[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziała, że mąż nie wierzy jej zarzekaniom.Bo idlaczego miałby wierzyć? Wyglądało na to, żeprzeglądała fotografie Tommy ego z żalu i tęsknoty.Simon zaczął powoli zbierać ze stołu kartki raportu.Zakładał spinacze na poszczególne pliki, które następniechował do tekturowych teczek.Deborah zauważyła, żejedna z drukarek wciąż działa, więc żeby zyskać na czasie,podeszła, wyłączyła urządzenie i starannie je nakryła.Kiedy znów stanęła twarzą do męża, ten patrzył na nią,oświetlony przez wiszącą nad stołem żarówkę o wysokiejmocy.Deborah zatrzymała się w cieniu.Wiedziała, żeciemność litościwie skrywa wszystko, co odzwierciedlasię na jej twarzy. Wcale nie żyli potem długo i szczęśliwie odezwała się.Lepiły jej się dłonie, powieki piekły. Ty ija byliśmy zakochani.Pobraliśmy się.Chciałam mieć ztobą dziecko.Rozsądek pozwalał przypuszczać, żewszystko ułoży się zgodnie z moim planem, ale się nieułożyło.Usiłuję pogodzić się z myślą, że to jużnieodwracalne.I z tym, że. Poczuła, że wzbrania się przedpowiedzeniem czegoś więcej.Jej ciało zesztywniało,jakby próbowało ją chronić, odbierając jej mowę, leczpokonała ten opór..I z tym, że to wszystko właściwiemoja wina.Sama sobie to zrobiłam.Poruszył się na taborecie, wykonując ręką gest, którymiał zaprzeczyć jej słowom. To nie twoja wina, Deborah rzekł. W takiejsytuacji nikogo nie można obwiniać.Nie rozumiem,czemu szukasz winnych.Odwróciła twarz, nie żeby ukryć ją przed nim, leczraczej po to, żeby uniknąć spojrzenia mu prosto w oczy.Czerń za oknem.Własne odbicie w szybie oskarżyłoją o tchórzostwo i kazało mówić dalej.Pierwszy jednak odezwał się jej mąż. A nawet jeśli chcesz ustalić, kto jest winny, równiedobrze mogę nim być ja.Właśnie dlatego uważam, żepowinniśmy się zbadać.A jeżeli okaże się, że to ja.żeproblem jest natury genetycznej.będziemy mogli przyjąćto za punkt wyjścia. Urwał na chwilę, po czymspokojnie wrócił do wcześniejszego wątku. Będziemymogli znalezć dawcę. Czy tego właśnie chcesz? Chcę, żebyś była szczęśliwa.Słowa te były torturą, a zarazem wyzwaniem, choćDeborah wiedziała, że Simon chciał w nich zawrzećjedynie wyznanie miłości. A ty jaką za to zapłacisz cenę? spytała.Nie odpowiedział.Znowu odwróciła się do niego.Spojrzał na nią z narzuconym sobie spokojem, który miałświadczyć, że gotów jest wyrzec się satysfakcji ojcostwa.Jego oczy zdradzały jednak, że wcale tak nie myśli. Nie cicho rzekła Deborah. Nie, ukochany.Niepotrzeba nam żadnych badań.%7ładnych dawców.Niewarto, żebyś przez to wszystko przechodził.To ja mamdefekt.Wiem o tym. Nie możesz wiedzieć. Właśnie że wiem. Wciąż stała w drugim końcupokoju.Wydawało się, że tak jest lepiej.Nie wiedziała, cozrobi Simon, kiedy usłyszy prawdę, ale była pewna, żebędzie wolał zachować dystans. Widzisz.Wtedy poprostu o tym nie myślałam.Miałam tylko osiemnaście lat. Osiemnaście lat? powtórzył ze zdumieniem. Oczym ty mówisz? O przerwanej ciąży odparła.Nie dodała nicwięcej.Wiedziała, że nie ma potrzeby.Simon sam sobieresztę dopowie.Domyśliła się, że odgadł dalszy ciąg.Wzdrygnął się.Zbladł.Raptownie wstał. Nie mogłam ci o tym powiedzieć szepnęła.Naprawdę nie mogłam.To jedyna rzecz, jakiej o mnie niewiedziałeś.Tyle razy chciałam.ale zdawałam sobiesprawę, jak to przeżyjesz.co pomyślisz.A teraz.OBoże, zniszczyłam nas. A czy on wiedział? spytał St.James martwymtonem. Czy teraz wie? Nigdy mu o tym nie powiedziałam.Zrobił krok w jej stronę. Dlaczego? Ożeniłby się z tobą.Przecież chciał,abyście się pobrali.Co za różnica, że byłaś w ciąży? Nieprzeszkadzałoby mu to.Wręcz przeciwnie, cieszyłby się.Dałabyś mu to, czego od początku pragnął.Zyskałbyciebie oraz spadkobiercę.Dlaczego mu nie powiedziałaś? Wiesz, dlaczego. Nie wiem. Z twojego powodu. Deborah wybuchnęłapłaczem. Przecież wiesz, że z twojego powodu. O co ci chodzi? spytał. Ciebie kochałam.Nie Tommy ego.Tylko ciebie.Zawsze.Wiesz o tym. Szloch się nasilał, odbierając jejgłos.Próbowała jednak mówić dalej. Myślałam.wtedyjeszcze nie wiedziałam, że to naprawdę.a ty zawszebyłeś.chciałam.byłeś jedynym.Zawsze.Ale zostałamsama.a ty przez kilka lat do mnie nie pisałeś.Onprzyjechał do Ameryki.Wiesz, co było dalej.ja nie.byłam kimś.Usłyszała, że się poruszył.Rozległy się jegonierówne kroki, szybki stukot o drewnianą podłogę.Przezchwilę sądziła, że Simon wychodzi z pokoju.Przecież nato sobie zasłużyła.Właśnie w tym momencie stanął przyniej i wziął ją w ramiona. Deborah! O Boże! Deborah! Zanurzył dłonie w jejwłosy i przytulił twarz do jej ramienia.Poczuła, jak sercemu łomocze.Głos mu się rwał. Co ja ci zrobiłem? Nic.Nic odpowiedziała z trudem.Objął ją z całych sił. Wszystko robiłem nie tak.Wszystko na opak.A natobie się skrupiło.Mój lęk, pomieszanie, wątpliwości.Wszystko.Przez trzy cholerne lata.Tak mi przykro,kochanie. Wziął ją pod brodę i powtórzył: Kochanie. Ta fotografia. Nic nie znaczyła.Teraz już wiem.Patrzyłaś wprzeszłość.Nie ma to nic wspólnego z przyszłością.Minęła dłuższa chwila, nim Deborah uświadomiłasobie całą wagę jego słów.Simon trzymał w dłoniach jejtwarz, palcami ocierał łzy.Wymówił jej imię.Drżącymszeptem.Jej oczy znów napełniły się łzami. Jak mógłbyś mi wybaczyć? Jak mogę cię o toprosić? Wybaczyć? powtórzył z niedowierzaniem.Deborah, na miłość boską, przecież to było przedsześcioma laty.Byłaś wtedy kim innym.Miałaśosiemnaście lat.Przeszłość jest niczym.Liczy się tylkoterazniejszość i przyszłość.Teraz chyba już to wiesz. Nie rozumiem.Jak zdołamy odbudować to, comiędzy nami było?Przyciągnął ją do siebie. Nie poddając się odrzekł.Drobna mżawka spowijała mgiełką żałobnikówstojących wokół trumny Jimmy ego Haversa nacmentarzu South Ealing.Dla sierżant Havers, jej matki ipół tuzina starszawych krewnych zmarłego ustawionoplastikowy daszek, pozostałe osoby trzymały w rękachotwarte parasole.Duchowny wznosił modły o litościwysąd boży, oburącz przyciskając Biblię do piersi, a błotoopryskiwało mu rąbek sutanny.Lynley usiłował się skupićna słowach modlitwy, lecz rozpraszały go strzępy rozmówprowadzonych szeptem za jego plecami. Wie pani, musieli pertraktować, żeby go pochowaćna South Ealing.Pewnie kupili parcelę ze zniżką.Mają jąod lat.W tym grobie obok leży ich syn. Podobno Barbie sama go znalazła.Cały dzień leżałnieżywy.A jej matka siedziała w domu i nawet niedotarło do niej, że już po nim. Wcale mnie to nie dziwi.Wiadomo, stuknięta.Odwieków. Demencja? Stuknięta i już.Na dziesięć minut nie można jejsamej zostawić. O rany! To co Barbie teraz zrobi? Pewnie gdzieś ją odda.Muszą ją przecież przyjąćdo jakiegoś zakładu. Aatwe to nie będzie.Patrz pani na bidulkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]