cenił za jejmądrość, drugą podziwiał za zachowanie i wygląd.- Akurat moja kuzynka z jej wiedzą o specjalnych leczniczychmocach, ziołach i truciznach powinna być odtąd ostrożniejsza w tym, cowyjawia, prawda, drogi panie? - Adelaide pochyliła głowę, żeby zanadtonie górować nad krępym mężczyzną.- Jak dobrze, że zwróciliście nam nato uwagę.My, kobiety, jesteśmy po prostu zbyt naiwne, brakuje namwaszego doświadczenia.Wy jesteście bywali w świecie i macie pojęcie,na co w jakiej okolicy człowiek musi uważać.Wielkie wam dzięki zawasze rady! - Podarowała mu czarujący uśmiech.- Cóż.- Zakłopotany Ehringer skręcał swoją siwą brodę.Celowo starałsię nie patrzeć wprost na Magdalenę i mruczał bardziej do siebie niż doniej: - Aż tak proste te sprawy chyba nie są.- Macie, zobaczcie, pierwsze fiołki! - Carlotta wyskoczyła zprzeciwnej strony.Dumnie wyciągała do nich bukiecik niebieskichkwiatków.- Czyż to nie cudowne? Gdziekolwiek się pójdzie, możnaznalezć takie wspaniałości!Błyskawicznie okręciła się wokół własnej osi.Wyciągnęła przy tymręce na boki, jak gdyby chciała objąć cały świat.Rozbrykana niczymmłode zrebię, tańczyła wokół trojga dorosłych.Magdalena i Ehringer zulgą przyjęli dobry nastrój dziewczynki, który pozwolił im zmienić temat.Adelaide najpierw ściągnęła wargi, ale potem również się uśmiechnęła,choć z pewnym wysiłkiem.Z wahaniem podeszli bliżej pozostali kupcy: milczący Grafrath,którego lewą dłoń zastępował skromny żelazny hak, Knoll bez prawegooka, a także chudy Meinertshagen i niepozorny Wolff, w którymnajbardziej rzucało się w oczy to, że nie rzucał się w oczy.Dziękiradosnym pląsom Carlotty po raz pierwszy w tej podróży staliwszyscy razem, jak stwierdziła ze zdziwieniem Magdalena, kiedy jejwzrok wędrował po tym małym zgromadzeniu.Brakowało tylkoMathiasa.Piętnastolatek został przy drugim wozie.Pomachała do niegoręką, żeby przyszedł, ale popatrzył tylko przez chwilę i zdecydował sięjednak zostać z Gustavem i Niklasem, drugim woznicą.- Jakie są widoki, moi szanowni panowie: dotrzemy wkrótce do celunaszego dzisiejszego etapu? - Niby przypadkiem Adelaide przesunęła siędo środka małego kręgu.- Wydaje mi się, że tam z tyłu rysują się jużpierwsze wierzchołki wież Erfurtu.Jak na komendę kupcy odwrócili się na północny wschód.- Macie rację, tam z tyłu rzeczywiście widać już charakterystyczneszczyty katedry i kościoła Zwiętego Seweryna - wyjaśnił Ehringer.- Mimo to pozostaje nam jeszcze spory kawał drogi - wtrącił się Knoll.Wolff skinął głową, kiedy Grafrath ułożył kikut ramienia przed sobą izdrową prawą dłonią gładził żelazo.- Dlatego powinniśmy się pospieszyć, moi państwo.- Ehringer jakopierwszy założył na głowę kapelusz i skinął na zbrojnych.Czterejmężczyzni z końmi wrócili znad rzeki.- Dobrze, że nasza eskorta pomyślała o tym, by napoić również konie.Te biedne zwierzęta po takim piekielnym przestrachu naprawdępotrzebowały orzezwienia.- Tak, ci chłopcy są warci pieniędzy, które biorą.- Knoll z uznaniemprzymknął swoje jedyne oko.- Mam przy tym własne przemyślenia.Wostatnich miesiącach było o wiele za dużo napadów na kupców.Czasempracujący u nich strażnicy najmują się dla tych maruderów i pomagają imw plądrowaniu.- Dlatego nie należy nigdy zanadto skąpić na wynagrodzeniu.Dobrzeopłacone straże nie mają powodu, żeby sprzymierzać się z podłymmotłochem.- Po tej jak na niego niezwykle długiej przemowie Grafrathchwycił cugle swojego kasztanka, skinął damom głową i wsiadł na konia.- Wydaje mi się, że czerpiecie z własnego doświadczenia.-Adelaideszukała jego wzroku.- Czy to możliwe, że kupcy są obrabowywani, a byćmoże nawet zabijani przez własnych strażników? -Jej spojrzenie spochmurniało i odwróciła się.Magdalenapodejrzewała, że miała na myśli ten straszny napad na Ericka i Vinzentaostatniej jesieni, w którym jej mąż został zamordowany.- To by przecieżznaczyło, że nikomu nie można ufać.- Proszę się nie martwić, szanowna pani - włączył się Ehringer.-Zamoich ludzi gwarantuję osobiście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]